
Fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com
Niespodzianka! Tak jednym słowem można określić ostatnie niedzielne spotkanie 19. kolejki Ekstraklasy. Grająca w osłabieniu Legia zremisowała z Koroną Kielce 1:1. Bramkę dla gości zdobył Adrian Dalmau, zaś dla gospodarzy strzelał Steve Kapuadi.
Eksperymentalne ustawienie
Goncalo Feio po raz kolejny zszokował kibiców, gdyż mecz z Koroną postawił na dosyć eksperymentalny skład. Większość osób spodziewała się, że od pierwszej minuty zagrają powracający po kontuzjach Jurgen Elitim, Ruben Vinage czy Kacper Tobisz. Nic bardziej mylnego. Feio postawił na niekonwencjonalne rozwiązanie i na lewej stronie obrony umieścił… Ryoye Morishite.
Zamiast Tobiasza zdecydował się postawić na sprawdzonego Gabriela Kobylaka, zaś w środku pola od pierwszych minut grał Kacper Chodyna. Trener Feio te decyzje argumentował powolnym wprowadzaniem do gry Portugalczyka oraz Kolumbijczyka, zaś wystawienie Kobylaka było podyktowane wyłącznie aspektami sportowymi. W pierwszym składzie wyszedł Wahan Biczachczjan, dla którego był to oficjalny debiut w barwach “Wojskowych”.
Legia dopięła transfer! Biczachczjan wzmocnił „Wojskowych”
W związku z nieudanymi negocjacjami w sprawie transferu ewentualnego napastnika portugalski trener postawił na jedyną w miarę pewno opcje w tym sezonie – Marca Guala. W wywiadzie przedmeczowym były trener Motoru Lublin wyznał, że na dniach do klubu powinien trafić nowy napastnik.
Po drugiej stronie murawy większych zaskoczeń w podstawowej jedenastce nie widzieliśmy. Trener Jacek Zieliński postawił na sprawdzony skład z jednym wyjątkiem. Na pozycji bramkarza zamiast Xaviera Dziekońskiego ujrzeliśmy Rafała Mamle, dla którego było to trzecie spotkanie w tym sezonie ligowym. Do składu po wielu miesiącach nieobecności powrócił ulubieniec kibiców – Nono.
Jednostronny początek
Od pierwszych minut Legia narzuciła swoje tempo gry i to “Wojskowi” kreowali większość akcji. Piłkarze “Scyzorów” jednakże bardzo dobrze bronili dostępu do swojego pola karnego i na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje jakkolwiek zagrażające bramce strzeżonej przez Rafała Mamle (najgroźniejszy był strzał Urbańskiego z 11 minuty).
Wyraźną przewagę gospodarzy pokazują dobitnie statystyki. Po pierwszych 15 minutach piłkarze Legii mogli się pochwalić aż 70% posiadaniem piłki.
Dwie minuty, które wstrząsnęły Legią
Dopiero w 17. minucie Korona Kielce pokazała, że potrafi atakować. Po niecelnym podaniu Wahana Biczachczjana, do piłki dopadł Wiktor Długosz, któremu udało się oddać strzał na bramkę Gabriela Kobylaka. 22-latek popisał się jednak świetną interwencją i utrzymał wynik.
Kolejny błąd warszawiaków był jednak opłakany w skutkach. W 22. minucie błąd popełnił Kobylak, którego podanie trafiło wprost pod nogi Adriana Dalmau, a Hiszpan bezlitośnie zamienił ten prezent na bramkę.
Drugi cios nastąpił zalewie minutę później. Po raz kolejny Wiktor Długosz urwał się obrońcom Legii, tym razem jednak został powstrzymany przez Ryoye Morishite. Japończyk faulował napastnika Korony. Sędzia Jarosław Przybył bez cienia wątpliwości pokazał Morishicie czerwoną kartkę.
Zaraz po tym na kilka minut obrócił się o 180 stopni. Goście momentami dominowali stołeczny zespół i byli bardzo blisko podwyższenia wyniku. Po paru minutach oszołomienia ekipa trenera Feio zdołała odzyskać świadomość.
Łazienkowski thriller
W 40. minucie po centrze z rzutu wolnego i fatalnym wybiciu piłki przez Dalmau do futbolówki dotarł Steve Kapuadi, który strzałem głową pokonał Mamle i wyrównał stan rywalizacji. Kiedy już wszyscy szykowali się na przerwę, nastąpiło coś, co spokojnie mogłoby się nadawać na scenariusz dobrego thrillera.
W 48. minucie podczas akcji legionistów w polu karnym po kontakcie z bramkarzem “Scyzorów” padł najpierw Marc Gual, a chwilę później Paweł Wszołek. Po dosyć długiej analizie VAR-u sędzia Przyby wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Rafał Augustyniak, który… obił słupek, marnując rzut karny.
Cios za cios
Druga część spotkania obfitowała w akcje zarówno z jednej jak i z drugiej strony. “Wojskowi” drugą połowę mogli zacząć z “wysokiego C”. W 46. minucie do bezpańskiej piłki dopadł Augustyniak, który chwilę później idealnym podaniem znalazł Biczachczjana. Ormianin stuprocentowej sytuacji, jednak nie wykorzystał.
Od tego momentu ciężko było wskazać stronę dominującą, groźne sytuacje mogliśmy zaobserwować zarówno pod bramką Kobylaka, jak i Mamli. Stołeczny klub, mimo gry w osłabieniu walczył z Koroną jak równy z równym.
Obydwie drużyny w drugich 45 minutach stwarzały mniej lub bardziej niebezpieczne sytuacje (m.in. dwie akcje Dalmau z 70. minuty czy strzał Pankova z 89. minuty).
Mecz pozytywów
Największymi wygranymi tego spotkania są zdecydowanie piłkarze Korony. Mimo tego, że przed pierwszym gwizdkiem byli skazywani na pożarcie, to udało im się wyrwać jakże cenny punkt z “paszczy lwa” co przybliża ich do wyjścia ze strefy spadkowej. Kolejny mecz rozegrają w niedzielę z Motorem.
Poniekąd legioniści też parę pozytywów z tego meczu mogą wyciągnąć. Wiadomo, wygrać się nie udało, ale cieszy powrót Maxiego Oyedele, Jurgena Elitima, Rubena Vinagre oraz Rafała Augustyniaka. Zauważalne było również zaangażowanie i determinacja do gry mimo posiadania jednego zawodnika mniej. Są to na pewno kwestie, które tylko w pewnym stopniu mogą “osłodzić” ten wynik sympatykom Legii. Piłkarze trenera Feio mogą zrehabilitować się już w sobotę kiedy to zagrają na wyjeździe z Piastem Gliwice.
LEGIA WARSZAWA – KORONA KIELCE 1:1 (1:1)
40′ Kapuadi – 22′ Dalmau
Piłkarz meczu: Dalmau