
Fot. Real Madryt
Bieżącą kampania pokazała, jak poważne skutki może nieść wysokie natężenie spotkań. Niemal w każdej czołowej ekipie pojawiła się spora grupa zawodników, którzy mierzyli się z kontuzjami. Wśród nich są niewątpliwie Real Madryt i Arsenal, starcie w ramach ćwierćfinału Ligi Mistrzów stanęło pod znakiem wyszczerbionych kadr i sporych problemów z wystawieniem optymalnych jedenastek. Kto ucierpiał w większym stopniu? Zapraszam na zapowiedź spotkania na Emirates Stadium.
Wielki projekt
Ostatnie lata dla Arsenalu to niejako mityczna „wiara w proces”, Mikel Arteta objął drużynę w grudniu 2019 roku. W tym czasie zdobył trzy trofea – Puchar Anglii i dwa razy Tarczę Wspólnoty. Nie jest dorobek imponujący, kibice „Kanonierów” zostali jednak zaspokojeni harmonijnym rozwojem i stworzeniem tożsamości, która mimo nietypowej specyfiki mogła być pasjonująca.
Przede wszystkim jednak Arsenal w ostatnich dwóch sezonach zdobywał wicemistrzostwo, był równorzędnym rywalem dla hegemona z Manchesteru. Dwukrotnie przebił próg 84 punktów, w kampanii 2022/23 niejako wypuścił tytuł na ostatniej prostej.
Arteta miał swoje założenia, chciał budować drużynę od szczelnej defensywy. Od początku jego kadencji klub wydał niemal 800 milionów euro, znaczna większość została przeznaczona na linię obrony i pomocy. Mimo gigantycznych kosztów cel został zrealizowany tylko częściowo, William Saliba w poprzednim sezonie był jednym z najlepszych obrońców w Europie. Gabriel do świetnej gry w defensywie dołożył sporo trafień.

Problemy pojawiały się jednak na bokach obrony, Arsenal ma do dyspozycji świetnych piłkarzy: Ben White i Jurrien Timber. Piłkarze w kluczowych momentach zmagali się jednak z poważnymi urazami, wiosną poprzedniego roku niedostępny był Holender, w rundzie jesiennej pauzował White.
Jęk zawodu
Obecna kampania przyniosła jednak odmianę, przed jej rozpoczęciem „Kanonierzy” byli faworytem do tytułu, latem sprowadzono Riccardo Calafioriego i Mikela Merino. Na Emirates nie pojawił się jednak napastnik, w tej roli miał występować Kai Havertz.
Kampania rozpoczęła się przyzwoicie, nadeszły jednak pierwsze remisy. Kibice mieli ogromne pretensje do sędziów, którzy karali graczy Artety wątpliwymi czerwonymi kartkami. Niebywale regularny był Liverpool, strata ekipy z Londynu w tabeli się powiększała. Poważnego urazu doznał uniwersalny piłkarz – Takehiro Tomiyasu.
Wreszcie natłok spotkań dał o sobie znać, kontuzje łapali Ben White, William Saliba, Riccardo Calafiori i Bukayo Saka. To były spore ciosy, wśród fanów pojawiły się nihilistyczne nastroje. Liverpool oddalił się na dystans, którego odrobienie było niemal niemożliwe.
Drużyna utrzymywała się na pozycji wicelidera, kluczowi zawodnicy z czasem leczyli urazy. Doszło jednak do kilku zdarzeń, które kompletnie odwróciły optykę na bieżący sezon. Na przełomie roku świetną formę złapał Gabriel Jesus, który miał zostać podstawowym napastnikiem. Niestety, w meczu z Manchesterem United (1:1) doznał urazu, który wykluczył go do końca sezonu. Arsenal stracił wówczas jednego napastnika, jakby tego było mało, miesiąc później kampania zakończyła się także dla Havertza.
„Kanonierzy” pozostali bez nominalnej „dziewiątki”, w tej roli Arteta próbował wystawić Merino czy Trossarda. Sympatycy pogodzili się niejako z brakiem tytułu, do zdrowia wrócił Saka, ostatnio otrzymali jednak kolejny bolesny cios. Tym razem kłopoty ze zdrowiem dotknęły linię obrony – do końca sezonu nie zagra także drugi Gabriel – Magalhaes.
Jakub Kiwior zagra od początku w meczu z Realem?
Arsenal zmaga się zatem z gigantycznymi kłopotami kadrowymi, przeciwko Realowi zagrają bez nominalnego napastnika. W tej roli spodziewam się Merino, który będzie dodatkowym pomocnikiem w fazie defensywnej. Nadzieję może dawać natomiast eksplozja 18-letnich piłkarzy – Myles Lewis-Skelly jest faworytem do zajęcia miejsca na lewej obronie. Ethan Nwaneri zagrozi „Królewskim” z ławki rezerwowych. Uraz Gabriela to także szansa dla Jakuba Kiwiora, który powinien zagrać w duecie z Salibą. Przed rokiem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów Polak także otrzymał wielką szansę, wówczas wystąpił na lewej obronie w meczu z Bayernem (0:1).
Zapuszkowany smok?
Druga strona barykady wcale nie może cieszyć się większym komfortem, ba, ostatnio jest nawet gorzej! Real Madryt w samym 2024 roku zdobył o dwa trofea więcej niż Arteta od początku kadencji, w tym Ligę Mistrzów i mistrzostwo LaLiga. Hiszpański klub stoi w zupełnej opozycji wobec działań Arsenalu, cierpliwość kończy się w momencie, gdy na koniec sezonu gablota znacząco się nie wzbogaca.
Teoretycznie w obecnej kampanii Real wygrał już Superpuchar Europy i Puchar Interkontynentalny. Nikogo to jednak na Bernabeu nie zadowala, kompromitująca porażka w finale Superpucharu Hiszpanii (2:5 z FC Barceloną) sprawia, że sięgnięcie po jeden z trzech najważniejszych pucharów znalazło się w obligum.
Przed sezonem cel Realu był jasny – wygrać wszystko, co się da. Na Bernabeu trafił wreszcie Kylian Mbappe, tytułowany mianem najlepszego piłkarza na globie. Trzeba wziąć jednak pod uwagę, że zawodnik jest tak dobry, jak dopasował sobie warunki i okoliczności. U zarania sezonu było to problemem, Francuz rozczarowywał i miał gigantyczne problemy z aklimatyzacją.
22 grudnia 2024 roku Carlo Ancelotti powiedział, że: „jego okres aklimatyzacji się zakończył i już pokazał swoją dobrą wersję„. Niejako od tego momentu Mbappe stał się swoją wersją z PSG. W 2025 roku jest najlepszym piłkarzem w drużynie, wielokrotnie w pojedynkę ratował „Królewskich”.
Z drugiej strony były spotkania, w których grał tylko Mbappe. Reszta piłkarzy była niejako nieprzytomna, nie jest to jednak zarzut do ich umiejętności – winą za kompletny brak ładu należy obarczyć trenera. Zawodnicy biegali bez mapy, jakby grali bez szkoleniowca. Od wielu lat Ancelotti kojarzył się z obdarzaniem gwiazd sporą swobodą, w obecnej kampanii sprawiło to Realowi sporo problemów.

Największym zarzutem jest zupełna dezorganizacja w pressingu, wielokrotnie Jude Bellingham wyglądał, jakby chciał rozszarpać kolegów. Ci byli jednak zdezorientowali ze względu na brak określonego planu. Real jest drużyną, która zakłada najmniej efektywną pierwszą linię doskoku wśród czołowych europejskich ekip. Uwidoczniły to przede wszystkim mecze z Atletico, piłkarze Diego Simeone byli momentami zdziwieni, że z taką łatwością udawało im się wyprowadzać ataki.
Kuleje także defensywa, kontuzja Daniego Carvajala postawiła piętno na całym sezonie. Lucas Vazquez w roli prawego obrońcy wygląda niepoważnie, najpewniej dziś zagra tam Federico Valverde. Nie mniejszy problem jest z lewej strony, uraz dotknął Ferlanda Mendy’ego. Fran Garcia także jest w obronie niebywale nerwowy, po kontuzji jakiś czas temu wrócił David Alaba. W mojej opinii Austriak zupełnie nie nawiązał do formy sprzed urazu, w pojedynku z Saką może zostać zrównany z ziemią.
Problemy są także w środku pola, za żółte kartki zawieszony jest Aurelien Tchouameni. Obok Bellinghama powinien wystąpić Luka Modric, który w ostatnich spotkaniach został grającym trenerem. Największym zmartwieniem jest forma Eduardo Camavingi, pomocnik w lutym wyleczył uraz, mam jednak wrażenie, że ktoś podmienił wówczas zawodników. Forma Francuza nie przystoi do poziomu Realu Madryt. Kontuzjowani są Dani Ceballos oraz Eder Militao.
Ułożyć klocki
Wybór rozegrywa się niejako między Camavingą a Vazquezem, gdy zagra hiszpański zawodnik, Valverde zostanie przesunięty do środka pola. Obecność Urugwajczyka w drugiej linii także jest atutem, uważam jednak, że Vazquez w obecnej formie nie może wystąpić w ćwierćfinale Ligi Mistrzów – byłaby to ujma dla powagi spotkania.
Ostatnie tygodnie w wykonaniu Realu były bardzo niepokojące. Po porażce 1:2 z Realem Betis udało się zagrać całkiem niezły mecz z Atletico, na Bernabeu Real wygrał 2:1. Następnie było przepchnięte spotkanie z Rayo Vallecano (2:1), końcówka meczu była niebywale nerwowa, goście powinni wyrównać.
W rewanżu z Atleti „Królewscy” wyglądali słabo, awans wyrwali po rzutach karnych. Kolejny mecz z Villarrealem także zakończył się zwycięstwem, wynik zakrył jednak przebieg spotkania. „Żółta Łódź Podwodna” powinna wysoko wygrać, przeciętną dyspozycję Realu można uzasadniać tym, że mecz odbył się 68 godzin po zakończeniu rewanżu w 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Po przerwie reprezentacyjnej kolejny raz udało się odwrócić wynik i wygrać 3:2 z Leganes. Wreszcie Realowi przegrał w podstawowym czasie gry z Realem Sociedad, do finału Pucharu Króla awansował po golu Endricka w 115. minucie meczu. Ostatnio na Bernabeu „Królewscy” osiągnęli niejako szczyt marazmu. Czy zasłużyli na wygraną? Być może, byli lepsi, świetnie spisywał się Giorgi Mamardashvili. Vinicius zmarnował rzut karny, Valencia wygrała 2:1.
Piłkarze Realu są niejako przeczołgani, nie pomaga w tym podejście do spotkań. Kibice mogą mieć wrażenie, że zawodnicy liczą na to, że mecze wygrają się same. Z pełnym szacunkiem, być może na Leganes to wystarczy, starcie z Arsenalem musi jednak zostać potraktowane bardzo poważnie. Liga Mistrzów to rozgrywki Realu Madryt, wtorkowe wieczory z pewnością rozpalą piłkarzy „Królewskich”.
To będzie spotkanie drużyn, w których decydującą rolę odgrywają absencje kluczowych graczy. Bukayo Saka stanie na przeciw wielkiemu tercetowi, obok Mbappe zagrają Vinicius i Rodrygo, Brazylijczycy liczą na odzyskanie blasku w ich ulubionych rozgrywkach. Ostatnie starcie tych ekip w europejskich pucharach miało miejsce w 2006 roku.
Mecz mimo obustronnych problemów zapowiada się kapitalnie, to niebywale wymagający egzamin dla Carlo Ancelottiego i Mikela Artety. Pierwszy gwizdek na Emirates Stadium o godz. 21:00.