
Fot. Canal+ Sport screen
23. seria gier Ekstraklasy pod kątem sędziowania rozpoczęła się bardzo przyzwoicie, kolejka bez błędów wydłużyła się także na rywalizacje sobotnie. Niestety w niedzielę nastąpiła kolejna niewytłumaczalna odmiana, w każdym (!) meczu pojawiał się gigantyczny błąd arbitra.
Wiadomym było, że sędziowie w ten weekend będą pod szczególną obserwacją wszystkich kibiców. To pokłosie wątpliwych decyzji ze środowego starcia w ramach Pucharu Polski. Legia Warszawa pokonała 3:1 Jagiellonię Białystok, w opinii wielu kibiców goście nie otrzymali dwóch ewidentnych jedenastek.
Skutki tych zdarzeń podjęto niezwłocznie, w czwartek odbyło się szkolenie dla arbitrów w zakresie protokołu VAR. W sytuacji z faulem na Oskarze Pietuszewskim został on wyraźnie i umyślnie zlekceważony. Ponadto prowadzący to spotkanie Piotr Lasyk i sędzia VAR Szymon Marciniak zostali wyłączeni z obsady na 23. kolejkę.
Zepsute święto?
Granie rozpoczęliśmy w Niepołomicach, to było pierwsze spotkanie miejscowej Puszczy, która pierwszy raz grała na własnym obiekcie na poziomie Ekstraklasy. Rywalem drużyny „Żubrów” był Motor Lublin. Na stadionie przy ulicy Kusocińskiego 2 zapanowało święto, arbiter Marcin Kochanek prowadził mecz bardzo przyzwoicie. W tym miejscu warto pochwalić sędziego za dwie przytomne decyzje.
W 53. minucie w szesnastce gości po starciu z Filipem Wójcikiem padł German Barkousky, sędzia nakazał grę od bramki. Po krótkiej analizie VAR decyzja słusznie została podtrzymana. Druga sytuacja miała miejsce w doliczonym czasie gry,
Dawid Szymonowicz w końcówce za faul na rozpędzonym Jacquesie Ndiaye obejrzał słuszne napomnienie. Mało tego, stoper Puszczy ruszył do arbitra z pretensjami. Sędzia Kochanek niemal wzorowo pokazał mu drugą żółtą kartkę w ciągu kilkunastu sekund.
Spotkanie byłoby idealne… do czasu. Niestety, w 85. minucie doszło do kompletnego nieporozumienia. Dośrodkowanie Konrada Stępnia ręką zablokował Herve Matthys. Decyzję boiskową podjął sędzia asystent, po błyskawicznej komunikacji arbiter główny wskazał na wapno.
Sędzia VAR Paweł Rączkowski w wywiadzie dla Canal+ mówił o kryteriach oceny, wskazał że obrońca próbował uniknąć kontaktu i odległość od zagrywającego była niewielka. W mojej opinii argumenty nie są zgodne z rzeczywistością, czasu na reakcję było relatywnie sporo, obrys działa wyraźnie poszerzony. Są to jednak kwestie sporne, najbardziej dziwi mnie jednak, dlaczego ponownie arbiter został zawołany do monitora?
Przypomnę, procedura ta powinna być uruchomiona w przypadku „jednoznacznego i oczywistego” błędu arbitra. W tej sytuacji moim zdaniem nie ma mowy o takim zdarzeniu, decyzja boiskowa zatem winna być utrzymana.

Jest to powielenie środowego błędu z sytuacji ze spotkania PP, podczas rywalizacji Legii z Jagiellonią (3:1), gdy Paweł Wszołek wpadł w Oskara Pietuszewskiego. W mojej opinii Puszczy należał się rzut karny, być może trafienie zaważyłoby o zdobyciu przez gospodarzy punktu, który może okazać się kluczowy dla utrzymania w Ekstraklasie.
Wojskowy mecz
Minęło ledwie kilkadziesiąt minut, obejrzeliśmy kolejną kontrowersję. Już w 45. sekundzie meczu Legii Warszawa ze Śląskiem Wrocław (3:1), Tudor Baluta fauluje Ryoyę Morishitę. Pomocnik WKS-u nie obejrzał za to choćby kartki, sędzia Damian Kos wskazał przywilej korzyści.
W tym przypadku mamy do czynienia z bezwględnym atakiem, Japończyk miał sporo szczęścia, że nie zakończył z poważnym urazem, moim zdaniem to „poważny i rażący” faul. Przepisy w takiej sytuacji nakazują wykluczyć piłkarza dopuszczającego się tak wyraźnego przewinienia. Tym razem procedura jest odwrotna, moim zdaniem sędzia VAR Jarosław Przybył powinien zaprosić Damiana Kosa do monitora. Baluta stuprocentowo zasłużył na wykluczenie.
Kolejna sporna sytuacja miała miejsce w drugiej części, po godzinie gry Artur Jędrzejczyk brutalnie zaatakował strzelca jednej dla Śląska bramki – Assada Al Hamlawiego. Kapitan Legii z impetem nastąpił na staw skokowy Szweda, sędzia Damian Kos pokazał mu żółtą kartkę.
Jest to wzorowy przykład postępowania zgodnie z protokołem VAR, ocena przewinienia jest niebywale trudna. Jeśli sędzia z boiska pokazuje napomnienie, nie może być przywołany do monitora, gdyż jego decyzja nie jest „jednoznacznym i oczywistym” błędem.
Podlaskie wybryki
Ostatnim spotkaniem była rywalizacja Jagiellonii Białystok z GKS-em Katowice, przed meczem Łukasz Masłowski wypowiedział się na temat środowych kontrowersji. Dyrektor Sportowy mistrza Polski wskazał, że w jego opinii gościom należały się dwa rzuty karne.
Spotkanie, który zamykało niedzielę z Ekstraklasą, toczyło się w spokojnym tempie, to Jagiellonia zagroziła wyraźniej. W 30. minucie strzał Jesusa Imaza po rykoszecie trafił w poprzeczkę Dawida Kudły. Sęk w tym, że piłka odbiła się od ręki Marcina Wasielewskiego w polu karnym gości.
Sędzia Wojciech Myć był świetnie ustanowiony, nie dostrzegł przewinienia. Gospodarze domagali się rzutu karnego, arbiter wymownie pokazał, że futbolówka trafiła w część ręki, która nie kwalifikuje się jako zabroniona.

Przepisy zawierają załącznik, który precyzuje kwalifikację takich zdarzeń. W mojej opinii piłka trafia gracza GieKS-y w czerwoną część na ilustracji. Arbiter popełnił więc błąd, który powinien skutkować zaproszeniem go do monitora.
Kluczowa sytuacja miała miejsce także w końcówce, w 88. minucie piłka po strzale Borjy Galana wpada do bramki białostoczan. Wcześniej Oskar Repka wpadł jednak z impetem w Sławomira Abramowicza, było to ewidentne przewinienie, sędzia Myć podjął słuszną decyzję, nie uznając bramki. Jagiellonia wygrała 1:0.
Podjęte kroki
Trenerzy wstrzemięźliwie wypowiadają się na temat tych decyzji, problem jest jednak bardzo wyraźny. Dziś odbędzie się spotkanie Przewodniczącego Komitetu Sędziów z Prezesami klubów Ekstraklasy, było ono jednak zaplanowane znacznie wcześniej.
Adrian Siemieniec został zapytany w pomeczowej rozmowie dla Canal+ o zachowanie sztabów w strefach technicznych. Kilka dni temu Szymon Marciniak pochwalił i wyróżnił Jagiellonię Białystok pod tym względem. Odpowiedź szkoleniowca była zaskakująca, wskazał, że pojawiły się u niego wątpliwości dotyczące skuteczności prawidłowych moralnie zachowań: – Są takie momenty w zawodzie trenera jak po ostatnim meczu, że człowiek zastanawia się czy warto iść drogą właściwą czy skuteczną. Czasami mam wrażenie że niektóre działania są właściwe ale nieskutecznie. We mnie jest troszkę goryczy, rozczarowania, bólu.
Szkoleniowcowi trzeba przyznać rację, oczekiwania należy postawić zarówno wobec sędziów, jak i sztabów, które dopuszczają się skandalicznych zachowań tuż przy linii bocznej.
Tomasz Tułacz zapytany o decyzje arbitra z meczu Puszcza-Motor także udzielił głosu: – Mogę tylko stwierdzić to, co powiedziałem sędziemu, który odwołał ten rzut karny – że największym problemem dla trenerów, a przynajmniej dla mnie, jest to, że w kolejnym meczu taka sama sytuacja będzie miała inne konsekwencje. I to jest największy problem, nic więcej. Jestem przekonany, że sędziowie nigdy nie chcą nikogo skrzywdzić, ale ja osobiście mam ogromny kłopot z interpretacją tych samych zdarzeń. Powoduje to u mnie oraz – z tego co widzę – u wielu obserwatorów uczucia negatywne. Nie będę jednak oceniał ściśle dzisiejszej pracy sędziów. Wiadomo, że starają się wykonywać swoją pracę jak najlepiej.