
Fot: Jakub Ziemianin / Raków Częstochowa
Bez dwóch zdań po weekendowych potknięciach Lecha Poznań i Jagiellonii Białystok, to Raków Częstochowa jest faworytem w wyścigu po tytuł mistrza Polski. Piotr Klimek daje „Medalikom” gigantyczne 81,5% na mistrzostwo. Jakie mecze przed zespołem Marka Papszuna i czy drużyna spod Jasnej Góry podtrzyma dobrą dyspozycję?
Raków cechuje solidność i powtarzalność godna przyszłego mistrza. To zespół bez wyraźnych defektów, który nie zwykł, by wywracać się na prostej. Oczywiście wpadki się zdarzały, jak chociażby niedawna porażka z Pogonią Szczecin na wyjeździe 0:1 czy wcześniej przed własną publicznością z GKS-em Katowice (1:2) na początku rundy wiosennej.
Na przestrzeni ostatnich kolejek Raków jednak pokazał, że ma najwięcej ligowej regularności i zmierza w kierunku mistrzostwa. Marek Papszun potrafił zarządzić zespołem, kiedy był zmuszony do trzech korekt w wyjściowej jedenastce na spotkanie ze Śląskiem Wrocław, pewnie wygrane 3:0. To WKS miał nóż na gardle w Częstochowie, jednak Raków bardzo łatwo rozprawił się z zespołem Ante Simundzy.
Śląsk Wrocław rozbity w Częstochowie. Raków odjeżdża rywalom
Przed Rakowem dwa trudne mecze, po których będziemy w 100% powiedzieć, czy podopieczni Papszuna okraszą ten sezon mistrzostwem. W najbliższy weekend Raków jedzie do Mielca na rywalizację z miejscową Stalą, która jest pod kreską i gra o życie. Tydzień później z kolei „Medaliki” podejmują Jagiellonię Białystok. Mistrzowie Polski szans na mistrzostwo praktycznie nie mają (Klimek daje Jagiellonii 0,5%), natomiast muszą uważać, by nie wypaść poza podium, bo mocno naciska Pogoń Szczecin. W następnej serii gier Raków zagra z Koroną na wyjeździe, a w ostatnim meczu sezonu podejmie Widzew Łódź.
Lech Poznań i jego wewnętrzne demony
Lech Poznań z kolei sam sobie napytał biedy. Wydawało się, że podopieczni Nielsa Frederiksena nie odpuszczą Rakowowi na krok, jednak sami wywracają się na – wydawać by się mogło – prostej drodze. Na własne życzenie Lech w weekend wypuścił komplet punktów, remisując z Radomiakiem 2:2, gdzie do przerwy prowadzili przecież poznaniacy.
Mecz w Radomiu był bliźniaczy do starcia z Motorem Lublin (2:1) w ramach 28. kolejki. Wówczas co prawda Lech „dowiózł” wynik, jednak po przerwie wyraźnie jechał na oparach. I to jest największy problem Lecha – znikomy mental, który praktycznie przekreśla „Kolejorza” w walce o tytuł. Szanse matematyczne wciąż są – Lech ma ich bowiem 18% (dane za tabelą Piotra Klimka), jednak nawet jeśli Raków przegra w Mielcu, a Lech pokona u siebie Puszczę i prześcignie ekipę Papszuna, to nie ma żadnej gwarancji, że Lech zachowa powtarzalność do końca. Bo jeśli od września zespół z Poznania nie jest w stanie grać regularnie i równo, mając tylko jedno spotkanie w tygodniu, to trzeba być tylko naiwnym, by wierzyć, że na ostatniej prostej sezonu coś w tej materii by się zmieniło.
Ishak i długo, długo nic. Lech Poznań i uzależnienie od jednego napastnika
Poza wspomnianym meczem z Puszczą (który spacerkiem nie będzie), przed drużyną Nielsa Frederiksena rywalizacja z Legią Warszawa, GKS-em Katowice i Piastem Gliwice. „Wojskowi” co prawda o mistrzostwie nie mają prawa marzyć, jednak zawsze starcia Legii z Lechem generują wielkie zainteresowanie i są szczególne – niezależnie od zajmowanych miejsc w tabeli, obie ekipy chcą wygrać, i to najlepiej w takim stylu, w jakim Lech rozprawił się z Legią jesienią przy Bułgarskiej (5:2 – red.).
Czy Lech Poznań ma szansę na zostanie mistrzem? Moim zdaniem tak, natomiast musi błyskawicznie poprawić mental i nie tylko dobrze mecze zaczynać, ale też mądrze i rozsądnie zarządzać prowadzeniem. Bo spotkanie z Radomiakiem nie było jakąś aberracją, tylko naturalną konsekwencją tego, że poznaniacy spuścili z tonu po przerwie i myśleli, że „samo się wygra”.
Jagiellonia w walce o utrzymanie miejsca na podium
Jeśli chodzi o Jagiellonię, to zespół z Podlasia w ostatnim czasie mocno zawiódł. Udało się zaskoczyć z Legią i wygrać przy Łazienkowskiej 1:0, natomiast z uwagi głównie na intensywny sezon i potężne zmęczenie rozgrywkami, „Jaga” w ostatnich spotkaniach ligowych poległa – w obu meczach 1:3, najpierw z Zagłębiem Lubin, tydzień później z Koroną.
Przed drużyną Adriana Siemieńca teraz najważniejsza walka – nie o mistrzostwo, ale o to, by zachować miejsce na podium. Doskakująca Pogoń Szczecin ma tylko dwa punkty straty do „Jagi”, w perspektywie mecz bezpośredni w Białymstoku. Czy obecnie Pogoń ma większe szanse na trzecie miejsce? Moim zdaniem tak, natomiast z pewnością wynik ostatnich meczów w sezonie w Ekstraklasie będzie zdeterminowany rezultatem z finału Pucharu Polski. Wygrana z Legią oznaczałaby przypływ energii i dodatkowe paliwo na ostatnie mecze. Ewentualna porażka mogłaby dobić „Portowców” mentalnie.
Kto zostanie mistrzem Polski?
Faworytem wyścigu jest Raków, który co prawda ma kilka trudnych meczów przed sobą (Stal Mielec, Jagiellonia Białystok), ale którego cechują cechy przyszłego mistrza – powtarzalność, solidność i często niedoceniana umiejętność „przepychania spotkań”. Lech z kolei jest nierówny, rozczarowuje na wyjazdach i ma przed sobą dwie, a nawet trzy trudne rywalizacje (Puszcza Niepołomice, Legia Warszawa, GKS Katowice).
Jagiellonii oczywiście szans nie można odbierać, natomiast już białostoczanie zasługują na wielkie uznanie, mowa o wyniku, który zespół Adriana Siemieńca wykręcił w Lidze Konferencji. Bezsprzecznie jednak najważniejszą walką będzie ta o utrzymanie podium z Pogonią Szczecin.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
1 komentarz on “Droga do mistrzostwa nie jest usłana różami. Czy Raków zachowa powtarzalność?”