
Fot. Górnik Zabrze
Lechia Gdańsk nie powinna spaść z Ekstraklasy, jeśli dalej będzie tak grać (i znajdzie pieniądze na swoje utrzymanie). Między doliczonym czasem gry pierwszej połowy a 48. minutą Lechia była poza strefą spadkową, na 14. miejscu, Górnik tymczasem nie istniał na murawie. Ostatecznie jednak Lechia poległa, a mecz zakończył się wynikiem 1:2 dla przyjezdnych ze Śląska.
Tylko jeden zespół wyszedł na pierwszą połowę
Przez pierwsze czterdzieści pięć minut z hakiem oglądaliśmy na boisku jeden zespół piłkarski i jeden zespół aktorów ucharakteryzowanych na piłkarzy. Lechia bowiem naprawdę mogła się podobać – widać, że John Carver ma jakiś pomysł na ten zespół (choć materiał ludzki skutecznie utrudnia mu jego realizację), a zespół akurat uznał, że nie będzie trenerowi utrudniał życia wylewami w obronie lub w ataku – do czasu. Rolę kurczaka bez głowy odgrywała obrona podopiecznych Jana Urbana, bowiem Górnik był absurdalnie wręcz beznadziejny i to mimo, że pierwszy raz od pięciu spotkań wyjazdowych z drużyną na mecz pofatygował się Lucas Podolski, który do tego wyszedł w pierwszym składzie.
Na początku meczu aktywnie prezentowali się w Lechii zawodnicy ofensywni – Tomas Bobcek i Camilo Mena. Ten pierwszy niekiedy był aż zbyt aktywny, między innymi skasował wychodzącego do piłki Filipa Majchrowicza, przez co bramkarz Górnika skończył z zakrwawionym nosem, ten drugi zaś bardzo ładnie dryblował… Ale znów pokazał irytującą skłonność do bezsensownych w dobie VAR-u symulek – nawet Bartosz Frankowski się na nie nie nabiera, to powinno Kolumbijczykowi dać do myślenia.
Defensywa Lechii zaś wygląda dobrze.. nie to co po drugiej stronie, bo postawa obrony Górnika wołała o pomstę do nieba. Trzykrotnie ratował ją Filip Majchrowicz – raz wyjmując główkę Bobcka po rzucie rożnym, drugi raz broniąc rzut karny Camilo Meny, trzeci raz zatrzymując „uderzenie” Kryspina Szczęśniaka na własną bramkę. Jeśli chodzi o rzut karny… Zupełnie absurdalny kryminał w obronie i idiotyczny faul Dominika Szali – sfaulował rywala, który nie dość, że odbił od siebie piłkę, to jeszcze kierował się w stronę przeciwną do bramki, a nawet gdyby przyjął dobrze, to znajdowałby się przy linii końcowej pola karnego.
Ale wykonanie samego karnego niewiele lepsze – 0:0 na tablicy wyników… Mena uderzył beznadziejnie – gdybym ja był na miejscu trenera Carvera, to nigdy więcej bym go do „jedenastki nie opuścił”.
Górnik nie istniał również w ofensywie – pierwszy strzał oddał dopiero w okolicach trzydziestej minuty i było to uderzenie, jakie oddałby na bramkę dysponujący atomowym uderzeniem dziesięciolatek.
I w końcu przyszła kryska na matyska – w doliczonym czasie gry pierwszej połowy Rifet Kapić zaczął holować piłkę przed polem karnym Górnika, minął jednego, drugiego… I załadował – Majchrowicz był bez szans.
I wtedy wróciły stare demony
Jan Urban w przerwie wymienił dwóch zawodników – na boisko weszli Ousmane Sow i Filip Prebls, boisko opuścili fatalny Yosuke Furukawa i Dominik Sarapata. I zabrzanie się rozkręcili – w drugą połowę weszli atomowo – w 48. minucie błysnął Lucas Podolski, który z klasą wykończył akcję Górnika. Było 1:1 i mecz zaczął się od nowa.
Szybko padł drugi cios – w 59. minucie Erik Janża wpakował piłkę do bramki strzeżonej przez Samavskiya. Wrzutka Taofeka Ismaheela trafiła na głowę Luki Zahovicia, temu z uderzenia wyszło podanie do zupełnie niestrzeżonego Janży, który wyprowadził zabrzan na prowadzenie.
Później tempo meczu siadło – Lechia próbowała, ale nic z tego nie wynikało, bliżej gola numer trzy był Górnik – w 68. minucie Lucas Podolski rozegrał piłkę w polu karnym Lechii z Ismaheelem i mając przed sobą pół pustej bramki trafił w słupek z kilku metrów… mistrz świata z 2014 roku powinien zakończyć ten mecz z dubletem na koncie.
W samej końcówce wydarzyły się dwa warte odnotowanie wydarzenia – na murawie pojawił się Kacper Sezonienko, który śrubuje swoją serię meczów bez bramki oraz ładny rajd Sowa przed obroną Lechii prawie zakończył się w 90. minucie golem – ładnie zainterweniował jednak Samavskiy.
Lechia musi żałować wyniku – choć w drugiej połowie się już trochę posypała i spokojnie mogła ten mecz przegrać 1:3 lub 1:4, to pierwsza połowa przebiegała zupełnie pod ich dyktando i powinni wygrywać wyżej. Zatrzymał ich Filip Majchrowicz i własna nieskuteczność. Górnik natomiast był na boisku tylko w drugiej części meczu, ale to wystarczyło – trzy punkty dają im 7. miejsce, które zajmować będą przynajmniej do meczu Motoru Lublin z Legią Warszawa.
LECHIA GDAŃSK – GÓRNIK ZABRZE 1:2 (1:0)
45+2′ Kapić – 48′ Podolski, 59′ Janża
MVP: Filip Majchrowicz