
Fot. Bologna, Grafika: Własna
Już jutro nasza reprezentacja zagra pierwszym mecz w eliminacjach do mistrzostw świata. W kadrze Michała Probierza znalazło się kilku zawodników z Serie A i Serie B. Nasi kadrowicze we włoskiej lidze czują się dobrze, a w pojedynczych przypadkach nawet znakomicie. Niestety ostatnie miesiące to tendencją spadkowa. Jak sobie radzą i czy był sens ich powoływać?
Zacznijmy od tego, kogo z Włoch ściągnął Michał Probierz. Z Serie A są to: Łukasz Skorupski (Bologna), Paweł Dawidowicz (Hellas Verona) i Kacper Urbański (Monza). Do tego dochodzi jedno powołanie z Serie B, czyli Bartosz Bereszyński (Sampdoria Genua). W pierwotnym układzie znaleźliby się jeszcze Sebastian Walukiewicz (Torino) i Nicola Zalewski (Inter), obaj jednak nie przybyli ze względu na problemy zdrowotne.
W co gra Michał Probierz? [KOMENTARZ]
Łącznie czterech zawodników z Itali, z czego aktualnie tylko jeden jest kluczową postacią w swoim klubie. No nie wygląda to najlepiej, ale na komentarz przyjdzie jeszcze czas. Zacznijmy od tego jak wyglądała sytuacja zawodników od ostatniego zgrupowania.
Łukasz Skorupski
Klub: Bologna
Pozycja: Bramkarz
Niekwestionowany numer jeden w bramce Bolonii Co prawda Skorupski nie gra w każdym meczu natomiast, wynika to z faktu iż trener Vincenzo Italiano chce mieć pod prądem rezerwowego golkipera, Federico Ravaglie. Polak w klubie gra kapitalnie, głównym jego atutem jest bronienie strzałów z dystansu. W 21 meczach reprezentant Polski wpuścił zaledwie 4 bramki zza pola karnego. Dla porównania, Alex Meret – czyli bramkarz wicelidera Serie A, Napoli – w 26 meczach wpuścił dwa razy więcej bramek zza pola karnego od naszego bramkarza.
„Skorup” może też wiele zawdzięczać obrońcą „Rossoblu”. Często oni zapobiegają tworzeniu groźnych akcji, jednak nie zawsze im się to udaje. Wtedy do gry wkracza Łukasz Skorupski, który pomimo tego, że często są to już sytuacje 100%, to on i tak znajduje na nie sposób. Dzięki temu wg. portalu Sofascore, Polak uratował swój zespół przed około trzema bramkami. Jak na przykład wygląda to u innych bramkarzy z czołówki? W liście bramkarzy z top 10 jest na 4. miejscu. Wyprzedza takie nazwiska jak: Yann Sommer, Alex Meret czy David De Gea, trzeba przyznać, że robi to wrażenie.
Kontrakt bramkarza wygasa wraz z końcem tego sezonu. Szanse na kontynuacje przygody są jednak dość duże. Miesiąc temu o chęci kontynuowania współpracy i przedłużenia umowy poinformowało „Corriere dello Sport”
Paweł Dawidowicz
Klub: Hellas Verona
Pozycja: Środkowy obrońca
Było pięknie i przyjemnie, ale niestety trzeba iść dalej. Paweł Dawidowicz jest podstawowym obrońcą w swoim zespole, gra regularnie i… w sumie to tyle. Ciężko znaleźć inne pozytywy z nim związane. Co prawda ostatni mecz z Hellasu z Udinese (1:0), był zdecydowanie lepszy niż reszta, to jednak jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Niestety, ale Dawidowicz w tym sezonie zaliczył katastrofalny zjazd. Piłkarz, który jeszcze rok temu był tym od którego zaczynaliśmy budowanie obrony naszej kadry, teraz jest z niej wypychany. I całkiem słusznie. Stoper wygląda jak wóz z węglem, który nie dość, że ciężko rusza, to jeszcze w pewnych momentach nie do końca wie co się dzieje w danym momencie na boisku. Jego decyzje są często błędne, ale jeszcze gorsze jest ich wykonanie. Najlepszym przykładem jest wślizg w meczu z Juventusem (0:2), gdzie Polaka chciał zamknąć drogę Andrei Cambiaso, ale zamiast tego wyjechał na długą podróż. Sam zawodnik odniósł się ostatnio do tej sytuacji w jednym z programów w Kanale Sportowym.
Co się stało z zawodnikiem, który jeszcze rok temu był naszym numer jeden do środka obrony? Pytanie dobre, natomiast jasnej odpowiedzi brak. Możemy jedynie przypuszczać, że duży wpływ miała na to kontuzja pod koniec 2023 roku. Od tego momentu, niestety wychowanek Lechii Gdańsk nie wygląda tak samo.
Czy są natomiast szanse na powrót starego, dobrego Pawła Dawidowicza? Oczywiście, że są. Piłkarz zbiera cenne minuty w klubie, które są w stanie pomóc mu w odbudowie.
Kacper Urbański
Klub: AC Monza
Pozycja: Pomocnik
Równia pochyła w dół, niezależna od niego. Tak w jednym zdaniu opisałbym ostatnie miesiące w wykonaniu Kacpra Urbańskiego. Od głębokiego rezerwowego w Bolonii do pierwszego składu Monzy i… znowu rezerwowego. Niestety, piłkarz przechodząc do Monzy miał odzyskać formę i zyskać minuty. To drugie na początku udało mu się nawet spełniać. Młody Polak dość szybko wskoczył do pierwszej jedenastki. Grywał regularnie jednak to na wiele się zdawało. Zero goli, zero asyst, zero zwycięstw i tylko jeden remis w 5 meczach. Wynik mówiąc krótko – fatalny to dla niego czas. Do tego ostatnie dwa mecze to grzanie ławy.
Kacper Urbański w Monzie. Nadzieja na nowe rozdanie
Co jeśli jednak powiem, że to wszystko co się ostatnio wydarzyło to nie do końca wina Urbańskiego? Zacznijmy od tego, że nasz reprezentant przychodził do najgorszego klubu w lidze. Trenerem wówczas był Salvatore Bocchetti. Ten jednak został dość szybko zwolniony i w jego miejsce wrócił poprzedni szkoleniowiec Alessandro Nesta. Co prawda obaj stawiali na podobny styl i tę samą formację (3-4-2-1), jednak obaj wystawiali Urbańskiego jako środkowego pomocnika.
W mojej opinii były gracz Lechii Gdańsk powinien w takim ustawieniu grać wyżej. Po pierwsze, brakuje mu trochę umiejętności w defensywie, żeby być jednym z dwóch środkowych pomocników i do tego w tak słabym klubie. Po drugie, kreatywność jaką cechuje się 20-latek byłaby lepiej wykorzystana bardziej z przodu. Niestety żaden z szkoleniowców nie potrafił tego dojrzeć. Przez to Urbański wiele tracił i nie był w stanie pokazać pełni potencjału. To poskutkowało zjazdem formy i ostatecznie wylądowaniem na ławce rezerwowych.
Na wylądowaniu na ławce był jeszcze jeden powód. Ostatnie dwa mecze to zmiana formacji z 3-4-2-1 na 3-5-2. To już dla mnie kompletny absurd, że reprezentant Polski nie gra. Nowa formacja tak naprawdę powinna pozwalać mu na grę na dwóch pozycjach. Pierwsza to środkowa pomoc. Ktoś zaraz powie, że przecież krytykowałem to jeszcze chwilę temu, a teraz nagle popieram. Różnica jest, jednak taka, że tu miałby dwóch partnerów w tej samej linii, co pozwalałoby na większy luz z przodu, zamiast jednego tak jak przy poprzednim ustawieniu. Drugą opcja to granie jako jeden z napastników. Takie rozwiązanie widywaliśmy już w kadrze i wyglądało ono nie najgorzej.
Bartosz Bereszyński
Klub: Sampdoria
Pozycja: Środkowy obrońca
Bartosz Bereszyński aktualnie reprezentuje barwy Sampdori, która… bije się o utrzymanie w drugiej lidze włoskiej. Generalnie na pierwszy rzut oka dramat. Jest w niej jednak istotną postacią, ale przesadziłbym pisząc, że jest to bohater czy ikona tego sezonu w swoim klubie. W samym zespole jest jedną z pięciu opcji trenera Andrea Sottila. Włoch lubi rotować w składzie i daje szanse wielu zawodnikom. Pomimo rotacji każdy z obrońców dostaje okazałą liczbę minut. Nie inaczej jest z naszym reprezentantem, który swoje szanse dostaje. Problem jest jednak z ich wykorzystywaniem w 100%. Bereszyński zagra raz lepiej raz gorzej, istna sinusoida. A czy taki piłkarz jest potrzebny w naszej kadrze?
Z jednej strony jest szansa na to, że będzie mocnym punktem, z drugiej istnieje ryzyko, że zawali mecz. Oczywiście rywale nie są jacyś wymagający, ale w mojej opinii lepiej budować nowych piłkarzy, którzy w tym sezonie mają bardziej wyrównaną formę. Nie trzeba nawet daleko szukać. Wystarczy, że z Genui przeniesiemy się do Spezi, gdzie gra Przemysław Wiśniewski. Były piłkarz Górnika Zabrze rozgrywa sezon życia i walczy ze swoim klubem o bezpośredni awans do Serie A. Zarówno cel, jak i forma to aktualnie tylko daleko idące marzenia dla Bartosza Bereszyńskiego.
Czy warto powoływać Polaków z Włoch?
Z wymienionej wyżej czwórki realnie na powołanie zasługuje jeden zawodnik. Jest nim Łukasz Skorupski. Gra klubowa to jednak nie wszystko i dlatego powołanie Kacpra Urbańskiego jest zrozumiałe. Sytuacja ma się inaczej jednak co do Pawła Dawidowicz i Bartosza Bereszyńskiego. Obaj moim zdaniem powinni zostać w klubach i tam pracować, żeby albo wrócić do formy i wyrobić sobie pewną pozycję w swoich zespołach. W ten sposób zabieramy im te możliwość i marnujemy szanse na wprowadzenie nowych twarzy do kadry. Coś co istotne dla naszego selekcjonera było jeszcze w zeszłym roku, teraz poszło w niepamięć. Czy jest to pierwsza taka sytuacja, gdzie to co mówi Michał Probierz, a to co robi Michał Probierz ma się nijak? Oczywiście, że nie, no ale co zrobisz.
Uważam jednak, że lista ta mogła być zdecydowanie bardziej pozytywna, ale we Włoszech panuje ostatnio choroba o nazwie kontuzje, która dość mocno dotknęła naszych zawodników. Przecież gdyby nie urazy, to mógłbym tutaj wymienić chociażby Sebastiana Walukiewicza, który ostatnio jest liderem defensywy Torino. Można by napisać o naszym duecie z Mediolanu. No, ale nic na to nie poradzimy. Pozostaje nam jedynie wierzyć, że na następne zgrupowanie będą oni gotowi.
Szkoda, że nasz selekcjoner nie postawił na mniej oczywiste nazwiska z Półwyspu Apenińskiego. Brakuje mi na liście powołanych Karola Linettego czy wspomnianego już Przemysława Wiśniewskiego. Jeszcze bardziej „odjechanym” nazwiskiem byłby Mateusz Praszelik, jednak tu problemem mogła być stabilność formy. Z drugiej strony jeśli szanse dostaje Bereszyński, który jest w podobnej sytuacji, to dlaczego by nie?