
Fot. Jagiellonia Białystok / Kamil Świrydowicz
Ostatnie tygodnie w Lechu Poznań nie należały do tych najbardziej udanych. Słabe wyniki, kontuzje i przede wszystkimi utrata fotelu lidera Ekstraklasy. Runda rewanżowa względem pierwszej części sezonu to zdecydowany zjazd nie tylko jeśli chodzi o punktowanie, ale też pod kątem indywidualnej formy zawodników.
Forma Lecha Poznań w ostatnim czasie nie jest najlepsza. W ostatnich trzech meczach Lech dwa razy zgubił punkty, przegrał z Jagiellonią 1:2, jeszcze wcześniej poległ niespodziewanie z ostatnim w tabeli Śląskiem Wrocław 1:3. Po dwóch porażkach przyszedł czas wreszcie na przełamanie. Było nim wygrana z Koroną Kielce 2:0.
Ekipa z Poznania ogólnie rundę wiosenną gra mocno w kratkę i częściej raczej się kompromituje niż zaskakuje. To powoduje pytania, czy aby na pewno to jest zespół gotowy do walki o najwyższe cele. Pytania, które jeszcze kilka tygodni temu wydawałyby się abstrakcyjne, dziś są jak najbardziej zrozumiałe. Forma zawodników pozostawia wiele do życzenia. Tak naprawdę jedynym zawodnikiem, który dalej prezentuje formę z jesieni jest Bartosz Mrozek.
Jednak co tak naprawdę nie działa i jaka może być tego przyczyna? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, najpierw musimy rozłożyć Lecha na czynniki pierwsze, zaczynając od bramkarza i idąc przez każdą formację, kończąc na trenerze i zarządzie. Oczywiście cała ocena będzie za rundę wiosenną, a nie za cały sezon.
Spokój
Zacznijmy od bramkarzy, czyli od miejsca, gdzie kibic „Kolejorza” może być najbardziej zadowolony. W tym sezonie w skład golkiperów wchodzą: Bartosz Mrozek i Filip Bednarek. Mrozek to aktualnie niekwestionowany numer jeden w układance Nielsa Frederiksena. 25-latek rozegrał dotychczas wszystkie możliwe mecze w tym sezonie Ekstraklasy, w których zachował aż 11 czystych kont. Jest to człowiek, który wielokrotnie ratował swój zespół i na dzień dzisiejszy jest to zawodnik sezonu Lecha Poznań.
Filip Bednarek to jednak wielka niewiadoma. Na boisku w tym sezonie pojawił się tylko raz i to jeszcze w feralnym meczu w Pucharze Polski z Resovią Rzeszów (0:1). Tam Bednarek zaliczył niemały błąd, który kosztował Lecha utratę gola i jak się okazało, zakończył on przygodę drużyny z Wielkopolski w tych rozgrywkach.
Warto dodać, że kontrakt Bednarka z poznańską drużyną wygasa po tym sezonie i prawdopodobnie opuści klub. Jego zastępcą ma zostać Krzysztof Bąkowski, który rozgrywa bardzo dobry sezon na zapleczu Ekstraklasy w barwach Stali Rzeszów.
Nie jest źle, ale mogło by być lepiej
Czas na linię defensywy, gdzie sytuacja wygląda przyzwoicie, ale z drobnymi mankamentami. Zacznijmy od pozytywów. W nich można wymienić Antonio Milicia, który najpierw dobrze prezentował się na środku defensywy, żeby następnie przenieść tę jakość na jej lewą stronę. Niestety w meczu z „Jagą” doznał kontuzji i jeszcze przed przerwą musiał opuścić boisko. Z tego też powodu nie zagrał w meczu ze Śląskiem Wrocław (1:3).
Drugim pozytywem jest Rasmus Carstensen. Duńczyk do Poznania wszedł z drzwiami. Od razu został zawodnikiem pierwszej jedenastki. Usadził przy tym na ławce Joela Pereirę, czyli piłkarza, który był najlepszym prawym obrońcą naszej ligi w rundzie jesiennej. Piłkarz wypożyczony z FC Koeln udowodnił, że jego przeszłość związana z Bundesligą nie była przypadkowa. Jest to piłkarz, co do którego podchodziłem mocno sceptycznie. Rozważałem go bardziej w kontekście poszerzenia kadry, ale 24-latek zaskoczył i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

No i z pozytywów to na tyle. Teraz czas na zawodników, których nie można przypisać ani do wcześniejszej grupy, ani do grupy rozczarowań. W niej znaleźli się Bartosz Salamon i Alex Douglas. Jeśli chodzi o Salamona to jest to zawodnik, który gra na swoim, solidnym poziomie, natomiast zawsze dostosowuje się do gry zespołu. Jeśli drużyna gra dobrze, to on też wypada nieźle. Jeśli z kolei „Kolejorz” rozczarowuje, to Salamon wcale się nie wyróżnia i nie wygląda tak, jak powinien wyglądać lider.
Mam jednak mały problem do 33-latka. Wydawało mi się, że jest piłkarz, który będzie w stanie być jednym z liderów nie tylko pod względem piłkarskim, ale też mentalnym. Niestety ostatnie mecze i jego nierówna forma kompletnie zaprzeczają moim przepuszczeniom.
Alex Douglas, do którego oceny teraz przejdziemy, był jednym z objawień nie tylko samego Lecha, ale i całej Ekstraklasy. Dzięki temu zapracował na powołanie i debiut w reprezentacji Szwecji. Niestety w drugiej części sezon obniżył nieco swoje loty.
Jeśli chodzi o wyprowadzenie piłki, to Szwed dalej jest w naszej lidze absolutną topką. W grze obronnej także sobie radzi, natomiast po bardzo dobrej rundzie jesiennej wzrosły oczekiwania. I widać, że Szwed momentami sobie z tymi nie radzi. Dodatkowo pojawiają się problemy, jeśli rywal gra wysoko i stosuje pressing. Jest to o tyle ciekawe, że ta „wada” dała o sobie znać dopiero teraz. Uważam, że jeżeli grasz w takim klubie i ulegasz temu, to masz dwie opcje – szybko się tego naucz albo odejdź do klubu z mniejszymi aspiracjami. Ja jednak jestem w fanklubie nowego stopera Lecha i wierzę, że to tyko kwestia czasu, aż w końcu Douglas wróci na poziom, jaki prezentował na początku sezonu.
Czas na słowa krytyki i to w 100% zasłużone. Joel Pereira i Michał Gurgul mocno zawiedli i śmiało możemy nazwać ich rozczarowaniami 2025 roku. Do niedawna obaj grali w podstawowej jedenastce, teraz walczą, żeby dostać jakiekolwiek minuty. Zarówno Portugalczyk, jak i Polak nie mieli konkurencji w wcześniejszej fazie sezonu, jednak gdy ta się pojawiła, to ich forma zjechała na łeb na szyję.
Przy nazwisku Joela Pereiry warto jednak dopisać małego plusika. Jest nim wejście z ławki w meczu z Pogonią Szczecin, gdzie poza pięknym golem, dał powiew świeżości.
Bieda piszczy
Czas na pomoc, gdzie aktualnie jest naprawdę źle. Nie licząc Radosława Murawskiego i Afosno Sousy, każdy inny zawodnik zawodzi i gra poniżej oczekiwań. Wielki talent, jakim jest Antoni Kozubal to zupełnie inny piłkarz niż jeszcze kilka miesięcy temu. Słabe rozegranie i masa straconych piłek – tak w skrócie można opisać grę młodzieżowego reprezentanta Polski.

Jeszcze gorzej wygląda Filip Jagiełło. Były zawodnik Genoi pomimo zaufania trenera zawodzi wszędzie gdzie się tylko da. Nie daje absolutnie nic, a w pewnych momentach mam wrażenie, że Lechowi łatwiej grałoby się w dziesiątkę niż z Jagiełło na boisku. Dla mnie jest to zawodnik stracony, który po sezonie powinien odejść, a w jego miejsce przydałoby się sprowadzić pomocnika z prawdziwego zdarzenia. Szkoda, bo liczyłem, że piłkarz z przeszłością w Serie A, będzie powoli budował swoją pozycję w klubie, żeby na koniec okazać się jego kluczowym elementem. Tak się niestety nie stało i już teraz raczej wiemy, że się tak nie stanie.
Kolejny na liście jest Dino Hotić. Tu napiszę krótko – czas się pożegnać. Bośniak nie dość, że rzadko jest wystawiany przez Nielsa Frederiksena, to gdy już gra, to gra przeciętnie. Nie jest to może aż tak niski poziom co u Jagiełły, ale dalej jest to poniżej ambicji zespołu z Poznania. Tak jak wcześniej były gracz Cercle Brugge byłby sinusoidą, która raz wyglądała lepiej raz gorzej, tak ostatnio jest tylko gorzej.
Brak pomysłu
Atak to zupełnie inna para kaloszy niż inne linie formacji. Tu nie ma problemu z indywidualnościami, tu jest problem z pomysłem, kreatywnością i decyzyjnością. Można powiedzieć, że jest to identyczny problem, jaki występował w zeszłym sezonie. Oczywiście to nie jest ta sama skala, bo w sezonie 2023/24 to był istny dramat i kryminał. Teraz jakiś pomysł czasem się wytworzy, natomiast dzieje się to zdecydowanie za rzadko. Z takimi piłkarzami o takiej klasie powinno przychodzić to z lekkością.
Trzeba jednak wspomnieć też o kilka piłkarzach, którzy jednak wyróżniają się i to w negatywnym tego słowa znaczeniu. Mowa tu o Bryanie Fiabemie, Mario Gonzalezie i Kornelu Lismanie. Zacznijmy od Fiabemy. Szczerze, nie wiem jak Norweg znalazł się przy Bułgarskiej. Poza tym, że potrafi on jakkolwiek szybko biegać, to w zasadzie ciężko znaleźć inne pozytywy. Podawać nie potrafi – jedna asysta przez cały sezon i to jeszcze z główki… W pozostałych elementach również nie ma szału.
Mario Gonzalez to kolejna próba ściągnięcia dobrego rezerwowego napastnika. Kolejna nieudana próba. Co prawda na ten moment Hiszpan nie pokazał za wiele, natomiast to wystarczy, żeby stwierdzić, że to nie ma prawa się udać. Kornel Lisman z kolei to młody i możliwe, że utalentowany zawodnik, ale potrzebuje ogrania. Bo na ten moment zawodnik urodzony w 2006 roku, kiedy wchodzi na boisko, to nie do końca wie co się dzieje. Nie daje nic w ofensywie, ale dla odmiany, nie daje też nic w defensywie. Tak zwany piłkarz-widmo.
Kapitan
Czas na dość kontrowersyjną opinie – uważam, że Lech Poznań powinien zmienić kapitana. Mikael Ishak to niekwestionowana legenda 8-krotnego mistrza Polski i z tym nie ma co dyskutować, natomiast Szwed nie nadaje się na bycie kapitanem. Nie jest to piłkarz, który potrafi wstrząsnąć drużyną zarówno w szatni, jak i na boisku. Ishak z roli kapitana wywiązuje się tak samo jak na boisku spisuje się wspomniany już Bartosz Salamon. Jak jest źle, to jest źle, jak jest dobrze to jest dobrze.
Kto zatem powinien przejąć opaskę kapitańską? Moim zdaniem naprawdę jedynym rozsądnym kandydatem jest Radosław Murawski. Defensywny pomocnik spełnia prawie wszystkie wymogi, jakie potrzebne są liderowi zespołu. Ma charyzmę, ma charakter, no i wykazuje waleczność. Swoją drogą jest to kolejny problem „Kolejorza”, a więc brak liderów. To wpływa na brak mentalności.
Problem Lecha Poznań leży w strefie mentalnej
Trener
Niels Frederisken to z jednej strony dobry strateg i człowiek, który potrafi wycisnąć z piłkarzy maksimum, z drugiej czasem wygląda to tak, jakby sam nie miał już pomysłu na mecz. Niestety to drugie dość dobitnie widać w rund rewanżowej. Duńczyk nie potrafi podnieść mentalnie swoich piłkarzy, w momencie kiedy Lech traci gola, jest potężna zapaść. Doskonale przedstawiają to mecze, które „Kolejorz” w tym sezonie przegrał:
- 1:2 Widzew Łódź (2. kolejka)
- 0:1 Resovia Rzeszów (1/32 Pucharu Polski)
- 0:2 Puszcza Niepołomice (14. kolejka)
- 1:2 Górnik Zabrze (18. kolejka)
- 0:1 Lechia Gdańsk (20. kolejka)
- 0:1 Raków Częstochowa (21. kolejka)
- 1:3 Śląsk Wrocław (26. kolejka)
Oprócz tych spotkań Lech przegrał jeszcze z Motorem Lublin (1:2) i Jagiellonią Białystok (1:2). Różnica jest, jednak taka, że w tych spotkaniach to „Kolejorz” otwierał wynik meczu.
Duńczyk rzadko też trafia ze zmianami, ale z drugiej strony ciężko na to liczyć, jeśli na boisko wchodzą piłkarze pokroju Fiabemy, Jagiełło czy Lismana.
Czy jest to jednak trener gorszy od Mariusza Rumaka? Zacznijmy od tego czy Mariusza Rumaka w ogóle można nazwać trenerem. Odłóżmy jednak uszczypliwości na bok. W poprzednim sezonie w rundzie wiosennej Lech zgromadził 15 punktów, czyli o trzy więcej niż w tym. Różnice są jednak dwie. Niebiesko-biali grają zdecydowanie lepszą piłkę, milszą dla oka. Po drugie, reszta stawki wygląda znacznie lepiej niż przed rokiem. Kolejny aspekt to fakt, że drużyna Rumaka ciągnęła na oparach planu taktycznego Johna Van den Bromma, a więc wynik, który miał wtedy zespół nie był do końca zasługą polskiego szkoleniowca.
Pion sportowy
Pierwszy raz chyba od kilku lat to nie zarząd, jak i cały pion sportowy jest winny temu co się dzieję. Duża część transferów na plus, wyczyszczenie kadry z niepotrzebnych zawodników i wreszcie wzmocnienia w zimę. Oczywiście nie każdy transfer wypalił, ale to było pewne jeszcze przed rozpoczęciem sezonu, gdyż niewypały się zawsze trafiają.
W szczególności zarząd zaimponował tymi nietypowymi transferami. Kiedy do klubu przychodził Douglas czy Hakans prawie wszyscy łapali się za głowy. Jak się jednak po czasie okazało, dział skautingowy wiedział co robi.
***
Podsumowując, czy Lech to taka sama drużyna jak przed rokiem? Nie, choć punktowo wygląda to podobnie, to jednak styl i pespektywy są zdecydowanie lepsze. Ja na ten moment nie przekreślałbym tego sezonu, ale na pewno wystawił żółtą kartkę jako ostrzeżenie. Potrzebna jest praca z mentalnością i powrót do tego, co działo na początku sezonu. Szanse na mistrza są małe, ale jak mawiają – dopóki piłka w grze…