
Fot. Inter
Inter Mediolan zremisował z Bayernem Monachium 2:2 i przypieczętował awans do półfinału Ligi Mistrzów. Choć pierwsza połowa obfitowała w akcje, to brakowało w niej bramek. Te zobaczyliśmy dopiero w drugiej połowie. Trzeba było trochę czekać, ale było warto!
Brakowało kropki nad „i”
Inter Mediolan, a więc dzisiejszy gospodarz podchodził do tego meczu z niewielką zaliczką, którą udało się wypracować w Monachium. Tam podopieczni Simone Inzaghiego wygrali 2:1 z Bayernem. To dość mocno sugerowało nam jak najprawdopodobniej będą wyglądały dzisiejsze zawody.
Bayern Monachium jako zespół, który musiał gonić wynik przejął inicjatywę spotkania od samego początku. Głównie był to atak pozycyjny. Bawarczycy grali spokojnie i przy tym przewidywalnie. Większość akcji wyglądała w sposób następujący: parę podań w środku pola przy, zagranie do prawej strony, wiara w to, że Michael Olise wyczaruje coś z niczego. Swoje szanse na zdobycie gola mieli chociażby Leroy Sane, Thomas Mueller czy Harry Kane. Niestety dla nich albo strzały były niecelne, albo były na tyle słabe, że Yann Sommer nie miał problemu z ich bronieniem.
Grze „Die Roten” nie ułatwiał też fakt, że „Nerazzurri” grali nisko w obronie. Oczywiście sama niska obrona nic nie oznacza, ale piłkarze Interu są w tym mistrzami. To właśnie dzięki temu ekipa z Włoch wygrała przed tygodniem. Jak zatem udało jej się zdobyć dwie bramki? Inter to zespół momentów. Oni nie potrzebują atakować przez cały mecz, im wystarczy parę akcji. Na to samo liczyli w starciu na Giuseppe Meazza. Faktem było to, że sam plan mógłby być skuteczny już w pierwszej połowie. Problemem była jednak celność, a raczej jej brak. Strzały oddawane przez graczy „Nerazzurri” mijały się z bramką i to o dobre parę metrów.
Szybka i dosadna odpowiedź
Druga połowa to kopiuj wklej, w porównaniu z tą pierwszą. Różniła je tylko jedna, ale jakże istotna rzecz. Były to bramki. Wreszcie zamiast oglądać masę ataków, które kończyły się zmarnowaną okazją, zobaczyliśmy to, co w piłce uwielbiamy.
Na pierwsze trafienie nie musieliśmy długo czekać. Już w 52. minucie Harry Kane zaskoczył Yanna Sommera i wyrównał wynik dwumeczu. Anglik znalazł się niepilnowany w polu karnym i strzałem po ziemi pokonał szwajcarskiego golkipera. Bayern po strzelonym golu poczuł przez chwilę zbyt duży luz, przez co mógł już stracić gola minutę później. Na wysokości zadania stanął jednak młody Jonas Urbig. Obronił on groźny strzał Marcusa Thurama.
Jest jednak powiedzenie: „co się odwlecze to nie uciecze”. W tym przypadku sprawdziło się ono idealnie. Chwilę później Inter wykonał dwa rzuty rożne i… zdobył dwie bramki, a to wszystko w odstępie trzech minut. Najpierw piłkę do siatki skierował Lautaro Martinez, który jako pierwszy piłkarz Interu w historii strzelił 5 bramek w 5 meczach z rzędu w Lidze Mistrzów. Po chwili z gola mógł się cieszyć Benjamin Pavard. Francuski stoper, dla przypomnienia grał wcześniej właśnie w Bayernie, a teraz stał się jego katem.
Wszystko zmierzało już w stronę końca meczu i raczej nikt nie nastawiał się na gola dla Bawarczyków. Ba, prędzej wydawało się, że to gospodarze podwyższą prowadzenie! Nieoczekiwanie jednak to Bayern wyrównał wynik i wrócił do żywych. Ich chwilowym wybawcą okazał się Eric Dier, czyli najmniej oczywiste nazwisko. Anglik oddał strzał głową, a futbolówka przeleciała nad bramkarzem Interu.
Czemu Dier był chwilowym wybawcą? Otóż oprócz nadziei do ostatniej minuty, to trafienie nic więcej nie dało. Tym samym Inter awansował do półfinału Ligi Mistrzów, a Bayern żegna się z tymi rozgrywkami w sezonie 2024/25. W półfinale na Inter czeka już FC Barcelona, która wczoraj wyeliminował Borussię Dortmund. Mogliśmy mieć Der Klassiker w półfinale, a będziemy mieli śródziemnomorskie starcie.
Cały mecz na ławce przesiedział Nicola Zalewski. Był to też ostatni mecz w Lidze Mistrzów w barwach Bayernu Monachium dla Thomasa Muellera.
INTER MEDIOLAN – BAYERN MONACHIUM 2:2 (0:0), w dwumeczu 4:3
Lautaro Martinez 58′, Benjamin Pavard 61′ – Harry Kane 52′, Eric Dier 76′
Zabraklo im Moniki Olejnik. Proste