
Fot. Łączy Nas Piłka
W piątkowy wieczór reprezentacja Polski rozpoczęła eliminacje mistrzostw świata 2026, na start pokonaliśmy Litwę 1:0. Całkiem niezła atmosfera na Stadionie Narodowym, zwycięstwo naszej kadry, a mimo to kibic reprezentacji Polski może odczuwać po tym meczu więcej negatywnych emocji niż pozytywnych. I choć każdy na stadionie i przed telewizorem widział, że nam nie szło, to Michał Probierz wcale nie miał w planach tego zmieniać.
Bicie głową w mur
Litwa miała być tylko przetarciem dla drużyny Michała Probierza. Mecz z rodzaju tych do wygrania i odhaczenia. Stał się jednak meczem do… zapomnienia. Polacy nie stwarzali żadnych dogodnych sytuacji pod bramką gości. Najlepszą okazję do zdobycia bramki mieli Litwini, a dokładniej Giedrius Matulevicius. Jednak przed totalną klapą uratował nas Łukasz Skorupski.
Jeszcze bardziej niepokojącym było, że to u naszych północnych sąsiadów widać było pomysł na grę i jego realizację, a u nas tego brakowało. Nasza gra opierała się na wrzuceniu piłki w pole karne i liczenie, że w końcu coś musi wpaść. Tylko, że nawet tego nie robiliśmy dobrze.
Błędy w ustawieniu
Michał Probierz posłał do gry zarówno Mattiego Casha, jak i Przemysława Frankowskiego. Dwóch piłkarzy występujących na prawym wahadle, z tym że Frankowski zagrał eksperymentalnie na lewej stronie boiska. Takie ustawienie nie sprawdziło się najlepiej, co było do przewidzenia. Przy założeniu, że mamy wrzucać piłkę na pole karne, to prawonożny Frankowski na lewej flance nie miał za dużo do powiedzenia. Gdy już miał piłkę, to często schodził do środka, zwężając tym samym pole gry, co przy takim zatłoczeniu w środku pola też nie przynosiło korzyści.
Dużo lepiej prezentował się Cash. Ten jednak opuścił boisko w 68. minucie. Zmienił go Jakub Kamiński, który zagrał na lewym wahadle. Zawodnika Wolfsburgadał drużynie impuls i zanotował asystę przy bramce Roberta Lewandowskiego.
Jakub Kamiński: Zdajemy sobie sprawę, jak to wyglądało
Słaba druga linia
Od początku mogliśmy oglądać Jakuba Modera, Sebastiana Szymańskiego i Jakuba Piotrowskiego. Tak złożona została linia pomocy na Litwą. Osobiście spodziewałem się, że od pierwszej minuty zagra Mateusz Bogusz, a Sebastian Szymański zostanie cofnięty na ósemkę.
Takie ustawienie zwiększyłoby kreatywność w drugiej linii, co zdecydowanie pomogłoby przy budowie ataku pozycyjnego, na który byliśmy skazani. Michał Probierz na konferencji pomeczowej argumentował zaproponowane przez niego ustawienie tym, że zarówno Moder, jak i Piotrowski mieli posyłać uderzenia zza pola karnego. Problem jednak polegał na tym, że tych strzałów nie było. Piotrowski próbował dwa razy – w tym ani razu celnie, Moder – zero uderzeń, a Szymański jedna próba i to niecelna. Jak na zawodników, którzy mieli straszyć strzałami zza szesnastki, to statystyki te są po prostu śmieszne.
Wygrywamy z Litwą, ale cierpieliśmy niemiłosiernie [OCENY PIŁKARZY]
Przy czym ”trzymanie” Jakuba Piotrowskiego na boisku przez 77 minut jest również niezrozumiałe. Widać było, że to nie jest jego dzień i mu po prostu nie idzie. Rozumiem idee budowania zawodnika i dawania mu szansy na naprawienie swoich błędów. Tyle tylko, że w tym przypadku to prowadziło do jeszcze większego obniżenia się pewności siebie u zawodnika Łudogorca Razgard.
Nie tylko Michał Probierz
Całej winy za to spotkanie nie można zrzucić tylko na selekcjonera. To nie on biegał po boisku w Warszawie. Między zawodnikami występującymi w reprezentacji Polski, a tymi grającymi dla Litwy jest przepaść jakościowa. Widać to nawet po klubach, w jakich występują na co dzień. W meczach takich jak ten, Polska powinna wygrać samą jakością indywidualności. Powinien się znaleźć ktoś kto „weźmie” piłkę, ogra jednego i drugiego rywala i stworzy sytuację. Tak się jednak nie stało ani razu. Nasi reprezentanci grali słabo jako drużyna i słabo indywidualnie. Było dużo niedokładności, brakowało dryblingów czy celnych uderzeń. A przecież każdy z piłkarzy, którzy wczoraj zagrali z Orzełkiem na piersi, co tydzień udowadnia w swojej lidze, że potrafi to robić.

Przecież to nie Michał Probierz uczy ich podawać czy dryblować. To są elementy, które już dawno mają wypracowane. Dlaczego więc w biało-czerwonej koszulce zapominają jak to się robi? Czy aż tak nienaturalnie czują się w tym ustawieniu, czy może po ostatnich wynikach pewność siebie naszych reprezentantów jest na tak niskim poziomie? Nie wiem, co jest odpowiedzią na to pytanie. Wiem jednak, że Michał Probierz musi znaleźć źródło problemu jak najszybciej, bo inaczej ta kadra nigdy nie pójdzie do przodu.
Kolejny mankament
Na koniec chciałem powiedzieć jeszcze coś o elemencie na który sztab ma największy wpływ ze wszystkich podczas meczu. Są to oczywiście stałe fragmenty gry. Jak pokazuje m.in. Arsenal w piłce klubowej może być to zabójcza broń. Oczywiście nie oczekuję, że reprezentacja Polski w trzy dni na zgrupowaniu wypracuje to w takim stopniu jak największe kluby w Europie.
Jednak jakiś jeden czy dwa schematy rozegrania ułatwiłyby stworzenie zagrożenia. Wczoraj nasza kadra miała 11 rzutów rożnych i po ani jednym nie byliśmy nawet blisko zaskoczenie defensywy Litwy. Wyglądało to na wrzutkę w pole karne i liczenie, że może się tam coś dobrego wydarzy.
Niestety nic się nie wydarzyło.
Pytanie, jak będzie z Maltą.