
Fot. Canal+ Sport screen
12011 kibiców oglądało dziś przy Kałuży koncert jednego zespołu i wyrób meczo-podobny w wykonaniu drugiego. Cracovia była dziś apatyczna, miałka i po prostu słaba. Ciężko cokolwiek dobrego o podopiecznych Dawida Kroczka napisać. Śląsk przyjechał po wygraną i wrócił z całkowicie zasłużonym kompletem punktów. Mecz zakończył się wygraną walczącego o utrzymanie Śląska 4:2.
Zaczęło się jak u Hitchcocka – od mocnego uderzenia wrocławian. W zasadzie kibice Cracovii nie zdążyli się porządnie rozsiąść, a już ich zespół powinien przegrywać. Mowa o świetniej okazji WKS-u, kiedy w stuprocentowej sytuacji pomylił się Assad Al-Hamlawi. Kapitalnie wyglądał na prawej stronie Mateusz Żukowski, który był motorem napędowym gości i dostarczał rewelacyjne piłki. Po kwadransie powinien mieć co najmniej dwie asysty, ale jego koledzy wszystko psuli.
Wreszcie w 28. minucie gości dopięli swego i po atomowym uderzeniu Żukowskiego cieszyli się z prowadzenia. Cracovia nie istniała. Była tłem dla piekielnie rozpędzonej ekipy Ante Simundzy. Goście byli naładowani energią i z dziecinną łatwością dochodzili do sytuacji strzeleckich. W zasadzie nie wiemy, dlaczego do przerwy Śląsk nie prowadził 3:0.
Jak powszechnie wiadomo, piłka nożna sprawiedliwa nie jest. I pod koniec pierwszej połowy Cracovia zdążyła wyrównać. Huknął z ostrego kąta Otar Kakabadze, piłka odbiła się pechowo od Aleksa Petkova i stoper zanotował bramkę samobójczą. Do szatni schodziliśmy z wynikiem 1:1, który był potwornie dla Śląska niesprawiedliwi. Cracovia nic nie grała, ale zdołała strzelić do przerwy.
Ten gol jednak nie pobudził podopiecznych Kroczka. Po przerwie znów widzieliśmy miałką ekipę „Pasów”, próbującą coś zrobić, ale zwyczajnie się nie dało. Goście byli szybsi, intensywniejsi w swoich działaniach. Można grę WKS-u porównać do postawy Chelsea, która kilka dni temu na drugim biegu wygrała z Legią 3:0 w 1/4 finału Ligi Konferencji. Oglądaliśmy przepaść pod każdym elementem.
Przez moment wydawało się, że Cracovia może wyjść na prowadzenie, na początku drugiej odsłony ładnie urwał się Benjmian Kallman, ale w kluczowym momencie zamiast szukać strzału, to postanowił poszukać… kontaktu z rywalem. Czując przeciwnika na plecach położył się w szesnastce gości. Reakcja sędziego? Gramy dalej…
Śląsk był bezwzględny i ruszył po swoje. Najpierw trafił napakowany energią Yehor Matsenko, który sprawił, że znów goście prowadzili. Bardzo mocno „pomógł” przy tej bramce Sebastian Madejski, który w absurdalny sposób piłkę wybijał. Zagrał wprost pod nogi Ukraińca, a ten huknął na 2:1.
Kolejny gol dla Śląska padł 9 minut później, popisał się Jose Pozo, który wyglądał dziś świetnie i obok Petra Schwarza i Mateusza Żukowskiego był najlepszy na placu. Hiszpan przymierzył perfekcyjnie, Madejski ani nie drgnął.
Poderwanie się „Pasów”
Wydawało się, że gol na 2:3 dla Cracovii przebudzi gospodarzy. Udało się zespołowi Kroczka przeprowadzić składny atak i po kapitalnej interwencji Rafała Leszczyńskiego, z najbliższej odległości uderzył Benjamin Kallman. Dla Fina to trzeci mecz z golem z rzędu. Wcześniej trafił z Puszczą (3:1), a przed tygodniem dał Cracovii remis przeciwko Stali (1:1).
To jednak było za mało. Gol kontaktowy podziałał na Śląsk jak płachta na byka i do końca WKS kontrolował boiskowe wydarzenia, tworząc kilka niezłych ataków. Na wyróżnienie zasługuje ten z 87. minuty, kiedy w sytuacji sam na sam uderzał wprowadzony z ławki Piotr Samiec-Talar. Pomocnik Śląska został jednak zatrzymany przez Madejskiego.
Jedno wielkie XD
Ciężko skomentować ostatnią bramkę w dzisiejszym meczu. Mowa o rzucie wolnym, który wykonywał Sebastian Madejski. Potwierdziło się, że gra nogami i długie piłki to nie jest mocna strona golkipera „Pasów”. Otóż podał on wprost pod nogi Buraka Ince i Turek postanowił zaryzykować i przymierzyć. Efekt? Spektakularny gol z kilkudziesięciu metrów, bezradny Madejski wpadł jeszcze do bramki, próbując interweniować.
Całość wyglądała przekomicznie. To komentuje się samo…
CRACOVIA – ŚLĄSK WROCŁAW 2:4 (1:1)
45+5′ Petkov, 79′ Kallman – 28′ Żukowski, 49′ Matsenko, 58′ Pozo, 90+4′ Ince
1 komentarz on “Kompromitacja Cracovii. Śląsk zasłużenie wygrywa w Krakowie”