
Fot. Real Madryt, Grafika: Własna
Bieżąca kampania LaLiga stała się absolutnie wyjątkowa, od dłuższego czasu nie oglądaliśmy regularnej walki między czołową trójką w dłuższej perspektywie. Wielokrotnie wydawało się, że sezon dla FC Barcelony czy wielkiej dwójki z Madrytu był skreślony, każda ekipa potrafiła się jednak genialnie podnieść. Po przerwie reprezentacyjnej pozostała ostatnia prosta – do rozstrzygnięcia ledwie dziesięć kolejek. Kto może okazać się pierwszy na mecie? Zapraszam na analizę.
Zwiększona liczba spotkań w Lidze Mistrzów sprawiła, że siły trzeba umiejętnie rozkładać, stąd pojawiają się wpadki w starciach ligowych. Najwięcej porażek przydarzyło się liderującej FC Barcelonie, takie spotkania przybierały często absurdalny obraz. Warto przypomnieć rywalizację z Leganes, ekipa Los Pepineros pogodziła także Atletico. W obu meczach siłacze mieli niebywałą przewagę, starcie z Blaugraną przeszło do historii hiszpańskiej piłki.
Trafienie z czwartej minuty Sergio Gonzaleza otworzyło zabawę w murowanie własnej bramki, nigdy nie widziałem tak nieporadnej piłkarsko drużyny. Goście kompletnie nie potrafili opuścić własnej połowy, w pewnym momencie zaniechali choćby prób celnych zagrań – wybijali piłkę jak najdalej od pola karnego Marko Dmitrovica.
It’s not Football, it’s LaLiga – FC Barcelona została kompletnie wypruta z nastawienia do ataku, mecz zakończył się zwycięstwem Leganes 1:0. Inne warte uwagi starcie miało miejsce kilka kilometrów od stadionu Los Pepineros – na Coliseum.
FC Barcelona traci punkty z Leganes. Liga będzie ciekawsza…
W Getafe dla silnych drużyn najważniejsze było dotąd pierwsze trafienie, FC Barcelonie powiodła się ta misja. Po niesłychanym podaniu Pedriego wolą walki wykazał się Jules Kounde, po błędzie Davida Sorii goście objęli prowadzenie. Ten mecz przełamał nawet taką prawidłowość, Getafe zdołało wyrównać i kompletnie pozbawiło rywala zapału do gry ofensywnej. Alejandro Balde w doliczonym czasie do drugiej połowy spoliczkował przeciwnika, za co obejrzał żółtą kartkę, kilka minut później obrońca Barçy chciał z własnej woli zejść z boiska. Było to najlepsze podsumowanie tego, jak ekipy z dołu stawki potrafią zabić mecz.
Wpadki ekipy Hansiego Flicka przydarzały się zatem w kompletnie absurdalnych okolicznościach, poza wspomnianymi była wysoka porażka z Osasuną (2:4) spowodowana przede wszystkim rotacjami, na które zdecydował się niemiecki szkoleniowiec. W domowych meczach z Atletico i Las Palmas Barça dominowała, dwukrotnie uległa jednak 1:2. Problemem jest gra na własnym boisku, Blaugrana grywa na Estadi Olimpic od początku sezonu 2023/24, mimo tego nietypowy obiekt nie stał się twierdzą choćby w najmniejszym stopniu. Mam wrażenie, że wyjazdy są dla Katalończyków bardziej przyjazne.
Dyspozycja w ostatnich meczach przyniosła sporo powodów do radości, w bieżącym roku Blaugrana jeszcze nie przegrała. Mecz z Atletico przed przerwą reprezentacyjną był niebywałym pokazem siły, w 70. minucie Alexander Sorloth podwyższył prowadzenie gości – na tablicy widniał rezultat 0:2. Gospodarze błyskawicznie wzięli się do pracy, Barça strzeliła cztery gole. Gwiazdą na choince było spektakularne trafienie Lamine Yamala z doliczonego czasu gry.

Dwa tygodnie wcześniej zdarzyło się kompletnie absurdalne spotykanie z Realem Sociedad. Czerwona kartka Aritza Elustondo rozpoczęła zabawę gospodarzy, statystyka sytuacji bramkowych wskazała 33:0! Piłkarze Txduri-Urdin mieli dość, nie chcieli wracać na plac gry po przerwie. Mecz zakończył się dość skromnym wynikiem 4:0, dla gości to były tortury.
Taki obraz spotykania przeciwko bardzo silnej drużynie, grającej wówczas w europejskich pucharach, jest zjawiskiem nieprawdopodobnym. Barça spędza marcową przerwę reprezentacyjną na pozycji lidera, dodatkowo ma do rozegrania zaległy mecz z Osasuną. Ten odbędzie się już za dwa dni, powodem zmiany terminu była śmierć lekarza Barcy, Carlesa Minarro.
Mecz FC Barcelona – CA Osasuna przełożony! Zmarł członek sztabu medycznego
Hansi Flick spektakularnie odmienił oblicze FC Barcelony
Katalończycy pozostają moim faworytem do zdobycia tytułu, Hansi Flick zastał drużynę murowaną, mimo fatalnej communis opinio, za kadencji Xaviego zdarzały się przyzwoite mecze. Zaprowadził ją na poziom Equipo de oro – ze złota, piłkarze zaliczyli niesłychaną eksplozję. Dyspozycja Pedriego ciśnie na usta najbardziej wymyślne przymiotniki – niebiański, przecudowny czy nawet skandaliczny.
Raphinha uzbierał w obecnej kampanii 27 goli i 20 asyst! Kapitan Blaugrany wszedł na poziom złotopiłkowy. Skutecznością wykazuje się także Robert Lewandowski, polski snajper potrzebuje tylko jednego trafienia by wyrównać dorobek z mistrzowskiej kampanii 2022/23 w rozgrywkach LaLiga. Bohaterów jest wielu, postawa Yamala przeczy dotychczasowym osiągnięciom natury w kwestii 17-latka. Ostatnio na piedestał wszedł także Wojciech Szczęsny, Polak w bramce Blaugrany nie przegrał jeszcze meczu.
Największym wśród wielkich pozostaje rzecz jasna Hansi Flick, były trener Die Mannschaft przebił wszelkie oczekiwania. W marcu niejako zabetonował swoją posadę w kolejnym sezonie.
Szalone wahania w tabeli sprowadziły się do sytuacji, w której taką samą liczbą punktów ma Real Madryt. Na przestrzeni kampanii już wielokrotnie wydawało się, że jedna z ekip jest kompletnie przekreślona. Po październikowym Klasyku, w którym Barça zdeklasowała „Królewskich” na Bernabeu. Dodatkowym akumulatorem miało być nastawienie, po wygranej 4:0 przypisywano tytuł Barcelonie.
Sześć kolejek później sytuacja zupełnie się odwróciła. Blaugrana połamała zęby we wspomnianych starciach na Montjuic z Leganes i Atletico, Real mimo drobnych wpadek złapał cenne oczka. Wówczas na czele tabeli byli „Królewscy”, noworoczną imprezę świętowali z aż ośmioma punktami przewagi nad trzecią Barçą.
Mało tego, po 19. serii gier liderem było Atletico, podopieczni Diego Simeone. Los Colchoneros jeszcze po starciu w jedenastej kolejce z Realem Betis (0:1) mieli aż dziesięć punktów straty do otwierającej stawkę FC Barcelony. Na szczęście był to mecz kończący dramatyczną serię, Atleti w końcu 2024 roku stało się potworem.
Piłkarze Realu wydają się kompletnie przeczołgani, poza Manchesterem City jest to ekipa, na której w największym stopniu widoczne jest zmęczenie natłokiem spotkań. Atutem Los Blancos pozostaje ogromna siła indywidualności, zdarzały się jednak spotkania, w których piłkarze biegali bez mapy. Wydawało się, że anarchia została zażegnana, na początku marca nadszedł jednak koszmarny mecz z Realem Betis (1:2). Los Blancos mentalnie zeszli z boiska po pierwszym kwadransie, powinni przegrać znacznie wyżej.
Isco jest wielki! Real Madryt na deskach w Sewilli
Okres przed przerwą reprezentacyjną Real spuentował wyrwanym zwycięstwem na Estadio de la Ceramica. Mecz z silnym Villarrealem był bardzo podobny do tego w Sewilli, tym razem mówiąc wprost udało się go przepchnąć. Dublet Kyliana Mbappe zakrył dramatyczną postawę gości, inną kwestią jest potworne przemęczenie, o którym mówił Carlo Ancelotti.
Carlo Ancelotti pogroził placem
Real kilka dni wcześniej rozegrał mecz rewanżowy w 1/8 finału Ligi Mistrzów przeciwko Atletico, starcie zakończyło się dopiero po serii jedenastek: – Nigdy więcej nie zagramy meczu bez 72 godzin odpoczynku. Następnym razem jeśli La Liga zaplanuje nam spotkanie z krótszą przerwą niż 72 godziny, to nie pojawimy się na meczu. – grzmiał Carletto.
Włoch dodał, że do komisji Ligi dwukrotnie skierowano wniosek o przełożenie spotkania. Warto zaznaczyć, że dogrywka skończyła się kilkanaście minut przed północą w środę. Mecz z Villarrealem odbył się już w sobotę o 18:30. Przerwa wynosiła zatem w optymistycznym wariancie około 67 godzin, w mojej opinii jest to skandal. Tego samego dnia o 21:00 grano na Montilivi, Girona mierzyła się z Valencią. Obie ekipy nie grały spotkań w środku tygodnia, dlaczego nie przesunięto rywalizacji choćby o dwie i pół godziny?
Najlepszym rozwiązaniem była organizacja zawodów w niedzielę. Przyjęło się, że Real Madryt i FC Barcelona rozgrywają mecze innego dnia, mimo tego, niepisany zwyczaj nie powinien być inwazyjny dla pucharowicza, który sezon wcześniej zdobył najwięcej punktów rankingowych UEFA w całej Europie.
Mam nadzieję, że wypowiedź trenera wpłynie na racjonalność związku, w przyszłości taka sytuacja nie może mieć miejsca. W tym momencie należy także odnieść się do sędziów, ci zwyczajowo wypaczają wyniki spotkań. Głośna dyskusja rozpoczyna się wówczas, gdy skandaliczne decyzje dotyczą czołowych ekip. Błędy pojawiają się jednak w niemal każdym meczu.
W obecnej kampanii arbitrzy zarówno pomagali, jak i przeszkadzali każdej drużynie z czołowej trójki. Najgłośniejszym echem odbyła się rywalizacja Espanyolu z Realem Madryt (1:0), kluczową bramkę zdobył Carlos Romero, który kilkadziesiąt minut wcześniej brutalnie sfaulował Mbappe. W mojej opinii takie wejścia powinny być karane dłuższym zawieszeniem, sędzia Alejandro Muniz Ruiz zastosował niedopuszczalną w przypadku rażących przewinień korzyść, wreszcie pokazał mu wyłącznie napomnienie. Jakże dobitny chichot losu sprawił, że obrońca Espanyolu w końcówce strzelił jedyną bramkę.
Skandali było tyle, że dyskusja na ich temat mogłaby trwać ciągiem kilka dni. W mojej opinii nie ma perspektyw na poprawę stanu rzeczy, zadumani w sobie Hiszpanie uważają, że nie ma potrzeby zmian. Pewne drgnięcia miało zapewnić spotkanie między przedstawicielami Realu Madryt a RFEF, być może najbliższe miesiące przeleją czarę goryczy.
Real, podobnie jak FC Barcelona, pozostał w grze w Lidze Mistrzów, ze względu na ten fakt podopieczni Ancelottiego nie zaznają w najbliższym czasie spokoju. Czeka ich dwumecz z poobijanym Arsenalem, mimo tego drużyna Mikela Artety z pewnością postawi mistrzowi Hiszpanii trudne warunki.
Atutem z pewnością pozostaje aspekt, który można uzasadnić tylko pięcioma słowami – Real Madrid Club de Futbol. Wielokrotnie dochodziło do zjawisk kompletnie irracjonalnych, w bieżącym roku można wskazać końcówki meczów z Manchesterem City (3:2) czy Valencią (2:1).
Gdy „Królewscy” przegrywają jedną bramką na pięć minut do końca podstawowego czasu, kibice mogą spodziewać się nawet zwycięstwa. Oczywistą kwestią jest błysk Mbappe, Viniciusa i szczególnie wpływowego Jude’a Bellinghama. Swoje mecze miewał także Rey de Champions League – Rodrygo.
Trzech Wielkich w ekipie „Królewskich”
W tym momencie chciałbym wyróżnić trzech bohaterów spoza pierwszych stron gazet. Przede wszystkim, postawa Federico Valverde powinna zostać opisana podobnym określeniami, jakich wyżej użyłem w kontekście Pedriego. Poza wykańczającą pracą w defensywie połączonej z praktycznym brakiem odpoczynku, Urugwajczyk dysponuje absolutnie najlepszym strzałem z dystansu w czołowych europejskich ligach.
Druga postać stała się niejako ofiara dotychczasowych dokonań, Thibaut Courtois w obecnej kampanii uratował Realowi kilkanaście ligowych punktów. Ponadto w znaczącym stopniu przyczynił się do zdobycia kolejnych szczebli w Lidze Mistrzów. Zdolność Belga do „zjechania z trzeciego piętra” jest ewenementem, bramkarz z pokaźnymi warunkami fizycznymi potrafi błyskawicznie interweniować w jednym z dolnych narożników bramki.
Trzeci bohater wyrósł u zarania listopada, po meczu z Osasuną (4:0) cały świat usłyszał o Raulu Asencio. Występy stopera to ewenement na skalę Pau Cubarsiego sprzed roku, rzecz jasna jest cztery lata starszy, jednakże dzięki tej eksplozji „Królewscy” przetrwali ciemne okresy urazów innych środkowych obrońców.
Na początku lutego na tej pozycji obok Asencio grywał Aurelien Tchouameni. Hiszpan poza szybkością posiada wysokie umiejętności gry w obronie, kapitalnie długie podanie czy wreszcie niepowtarzalny charakter. Człowiek z Castilli wchodzi do pierwszej drużyny, od początku staje się liderem instruującym kolegów – niesłychane zjawisko. W mojej opinii największym problemem podopiecznych Ancelottiego będzie pozostała liczba spotkań i spore wahania formy. Ofensywni piłkarze wielokrotnie odwrócą losy meczów, mimo tego pojawiają się uzasadnione słabsze momenty. Oglądając niektóre starcia można załamać ręce, w dalszym ciągu jednak Real pozostaje w walce o tytuł.

Atletico odpadło z rozgrywek Ligi Mistrzów, dzięki temu kalendarz w pewnym stopniu został odciążony. Jak istotna to zmiana, pokazał ostatni mecz z FC Barceloną, w końcówce drużyna Cholo kompletnie podupadła fizycznie. Blaugrana miała około 27 godzin więcej na odpoczynek, poza tym jej rewanżowa rywalizacja z Benficą (3:1) była dość przystępna.
Piłkarze Flicka się bawili, grali widowiskowo, Atleti z kolei musiało wypluwać płuca w dogrywce El Derbi Madrileño, szalona walka zakończyła się po serii jedenastek. Ponadto rywalizacja zakończyła się porażką, co bardzo negatywnie wpłynęło na morale zespołu z Metropolitano.
Real Madryt górą w rzutach karnych, „Królewscy” w 1/4 finale Ligi Mistrzów
Mam wrażenie, że była to misja „teraz albo nigdy” – ostatnia szansa dla Simeone na uszaty puchar, którego nigdy nie podniósł. Kampania 2024/25 może być ostatnią, w której Argentyńczyk poprowadzi Los Colchoneros. Nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, w której na czele Atleti stanie inny człowiek. Simeone w tej części Madrytu spędził już ponad 13 lat, to szkoleniowiec większy niż klub.
Obecny sezon stoi pod znakiem rezurekcji dokonanej w końcówce minionego roku, drużyna Cholo stała się wielowymiarowa, mimo tego niezmiennie potrafi genialnie zamrozić spotkanie. Ostatnio nastąpił pewien kryzys, w ciągu czterech meczów trzykrotnie ulegli w podstawowym czasie gry. Jedyna rywalizacja zakończona zwycięstwem prowadziła do wspomnianej dogrywki i bolesnego odpadnięcia z Ligi Mistrzów.
Julian Alvarez wszedł na galaktyczny poziom, nikt na wchodzie Madrytu nie żałuje ani centa, który złożył się na kwotę około 95 milionów euro, za którą trafił do Hiszpanii z Manchesteru City. Eksplozję zaliczył syn trenera – Giuliano Simeone, piłkarz stał się jedną z twarzy odbudowy Atletico w rundzie jesiennej.
Prymu ustępuje Antoine Griezmann, Francuz miewał momenty chwały przede wszystkim w listopadzie. Potrafi strzelać bramki, genialnie obsługiwać kolegów – w jego grze brakuje jednak kluczowej regularności.
Atleti może skorzystać przede wszystkim na problemach czołowej dwójki, po 28. serii gier traci do Barcelony i Realu cztery oczka. Atutem będzie z pewnością brak dodatkowych gier w Lidze Mistrzów, poza rewanżowym meczem w ramach półfinału Pucharu Króla w kalendarzu do końca klubowego sezonu widnieje tylko pozycja LaLiga.
***
Niesamowita kampania z pewnością przyniesie jeszcze wiele emocjonujących starć. Z pewnością wynik punktowy mistrza będzie słabszy niż przed rokiem, wówczas Real zdobył aż 95 oczek. Gdyby Blaugrana wygrała pozostałe 11 gier, zakończyła by na poziomie 93. W przypadku podopiecznych Flicka jest to możliwe, powzięli niebywały rozpęd, tylko potworne wpadki lub wszechobecne błędy sędziowskie zatrzymają ich przed tytułem.