
Fot. Cracovia
Przed meczem pytaliśmy trenera Dawida Kroczka o to, kto będzie w tym spotkaniu faworytem. Wydawało się, że delikatną przewagę powinny mieć „Pasy”. Z uwagi na grę na własnym stadionie, ekstraklasowy głód kibiców i atmosferę święta. Finalnie oglądaliśmy dziś przy Kałuży mecz ekip, którym niespecjalnie zależało na wygranej. Przynajmniej takie wnioski płyną po dzisiejszym bezbramkowym remisie.
W pierwszej odsłonie niebezpiecznych ataków próżno szukać. Oba zespoły się badały, minimalnie lepiej wyglądała drużyna gości. Imponował pomysł z wykorzystaniem Jonatana Braut Brunesa, który schodził głębiej, robiąc miejsce wybiegającego na wolne pole Franowi Tudorowi. Kapitan „Medalików” dobrze czuł się w roli dziewiątki, kilkukrotnie strasząc Cracovię. Ani razu jednak nie zdołał dojść do pozycji strzeleckiej.
Cracovia szukała szans z wrzutek, Ajdin Hasić kilkukrotnie przypominał, że lewą nową jest w stanie wiązać krawaty. Raz było bardzo blisko, kiedy „Pasy” zaatakowały z bocznego sektora boiska, ale grający dziś od początku Kacper Śmiglewski nie zdołał zakończyć akcji strzałem.
19-latek był bliski swojej pierwszej bramki w sezonie pod koniec pierwszych czterdziestu pięciu minut, kiedy otrzymał podanie od Benjamina Kallmana. Fin kapitalnie się zastawił, znalazł partnera, jednak Śmiglewski nie najlepiej się zachował przy strzale, piłka minęła bramkę „Medalików”.
Śmiglewski: Nie boję się rywalizacji z Kallmanem. Nasze relacje są koleżeńskie
Młody napastnik Cracovii, który dość niespodziewanie zaczął w pierwszym składzie był aktywny. Koledzy go szukali, a on sam bardzo często zbiegał głębiej, tworząc przewagę w środkowej strefie boiska. W drugiej linii imponował Raków, nieustannie Władysław Koczergin czy Gustav Berggren prezentują wysoką formę z jesieni, co za tym idzie „Pasy” miały problem z dominacją w tej strefie.
Najwięcej działo się po stałych fragmentach gry
Po przerwie Cracovia dwukrotnie zagroziła ze stojącej piłki. Najpierw bardzo bliski bramki był Virgil Ghita, ale jego uderzenie głową było niecelne. Minutę później uderzał Hasić. I znów niewiele zabrakło…
W końcówce kotłowało się pod obiema bramkami. Swoje szanse mieli Kallman czy Mick van Buren, z drugiej strony szalał Brunes. Za każdym razem czegoś brakowało. Na uznanie zasługuje postawa obydwu bramkarzy – Sebastiana Madejskiego i Kacpra Trelowskiego.
Wydawało się, że pod koniec zobaczymy przebłysk Leonardo Rochy, który trafił tej zimy pod Jasną Górę i zadebiutował. Nic o jego grze dobrego nie można jednak napisać. Niby się pokazywał, ale jeszcze potrzebuje się dotrzeć z kolegami. Mam wrażenie, że Portugalczyk zamiast czekać na piłki w polu karnym „Pasów”, zbyt często zbiegał w głąb.
Bramek przy Kałuży się niestety dziś nie doczekaliśmy. A szkoda. Mecz był zapowiadany jako hit 19. serii gier. Jak jednak powszechnie wiadomo, często hity rozczarowują. I to jest najlepsze podsumowanie dzisiejszych zawodów. Raków wciąż pozostaje drugi w tabeli, „Pasy” także zachowały piątą lokatę.
Po stronie plusów wyróżniłbym Jesusa Diaza z Rakowa, który wszedł w drugiej części i dał kilka impulsów. Szukał partnerów, sam nieraz kończył akcje strzałem, ale na dzisiejszą Cracovię to było za mało.
CRACOVIA – RAKÓW CZĘSTOCHOWA 0:0
Piłkarz meczu: Jesus Diaz