
Fot. Raków Częstochowa / Jakub Ziemianin
Marek Papszun ponownie przechytrzył Goncalo Feio. Jego Raków pokonał Legię Warszawa 3:2, co oznacza dwie rzeczy – „Medaliki” meldują się na pierwszej lokacie w tabeli, a po drugie – Legia praktycznie przekreśliła swoje szanse na mistrzowski tytuł. Choć doskonale wiemy, że w Ekstraklasie wszystko wydarzyć się może…
Raków doskonale wszedł w spotkanie. Po 32 minutach rywalizacji było już 2:0, najpierw gola zdobył Stratos Svarnas, który wykorzystał podanie Iviego Lopeza. Podwyższył Jonatan Braut Brunes po genialnym dograniu Gustava Berggrena. Wcześniej asystą drugiego stopnia błysnął Ivi Lopez, który podał piętką do szwedzkiego rozgrywającego.
Legia mogła pluć sobie w brodę, bo przy bramce dla Rakowa na 2:0 miała znakomitą sytuację. Źle uderzył jednak Bartosz Kapustka, z tego poszła kontra i tak Raków trafił.
Po przerwie Legia znów wyglądała blado. Wydawało się, że Raków może wygrać bardzo wysoko, bo już dwie minuty po rozpoczęciu drugiej odsłony gospodarze trafili na 3:0. Do siatki trafił Adriano po gigantycznym błędzie Kacpra Tobiasza. Golkiper Legii wypluł piłkę przed siebie, a z prezentu skorzystał pomocnik „Medalików”.
Problem z bramkarzami Legii? Nowe, nie znaliśmy…
I teraz rodzi się pytanie – czy wybór Feio co do obsady bramki był słuszny? Z drugiej strony Portugalczyk specjalnie nie miał wyboru, bo Vladan Kovacević wybił na treningu palec, o czym mówił Goncalo Feio w rozmowie z Canal+ Sport przed pierwszym gwizdkiem. W każdym razie Tobiasz sobie nie pomógł, bo po świetnym spotkaniu w środku tygodnia z Molde (2:0) dopuścił się wielkiego błędu i bezpośrednio zawinił przy trzeciej bramce dla Rakowa.
Legia jednak potrafiła błyskawicznie zareagować, bo już trzy minuty później goście trafili. Na listę strzelców wpisał się Marc Gual, który na raty pokonał Kacpra Trelowskiego. Już w samej końcówce Legia uderzyła ponownie na 2:3, bardzo ładnie złożył się Luquinhas po rozegraniu stałego fragmentu gry. Wydawało się, że zaraz rozpocznie się pogoń za wynikiem i goście ruszą do gardła graczom Rakowa, ale…
… no właśnie. Nie było ognia. Legia nie podkręciła tempa. Mam wrażenie, że można było z tej końcówki wycisnąć zdecydowanie więcej. Dziwią mnie też zmiany trenera Feio, bo szkoleniowiec Legii zdjął m.in. Rubena Vinagre oraz Ryoya Morishitę. Dział kreacji Legii niebywale więc podupadł, co skutkowało tym, że „Wojskowi” nie potrafili realnie zagrozić Rakowowi i nie trafili na wagę remisu.
Podium odjechało. Nie ma co się czarować. Legii pozostała teraz walka w Pucharze Polski, by znaleźć się w przyszłym sezonie w europejskich pucharach. Jeśli chodzi o Raków, to zespół Papszuna znalazł się na lokacie lidera i będzie czekać na reakcję Jagiellonii i Lecha Poznań. Jeśli „Kolejorz” wygra, to pozostanie liderem. Jeśli nie – to będziemy mieli pierwszą od dawna zmianę na szczycie.
RAKÓW CZĘSTOCHOWA – LEGIA WARSZAWA 3:2 (2:0)
10′ Svarnas, 32′ Brunes, 47′ Adriano – 50′ Gual, 85′ Luquinhas