
Fot. Real Madryt, Grafika: Własna
Każdy projekt z czasem potrzebuje odświeżenia, w futbolu kilka dni może przewrócić rzeczywistość, kilka lat stanowi z kolei swoistą epokę. Czas Carlo Ancelottiego w dzielnicy Chamartin dobiega końca, najbardziej utytułowany trener w historii Realu Madryt wkrótce zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Brazylii. Zapraszam na opowieść o tym, jak włoska ręka w czasie dwóch kadencji zaprowadziła klub do 15 triumfów. Czy może poukładać Seleção?
Kibice „Królewskich” w październiku 2024 roku mogli mieć wrażenie, że niegdyś spotkali się z podobną sytuacją. W trakcie poprzedniej przygody Carlo Ancelottiego Real nabrał niebywałego rozpędu, w sezonie 2013/14 wygrał Ligę Mistrzów i Superpuchar Europy. Walka o mistrzostwo Hiszpanii została przegrana na własne życzenie w ciągu ostatnich kolejek, po pierwsze złoto sięgnął Diego Simeone. „Królewscy” zdołali się jednak zrewanżować w Lizbonie, po historycznym golu Sergio Ramosa i dogrywce wygrali z lokalnym rywalem aż 4:1. „Carletto” odczarował Real po dwunastu latach elitarnej niemocy – la Decima stała się faktem.
Zakręt wymagań
Nadszedł kolejny sezon, teoretycznie powinno być jeszcze lepiej. Do klubu trafiła gwiazda mundialu w Brazylii – James Rodriguez. Z Bayernu przybył Toni Kroos. Real grał jak huragan. Włoch pobił ligowy rekord wygranych meczów z rzędu – zatrzymał się na 22 triumfach po porażce z Valencią.
Strata rewelacyjnej serii niejako uruchomiła spiralę zjazdową, która zakończyła się zwolnieniem Ancelottiego. Warto przy tym podkreślić, że Real zdobył w LaLiga aż 92 punkty. Przegrał walkę o tytuł o ledwie dwa oczka. Odpadł w półfinale Ligi Mistrzów, przegrał dwumecz z Atletico w 1/8 Pucharu Króla. W ogólnym ujęciu zabrakło przede wszystkim trofeów. F
Ofensywa „Królewskich” była maszyną, która nie mogła przestać strzelać bramek. W całym sezonie LaLiga Real trafił do siatki rywala aż 118 razy! Każdy mecz był goleadą, w pamięci kibiców z pewnością pozostało 7:3 z Getafe, 8:2 z Deportivo La Coruna czy 9:1 z Granadą. Sam Cristiano Ronaldo strzelił w lidze 48 goli, do tego po kilkanaście trafień Karima Benzemy, Garetha Bale’a i Jamesa Rodrigueza – szaleństwo.
Kampania była niesłychanie widowiskowa, to także najlepszy dowód na to, co w futbolu jest najważniejsze. Bez wyniku w Madrycie nikt nie jest ukontentowany, to dogmat, który nie zmienił się na przestrzeni dekady. Ponadto przydarzyła się porażka 0:4 na Vicente Calderon, która była najmniejszym wymiarem kary.
Królewski powrót
Ancelotti po sześciu latach ponownie pojawił się w stolicy Hiszpanii, musiał ubrać się na złoto, by wyróżniać się na białym tle. W pierwszym sezonie drugiej kadencji wprowadził do drużyny elementy magii. Na wczesnym etapie sezonu Real zapewnił sobie mistrzostwo Hiszpanii, przede wszystkim jednak rozegrał jedną z najlepszych faz pucharowych Ligi Mistrzów w historii. Wyeliminował PSG, Chelsea i Manchester City, by na francuskim gruncie ograć w finale Liverpool. Kultywował mit o niemożliwych remontadach, odwracając losy rywalizacji z angielskimi hegemonami. Kibice na Bernabeu na dublet czekali od 2017 roku, Włoch przywrócił go w kapitalnym stylu.
Kolejny sezon nie przyniósł wielu triumfów, był jednak proporcjonalny do stanu kadry „Królewskich”. To była ostatnia kampania Karima Benzemy, w ofensywie poza Viniciusem wspierał go Marco Asensio. Zabrakło Casemiro, który przed rozpoczęciem kampanii trafił do Manchesteru United. Początek sezonu był przyzwoity, Ancelotti potrafił genialnie zarządzić siłami piłkarzy.
Benzema w drugich połowach opuszczał boisko, były także urazy. Mimo tego drużyna utrzymywała poziom z piłkarzami, którzy nie byli nominalnymi napastnikami. To było ważne preludium przed kolejnymi kampaniami. Real po raz drugi z rzędu trafił w półfinale Ligi Mistrzów na City, tym razem po obiecującym remisie na Bernabeu, „obywatelska” rzeczywistość zweryfikowała ambicje „Królewskich”. Real przegrał z późniejszym triumfatorem aż 0:4, jedynym trofeum był Puchar Króla.
Sezon przejściowy…
W dłuższej perspektywie wahania formy są jednak zupełnie normalne, przed nowym sezonem do stolicy Hiszpanii przyleciał Jude Bellingham. Nastroje wśród kibiców były mieszane, po odejściu Benzemy w kadrze zabrakło napastnika. Ponownie na Bernabeu nie pojawił się Kylian Mbappe, niektórzy stracili już nadzieje wobec transferu Francuza. Gdyby początek kampanii 2023/24 był filmem, otrzymałby tytuł „Hey Jude”. Anglik grający jako ofensywny pomocnik zdobywał niebywale istotne bramki, sprawił, że Real zapewnił sobie komfort w walce o ligowy tytuł numer 36.
Carlo Ancelotti dał piłkarzom swobodę, brazylijski duet potrafił się świetnie porozumieć. Atutem Włocha od zawsze było budowanie relacji, tym razem trener potrafił wprowadzić także autorskie pomysły. Znalazł pozycję dla Bellinghama, Tchouameni przesunięty na środek defensywy podołał w walce o kolejne trofea. Przede wszystkim przeprowadził jedną z najbardziej okazałych wymian pokoleniowych. Wydawało się, że szkoleniowiec nie miał żadnych wad. Ancelotti prolongował umowę, mimo że Real miał sporo obiecujących alternatyw.
„Królewscy” w sezonie przejściowym sięgnęli po podwójną koronę – w cuglach podnieśli trofeum za mistrzostwo i pokazali, że Liga Mistrzów należy do jednego klubu w Europie. Już wówczas pojawiły się doniesienia o zainteresowaniu brazylijskiej federacji Carlo Ancelottim. W CBF od wielu lat panuje potworny bałagan, były prezes związku, Ednaldo Rodrigues, potwierdził, że zabiegał o zatrudnienie „Carletto”.
Temat był zatem bardzo poważny, niestety zakończył się tak, jak większość działań CBF w ostatnich latach – klęską. Obserwatorzy w Ameryce Południowej nazywali informację o przedłużeniu umowy z Ancelottim przez Real największą kompromitacją brazylijskiej piłki od słynnego 1:7 z Niemcami.
Ancelotti stworzył w Madrycie zespół przyjaciół, którzy potrafili miażdżyć kolejnych rywali. Przed finałem w Londynie pojawiła się informacja, która mogła poważnie zaszkodzić kibicom Realu z problemami kardiologicznymi. 21 maja 2024 roku spadł grom z madryckiego nieba… Toni Kroos ogłosił zakończenie piłkarskiej kariery. Z trybun śledziłem ostatnie starcie Niemca na Bernabeu, kibice w wyczekiwaniu na finał Ligi Mistrzów ronili łzy. Kroos zszedł z klubowej sceny na absolutnym szczycie, w sezonie 2023/24 był najlepszym pomocnikiem na świecie.
Bolesne pożegnania
Real triumfował na Wembley, w sympatykach pojawił się jednak spory niepokój. To był piłkarz nie do zastąpienia, w drodze po 15. triumf w elicie imponował w każdym aspekcie. Gra Kroosa to „broń przeciwpressingowa” – Niemiec regulował tempo gry w sposób zjawiskowy. Jedynym panaceum mogło być rozwiązanie systemowe, pocieszeniem stał się wielki transfer Kyliana Mbappe.
Zespół Ancelottiego rozpoczął sezon od zwycięstwa w Superpucharze Europy na PGE Narodowym, Włoch stał się najbardziej utytułowanym trenerem w historii Realu. W ofensywie Realu pojawił się pewien tłok, jednocześnie w środku pola panował bezład. Jesienią Mbappe miał spore trudności z aklimatyzacją, nie potrafił znaleźć sobie partnera, z którym rozumiałby się bez słów.
W 2014/15 genialna seria w kluczowym momencie upadła, tym razem Real także nabrał ligowego rozpędu. Nie przegrał w lidze w ciągu kalendarzowego roku, liczba rekordowych spotkań wynosiła 42 – wtedy nadszedł czas na klasyk. 26 października 2024 roku na Bernabeu przyjechała FC Barcelona Hansiego Flicka i… zupełnie pozamiatała. Mbappe był aktywny, został jednak złapany na spalonym aż ośmiokrotnie!
Goście wpakowali cztery bramki, powtórzyli wyczyn z sezonu 2021/22. Wówczas Real miał jednak sporą przewagę w tabeli, po porażce 0:4 najbardziej ucierpiał wizerunek drużyny – sytuacja sportowa była przyzwoita. Tym razem Klasyk był jednak walką także o pozycję w LaLiga, to była ogromna kompromitacja. Blaugrana obroniła także swój rekord – 43 meczów z rzędu bez porażki za kadencji Luisa Enrique i Ernesto Valverde. Strata w tabeli Realu do Blaugrany po spotkaniu w ramach 11. kolejki wzrosła do sześciu punktów.
Nie był to moment, który zupełnie odwrócił losy kampanii. Wcześniej Real przegrał w meczu Ligi Mistrzów z francuskim Lille. To była pierwsza porażka w piłkarskiej elicie od – uwaga – omawianego wyżej starcia z Manchesterem City, które miało miejsce aż 473 dni wcześniej. Klasyk tylko potwierdził, że drużyna nie funkcjonuje najlepiej. Nowa formuła Ligi Mistrzów okazała się bolesna – „Królewscy” przegrali w dramatycznym stylu z AC Milanem i Liverpoolem.
W końcówce 2024 roku zapaść udało się opanować, celowo użyłem takiego określenia, nie dostrzegam w tym raczej znacznego udziału trenera. Real potrafił ogrywać rywali z drugiej części tabeli, wyprzedził w tabeli drużynę Flicka. Fatalna seria Barcy sprawiła, że „Królewscy” spędzali święta z aż ośmioma punktami przewagi.
Przyszedł nowy rok, dla kibiców LaLiga ten okres kojarzy się tylko z wylotem do ekip do Arabii Saudyjskiej. W finale Superpucharu po raz trzeci z rzędu oglądaliśmy El Clasico. Ponownie początek spotykania wskazywał, że Real może postawić trudne warunki. Po trafieniu Mbappe wściekła Barcelona ruszyła do ataku, do przerwy prowadziła 4:1. To była absolutna kompromitacja obrony podopiecznych Ancelottiego, Aureilien Tchouameni wyglądał jak wóz z węglem. Mecz zakończył się klęską drużynie z Madrytu 2:5.

Kolejne tygodnie były jednak całkiem pogodne, Real zdołał ograć w playoffach Ligi Mistrzów Manchester City. Po raz pierwszy zdobył nawet Etihad Stadium, co przed rokiem wydawało się niemożliwe. W kolejnej fazie wyeliminował także lokalnego rywala – Atletico. W dwumeczu były ogromne wahania dyspozycji, od piorunującej ofensywy po kompletną dezorganizację.
Gracze Atleti byli zdziwieni, gdy z łatwością omijali pierwszą linie pressingu „Królewskich”. To był kolejny dowód na to, że za sukcesy odpowiedzialne były przede wszystkim indywidualne błyski. Kylian Mbappe po fatalnej jesieni niejako powstał z martwych, strzelał wiele bramek. Przed marcowym zgrupowaniem jego trafienia dały Realowi 12 ligowych punktów, ponadto wprowadził drużynę do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, w którym czekał na nią Arsenal…
Detronizacja
Real na wyjeździe przegrał 0:3 po dwóch bramkach z rzutu wolnego Declana Rice’a. W końcówce drużyna gości była zdezorientowana, mecz mógł zakończyć się znacznie wyższą porażką. Przed rewanżem budowano nastroje wokół remontad z poprzednich lat, nawet Ancelotti za pośrednictwem mediów społecznościowych nagrzewał emocje kibiców i prosił o wsparcie.
I co? Skończyło się kolejną kompromitacją, Arsenal zwyciężył na Bernabeu 2:1. „Los Blancos” strzelili jedyną bramkę po błędzie Williama Saliby, poza tym nie wykreowali sobie nawet dogodnej sytuacji. W całym sezonie „Królewscy” przegrali 6 spotkań Ligi Mistrzów! Real mógł zrehabilitować się w finale Pucharu Króla, wokół którego został zbudowane ogromne zamieszanie.
Plama na białym materiale – jak zniszczono El Clasico? Primera Rèsumation #11
W pierwszej części na Estadio La Cartuja grała jedna drużyna – zakończyła się ona wynikiem „tylko” 0:1. Po przerwie zobaczyliśmy jednak inną drużynę, „Królewscy” zdołali wyjść nawet na prowadzenie. Barça jednak wyrównała, w dogrywce strzeliła gola na 3:2 i wygrała trzeci Klasyk w ciągu sezonu. Przed podopiecznymi Ancelottiego stał jednak jeszcze jeden mecz cierpienia – ligowa rywalizacja z Barceloną na Montjuic.
Mało kto chciał uwierzyć, że „Los Blancos” mogą przegrać czwarty mecz z Barceloną w jednym sezonie. Ponownie początek rozbudził nadzieję, dwie bramki zdobył genialny Mbappe. Blaugrany nie można jednak drażnić, już do przerwy było 4:2. To brzmi jak film, w meczach z maszyną Flicka najbardziej niebezpiecznym wynikiem nie jest 0:0, nie jest nawet 0:1. Z tego można wyjść, co pokazało Atletico. Największe problemy dla rywala Barcelony zaczynają się wówczas, gdy prowadzi on 2:0. Zaczyna się wir, który tym razem zakończył się łagodnym wynikiem 4:3. Pamiętacie różnice w lidze na koniec 2024 roku? Teraz wynosi 7 oczek, w czwartek Barca najpewniej zostanie mistrzem po raz 28.
Poobijany hegemon
Wszystko działo się w obliczu bardzo wielu kontuzji, najbardziej znamienny okazał się uraz Daniego Carvajala. Prawy obrońca w sezonie 2023/24 wygrał wszystkie najistotniejsze trofea: Ligę Mistrzów, mistrzostwo LaLiga i mistrzostwa Europy. Był kandydatem do nagrody złotej piłki. Mówi się, że człowiek nie jest świadomy, ile może stracić… W tym przypadku powiedzenie miało dobitne zastosowanie, prawa strona z Lucasem Vazquezem nie wyglądała poważnie. Wypadli także Eder Militao, David Alaba, Ferland Mendy czy ostatnio Antonio Rudiger.
Ancelotti musiał spawać defensywę z dwóch pomocników, Raula Asencio i Frana Garcii, którego sufit wisi tam, skąd trafił do Realu – w Rayo. Jest to z pewnością zarzut do Florentino Pereza, perspektywa sprowadzenia latem Trenta Alexandra-Arnolda zabiła nadzieje na walkę o sukcesy w bieżącym sezonie. O te i tak byłoby jednak bardzo trudno, Ancelotti często nie panował nad drużyną. Obrona miała problemy ze względu na brak zasadnego wsparcia drugiej linii. Bellingham czy Valverde próbowali w pojedynkę przenieść góry – w dzisiejszym futbolu nie jest to możliwe.
W ciągu całej kampanii na palcach jednej ręki można policzyć transmisje, w których nie padło nazwisko Toniego Kroosa. W jego zacne buty próbował wejść Dani Ceballos, hiszpański zawodnik miewał świetne momenty. W ogólnym ujęciu zastąpienie jednego z najlepszych pomocników w historii futbolu okazało się zbyt trudne. Do tego wstrzymywanie wśród rezerwowych Ardy Gulera, który wiosną pokazał, że stać go na wiele. Mimo słabego występu w ostatnim Klasyku, Turek powinien być istotnym elementem układanki nowego trenera.
Wczoraj CBF ogłosiła, że Carlo Ancelotti poprowadzi Seleção do mistrzostw świata w 2026 roku. Do końca eliminacji tego turnieju pozostały cztery kolejki, Brazylia zajmuje dopiero 4. miejsce w tabeli. Wyprzedzają ją Argentyna, Ekwador i Urugwaj. W grze poza Włochem mieli pozostawać Jorge Jesus czy Filipe Luis. Problem polega na tym, że… mało kto jest w stanie udźwignąć torby marazmu, które otaczają Canarinhos po odejściu Titiego w końcówce 2022 roku.
Bagno bezdenne
Uznany selekcjoner także nie osiągnął satysfakcjonujących wyników na mundialach, na których punkcie Brazylijczycy mają obsesję. Fakty są jednak takie, że w ciągu całej, sześcioletniej kadencji Titego, Verde-Amarela przegrała ledwie sześć spotkań. W samym 2023 roku porażek było już pięć, kolejny rok przyniósł dwie kolejne. W tym czasie za wyniki odpowiadali Ramon Menezes, Fernando Diniz i Dorival Junior.
Ostatnie zgrupowanie przyniosło apogeum marazmu, co prawda Brazylia pokonała 2:1 Kolumbię. Błysnął Vinicius, dla którego miał być to przełomowy moment. Po odejściu Neymara brakuje lidera, w dalszym ciągu trwała debata na temat powołania gracza Santosu. Przyszedł jednak mecz z Argentyną, największym rywalem Canarinhos. To był mecz podobny to starć Realu z Barceloną, skala problemu w reprezentacji Brazylii była chyba jednak jeszcze większa.
Raphinha przed meczem w wywiadzie dla Romario w wulgarnych słowach stwierdził, że Argentyńczycy mogą się… mogą sobie wejść na drzewo. Skończyło się 1:4, to najwyższa porażka Brazylii w historii eliminacji. Pressing podopiecznych Dorivala wyglądał… nie wyglądał, gospodarze bawili się w rozgrywaniu piłki. Kompletnie zawiodły indywidualności, było to jednak spowodowane brakiem koordynacji, coś wam to przypomina?
Brazylia była zgruzowana, podobnie jak Real Madryt w niektórych starciach z Barceloną. To był kabaret, przez ponad 80 minut z trybun padało „ole, ole!”. Vinicius i Raphinha wyglądali bardzo słabo, największym sygnałem awaryjnym był jednak występ Rodrygo. Piłkarz zniknął…
Jaka przyszłość czeka trenera i klub po rozstaniu?
Dorival obiecywał finał mundialu, dziś już go nie ma. Ryba psuje się od głowy, jeśli ktoś myśli, że w PZPN jest źle… to tak, jest. Natomiast w piłce brazylijskiej sytuacja jest o wiele bardziej pogrzebana. Prezesem jest wspomniany Ednaldo Rodrigues, przypomina to jednak bardziej dyktat – brakuje opozycji.
Mam zatem spore obawy co do tego, czy Carlo Ancelotti poradzi sobie w tej niebywale trudnej roli. Włoch musi odgruzować drużynę i wprowadzić choć krztę organizacji w grze gwiazdozbioru. Do mundialu pozostało tylko około 13 miesięcy, zegar tyka…
Lepsze jest wrogiem dobrego… byłoby to piękne powiedzenie określające zmianę szkoleniowca „Królewskich”. Problem w tym, że wielu kibiców po ostatniej kampanii straciło poczucie dobrze wykonanego zadania przez Ancelottiego. Mimo rażącego bałaganu, który panował na boisku przez ostatnie 10 miesięcy, nie można w ogólnym ujęciu deprecjonować osiągnięć Carletto.
To największy trener w historii klubu, jego pożegnanie z pewnością będzie dla wielu sentymentalne. Jednocześnie obudowane nadzieją na przyszłość, Xabi Alonso powinien zbalansować ekipę i stworzyć maszynę podobną do tej, która dała Bayerowi pierwsze trofeum od sezonu 1992/93. To człowiek, który zmienił Neverkusen w Meisterkusen… to nie może się nie udać.
WIĘCEJ TEKSTÓW Z CYKLU: