
Fot. PZPN
Już dziś na Stadionie Narodowym nasza kadra narodowa rozpocznie eliminacje do mistrzostw świata 2026. Od objęcia kadry przez Michała Probierza minęło nieco więcej niż półtora roku. Jest to dobry czas na pewne podsumowanie pracy i spojrzenie w przyszłość oraz zadanie filozoficznego pytania – dokąd zmierzamy?
Pierwsze kontrowersje
Probierz kadrę objął we wrześniu 2023 roku. Wybór prezesa Cezarego Kuleszy budził raczej negatywne uczucia u kibiców. Poza Probierzem bowiem jako selekcjonera rozpatrywano wówczas Marka Papszuna. Obecny trener Rakowa był w opinii kibiców osobą bardziej odpowiednią na to stanowisko. Jeśli pod uwagę weźmiemy też to, że w przypadku zatrudnienia Papszuna do sztabu miałby dołączyć Łukasz Piszczek, to brak takiego rozwiązania jeszcze bardziej rozczarował sympatyków polskiej piłki.
Probierz jednak był w strukturach PZPN. Prowadził on kadrę do lat 21. Więc jego zatrudnienie było zdecydowanie łatwiejsze. PZPN był w podbramkowej sytuacji i szukał kogoś w rodzaju strażaka, bo trzeba było reagować szybko. Nowy selekcjoner nie miał dużo czasu, żeby odmienić grę naszej reprezentacji i powalczyć o bilet na Euro.
Obiecujący początek
Probierz poszedł zupełnie inna drogą niż jego poprzednik. Było to logiczne, skoro Fernando Santosowi nie wyszło to wiadomym było, że trzeba coś zmienić. Nowy selekcjoner pozwolił na powrót vlogów ze zgrupowań, jeździł obserwować piłkarzy i bardziej otworzył się na media. Jego praca była widoczna.
Same powołania pokazywały, że sztab monitoruje wielu zawodników. Na listach nie brakowało debiutantów. Robił wszystko to, czego nie robił Santos. Już na pierwszym zgrupowaniu zaskoczył, ponieważ zaprosił na nie Patryka Pede. Młodego obrońcę występującego wtedy w Serie C. Jako że w defensywie nasza kadra zawsze miała problem (i to się do dziś nie zmieniło), to ruch ten mógł wydawać się w miarę naturalnym. W pierwszym spotkaniu z Wyspami Owczymi (2:0) oglądaliśmy dwa debiuty. Obok Pedy, swój pierwszy mecz w kadrze zagrał Filip Marchwiński.
Takie zabiegi pokazywały, że kadra faktycznie jest w budowanie. Ale nie takiej jak zawsze. Naprawdę coś się działo. Widać było, że Probierz kogoś testuje i robi to co niego należy.
Pierwsze sukcesy
Wyniki na pierwszym zgrupowaniu nie należały jednak do najlepszych. Wygrana z Wyspami Owczymi i remis z Mołdawią (1:1) to rezultaty, które nikogo w Polsce nie zadowalały. Złośliwi żartowali, że progres jest widoczny gołym okiem, bo za Santosa przegraliśmy z Mołdawią.
Te wyniki oznaczały jednak, że na turniej musimy awansować poprzez baraże, które były zapewnione z klucza Ligi Narodów. W nich udało się ograć Estonię 5:1 i po rzutach karnych z Walią awansować na wielką imprezę.
Probierz wykonał cel i w pewien sposób ugasił pożar. Poza tym dalej kontynuował swoją politykę i na zgrupowania zapraszał nieoczywistych zawodników. Probierz często powoływał piłkarzy z Ekstraklasy. Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. W końcu miał zbudować mocną kadrę na lata.
EURO 2024
Na turniej jechaliśmy bez większych oczekiwań. Polska trafiła do najmocniejszej grupy i każdy inny wynik niż powrót po trzech meczach do domu, traktowalibyśmy jako dużą niespodziankę. Selekcjoner wysłał powołania i tutaj obeszło się bez większych zaskoczeń, no może poza Mattym Cashem, który dochodził do siebie po urazie.
Po Euro selekcjoner wrócił do testów. Liga Narodów służyła jako poligon. Na wrześniowe zgrupowania powołany został Mateusz Kowalczyk. Młody pomocnik dobrze prezentował się w GKS-ie Katowice, co nie uszło uwadze selekcjonera. Kowalczyk jednak nie zadebiutował i od tamtej pory w kadrze go nie wiedzieliśmy, jest za to regularnie powoływany do reprezentacji młodzieżowej.
Jednak to miesiąc później Probierz najbardziej zszokował. Na zgrupowanie zaproszony został Maxi Oyedele, Mateusz Skrzypczak czy Micheal Ameyaw. Zawodnik Legii Warszawa wzbudził najwięcej emocji. Miał on bowiem rozegrane zaledwie 3(!) rozegrane mecze w Ekstraklasie i jedno spotkanie w Lidze Konferencji. Jednak wystąpił obu spotkaniach rozgrywanych przez kadrę w październiku. Był to po prostu test. Można było dyskutować o słuszności tego ruchu, ale to Michał Probierz budował kadrę i robił to, co uważał za stosowne. Miało to przynieść korzyści w przyszłości. No właśnie, miało.
Po co to wszystko?
Takie pytanie można zadać po opublikowaniu listy powołań na najbliższe mecze. Michał Probierz chciał testować i budować nieoczywistych zawodników. Piłkarzy którzy będą pasować do jego koncepcji i będą wartością dodaną dla kadry.
Od pierwszego meczu Probierza minęło około 1,5 roku. W tym czasie spadliśmy z dywizji A Ligi Nardów i wciąż mówimy o permanentnym placu budowy. Kadra dalej wygląda tak samo. Czy gramy zachwycająco? Nie. Czy wyniki są ponad stan? Też nie. Co prawda oglądamy w kadrze nowe twarze, ale co z tego, jeśli są to występy epizodyczne. Część z tych zawodników przyjeżdża na kadrę tylko raz i nie zawsze nawet debiutuje.
Oczywiście na tym polega selekcja. Takim przykładem jest Patryk Peda. Dostał szansę, nie dojechał poziomem, sytuacja w klubie też nie pomaga i został odrzucony. Tylko, że na tylu przetestowanych zawodników, to ta kadra powinna się jakoś zmienić. Powoływanie dla samego powoływania jest bez sensu. Selekcjoner musi umieć też odrzucić zawodnika na podstawie jego występów w klubie. A tutaj niektórzy zawodnicy na zgrupowaniach wyglądają jak… turyści.
Rozpocząć z przytupem! Jak Polacy otwierali eliminacje w XXI wieku?
Pierwotnie na marcowe zgrupowanie powołany został tylko jeden zawodnik z Ekstraklasy, Bartosz Mrozek jako czwarty bramkarz przewidziany tylko do treningów. Co stało się z filozofią Michała Probierza skoro na zgrupowanie, w którym mamy się zmierzyć z Litwą i Maltą widzimy głównie starą gwardię? Dowołani zostali Mateusz Skrzypczak i Dominik Marczuk, ale było to wymuszone przez urazy.
Co więc zbudowaliśmy, skoro na mecze z takimi rywalami musimy powoływać Nicole Zalewskiego, który jeszcze do końca się nie wyleczył. Czy to jest koniec budowy tej kadry i Michał Probierz uznał, że zdecydowana większość zawodników testowanych się nie nadaje? Mam nadzieję, że nie.
Co dalej?
Nie tak dawno pisałem, że jest to chyba najmocniejsza dostępna obecnie kadra. Pewnie tak jest. Tylko pytanie, czy potrzebujemy aż tak się spinać na mecze z Litwą i Maltą? Oczywiście do każdego rywala trzeba podejść z szacunkiem i nie można go zlekceważyć, ale to jest idealne zgrupowanie, żeby powołać 2-3 piłkarzy spoza tej żelaznej kadry.
Gramy z Litwą. Co trzeba wiedzieć o naszym rywalu?
Okazuje się, że Dominik Marczuk, który w debiucie strzelił gola jest tak daleko od kadry, że nawet kontuzjowany Zalewski jest pierwszym wyborem. A zmiana następuje dopiero po interwencji trenera Interu, Simone Inzaghiego. To właśnie na takie okoliczności monitoruje się innych piłkarzy, żeby zastąpić tych kontuzjowanych czy nie w pełni gotowych do gry.
Mam wrażenie, że selekcjoner trochę błądzi po omacku i jest obecnie w kropce. Zastanawiając się którą drogą iść. Niemniej trzymam kciuki za naszą reprezentację i mam nadzieję, że będziemy mogli oglądać jeszcze wiele dobrych meczy pod jego wodzą.
Dobry artykul. A co do tytulu, to nie leci z nami pilot