
Fot. Instagram/ litttlerunner
Ewa Swoboda jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich lekkoatletek ostatnich lat. Urodzona w Żorach, w województwie Śląskim, sprinterka od lat uchodzi za ogromny talent polskiej lekkiej atletyki. Ma na koncie wiele sukcesów na arenie międzynarodowej, takich jak Halowe Mistrzostwo Europy w biegu na 60 metrów zdobyte w Glasgow w 2019 roku. Jest także między innymi multimedalistką mistrzostw starego kontynentu indywidualnie, jak i w sztafecie. Jednak nie skupię się tym razem na aspektach sportowych, a tych bardziej medialnych. Wywiady Ewy Swobody bywają często barwne, jednak odnoszę nieodparte wrażenie, iż przekraczają często granicę dobrego smaku, a sama sprinterka nie radzi sobie z emocjami i towarzyszącą jej karierze, dość sporą popularnością. W poniższym tekście postaram się przytoczyć kilka przykładów, które popierają moją tezę. Zapraszam na mini felieton emanujący… oparami absurdu.
Zakochany Szekspir płotkarz, bójka i Ewa Swoboda…
W noc sylwestrową roku 2022 polski biegacz Jakub Krzewina pobił Sebastiana Urbaniaka, wskutek czego najszybszy płotkarz roku 2022 doznał złamania kości piszczelowej. W Kruszwicy Urbaniak poszedł do sklepu po alkohol i w pewnym momencie miał zobaczyć w oknie Swobodę. 22-letni biegacz postanowił wejść do mieszkania, w którym miała przebywać, aby się z nią przywitać. Drzwi otworzył mu Krzewina, po czym między mężczyznami doszło do szamotaniny oraz bójki.
– Kuba poinformował mnie o wersji przedstawionej przez Sebastiana Urbaniaka. Byłam w szoku i już wtedy wiedziałam, że nadciąga kolejne wielkie zamieszanie. Mogę zapewnić, że noc sylwestrową spędziłam w Żorach i nigdzie się nie ruszałam, a już na pewno nie było mnie w Kruszwicy. Jestem mocno zdziwiona, bo pojawia się wiele artykułów, z których wynika, że ja tam byłam. Sebastian ciągle to powtarza, a było inaczej, to nie jest prawda. Moim zdaniem jest on w tej sprawie zupełnie bezpodstawnie wybielany. To błąd, bo to właśnie on w tej sytuacji zrobił najwięcej zamieszania – powiedziała Ewa Swoboda odnosząc się do całej sytuacji.
W lutym zeszłego roku doszło do kolejnego aktu tej historii. Jak donosi TVP Sport, po biegu eliminacyjnym, 26-latka dostrzegła siedzącego na trybunach Sebastiana Urbaniaka. Zakomunikowała ona ochronie, aby ci poprosili go o opuszczenie hali. Żądanie ochrony najwidoczniej nie spodobały się Urbaniakowi, który według relacji świadków zrobił się agresywny i miał uderzyć jednego z ochroniarzy. Koniec końców wyprowadzono go przy użyciu siły.
– Z Ewą poznałem się na obozie kadry w grudniu 2021. Na początku była to ciekawa relacja i wydaje mi się, że oboje mieliśmy wobec siebie miłe zamiary. Na tym samym zgrupowaniu znalazł się jednak Krzysztof Kiljan, który przejechał się ze mną oraz Ewą samochodem i pokazał swoje umiejętności driftu. Wtedy też zostałem odrzucony, z czym do dziś nie mogę się pogodzić – stwierdził po całym zajściu Urbaniak.
Moim zdaniem cała sytuacja jest po prostu absurdalna. O ile można współczuć pani Ewie narzucającego się adoratora, którego również można ochrzcić także mianem stalkera, to mam nieodparte wrażenie, iż sprinterka zamiast „zgasić” sytuację w zarodku, to medialnie dolewała oliwy do ognia. Sama sytuacja z wyprowadzeniem utalentowanego płotkarza z hali, gdzie odbywały się zawody jest na tyle dziwna, iż Ewa Swoboda zagroziła organizatorom, iż nie wystąpi w swoim biegu tylko dlatego, że Urbaniak… po prostu znajdował się na trybunach. Agresywne zachowanie płotkarza miało miejsce dopiero na wskutek próby wyprowadzenia go przez ochronę obiektu. Jeżeli chodzi o pana Urbaniaka, to wydaje mi się on osobą niedojrzałą emocjonalnie, lecz mam nieodparte wrażenie, iż sama Swoboda w całej tej sytuacji nie pomogła samej sobie.
Ewa Swoboda nie lubi… Znicza Pruszków
Około tydzień temu odbyły się lekkoatletyczne mistrzostwa Polski. Sobotnia transmisja telewizyjna zaczęła się stosunkowo późno, bo o godzinie 20.00. W wywiadach narzekało na to wielu lekkoatletów, między innymi Konrad Bukowiecki i Pia Skrzyszowska. Bieg eliminacyjny z udziałem Ewy Swobody rozpoczął się dopiero w okolicach godziny 21:45, a finał niecałą godzinę później. Całość spowodowana była napiętym harmonogramem stacji TVP Sport. Bezpośrednio przed HMP emitowane były bowiem mecze Znicz Pruszków – Arka Gdynia (w internecie) oraz Widzew Łódź – Pogoń Szczecin (w telewizji), więc sportowa impreza z Torunia musiała po prostu poczekać.
Transmisyjne niuanse próbował tłumaczyć dziennikarz TVP Sport, Aleksander Dzięciołowski. Gdy Swoboda usłyszała, z jakiego powodu ona i jej koleżanki musiały do tak późnych godzin czekać na start, nie wytrzymała. „Znicz Pruszków jest ważniejszy, na serio?!” – miała wypalić.
Uważam, że i tą wypowiedzią pani Ewa nie zyskała sobie zbyt wielu sympatyków, a szczególnie tych z Pruszkowa. Myślę, że biegaczka zapomniała, iż to telewizja dziś rozdaje karty w sporcie, a same transmisje na żywo tylko podnoszą reputację zawodów. Pretensje do Znicza Pruszków brzmią tutaj jak narzekanie rozkapryszonej nastolatki, która na siłę szuka winnych.
Olimpijskie rozgoryczenie i prawdziwe chamstwo
Na igrzyska w Paryżu w biegu na 100 metrów nasza bohaterka odpadła na etapie półfinałów. Podobna sytuacja miała miejsce, jeśli chodzi o polską sztafetę startującą na tym samym dystansie. Wyraźnie podrażniona (brakiem awansu do finału) Swoboda, po biegu sztafet nie potrafiła utrzymać emocji na wodzy i zaczęła krzyczeć na… francuskiego dziennikarza, który nieopodal przeprowadzał wywiad ze „swoimi” sprinterkami. Podczas wywiadu odwróciła głowę, gdzie za jej plecami był dziennikarz z francuskiej telewizji, który głośno rozmawiał z zawodniczkami. – Nie drzyj się tak tu! To wytnij, bo przeklęłam – wykrzyczała Swoboda. Absurdu całej sytuacji dodaje fakt, że biegaczka z Górnego Śląska krzyczała do Francuza… w języku polskim.
Za komentarz do tej sytuacji niech posłuży wpis legendy polskiej lekkiej atletyki, Władysława Kozakiewicza. Po całym zajściu legenda polskiego sportu napisała w mediach społecznościowych następujące słowa: „Co za głupoty wychodzą z ust tej ordynarnej dziewczyny!”. Trudno się z Panem Władysławem nie zgodzić. Szkoda, że po całym zajściu francuski dziennikarz nie uraczył pani Ewy… gestem Kozakiewicza. To by dopiero było prawda?
Trzeba rozumieć, na czym polega popularność
Zaledwie kilka dni temu Ewa swoboda udzieliła wywiadu dla portalu bieganie.pl. I to właśnie ten wywiad „sprowokował” mnie do napisania tego tekstu. Nie ukrywam, że nigdy nie przepadałem za panią Ewą Swobodą i jej stylem bycia, ale… Po prostu przytoczę fragmenty owego wywiadu, który mnie jako kibica sportowego, po prostu zirytowały:
– Najgorzej było właśnie po tych igrzyskach. Pamiętam, jak chciałam iść po rolki do Decathlonu, a czułam się taka obserwowana, wszyscy za mną łazili i nie mogłam po prostu robić spokojnie zakupów, a chciałam tylko kupić rolki. Więc już nigdy się nie pojawiłam w tym Decathlonie, bo mi się to nie podobało. Zależy też, kto się trafia. Bo jeżeli to są kobiety, to czuję się bezpieczna. Jeżeli to mężczyźni, to już niekoniecznie.
– Ja nie umiem tego zrozumieć, że jak ktoś może jarać się mną. Bo ja podchodzę do tego, że to jestem tylko ja. Nie jestem jakimś wspaniałym sportowcem, najpiękniejszą kobietą na świecie, kimś tam, tylko po prostu jestem sobą. I mnie to czasem dziwi, dlaczego ludzie tak na mnie zwracają uwagę – dodała Swoboda.
Pozwolę sobie w tym miejscu zadać kilka pytań, takich zupełnie na poważnie, gdyż nie do końca rozumiem, jak Ewa Swoboda postrzega bycie osobą popularną i czy zdaje sobie sprawę, na czym polega popularność sportowca. Czy najpopularniejsza polska sprinterka zdaje sobie sprawę z tego, iż bycie osobą publiczną ma swoje plusy i minusy? Czy wie, że owa popularność pomaga jej w zdobywaniu kontraktów sponsorskich i reklamowych? Odnoszę wrażenie, że Pani Ewa myśli, że to dwa odrębne aspekty. Mam też wrażenie, iż sportsmenka, która nieraz publikowała swoje pikantne zdjęcia, ma pretensje do całego świata, iż wzbudza zainteresowanie u płci przeciwnej.
Na koniec zostawiłem dwa pytania, którymi podsumuję ten cały materiał:
Czy jeżeli ktoś „łazi” za Ewą Swobodą, na przykład w celu uzyskania autografu lub zdjęcia i jest kobietą to jest dobrze, a jeśli jest mężczyzną to już jest coś nie tak?
Dlaczego za „współwinnego” swojej sporej popularności Ewa Swoboda uznała… sklep sportowy Decathlon i stwierdziła, że już jej noga tam nie postanie? Czy to wina tej sieci sklepów, że rozpoznali ją tam kibice? Albo pójdę jeszcze dalej… Może to moja wina? Skromnego chłopaka ze Śląska?…
Pani Ewo! Życzę Pani sukcesów sportowych i bardziej dojrzałego podejścia do mediów, popularności i co najważniejsze dystansu… do samej siebie.
Ewa Swoboda trochę przesadza z tymi reakcjami. Jasne, ma talent, ale czasami widać, że nie do końca radzi sobie z popularnością. Może warto trochę opanować emocje, bo taka impulsywność nie pomaga w karierze