
Fot. Górnik Zabrze
Górnik Zabrze pokonał Lecha Poznań 2:1 w meczu kończącym 2024 rok. Wszystkie trzy gole oglądaliśmy w ciągu pierwszego kwadransa, choć do końca wydawało się, że piłkarze „Kolejorza” wcisną bramkę na wagę remisu. Atakowali, strzelali, ale kluczowe hasło – skuteczność. Tego w poczynaniach podopiecznych Nielsa Frederiksena ewidentnie zabrakło.
Braki w obronie
Ciężki orzech do zgryzienia przed spotkaniem miał Niels Frederiksen. Z powodu kontuzji niedostępni byli Alex Douglas, Bartosz Salamon, Maksymilian Pingot i Filip Dagerstal. Wypadło więc czterech podstawowych obrońców, co z tym faktem zrobił trener Lecha? Zaryzykował, postawił na 17-letniego Wojciecha Mońkę, dla którego był to pierwszy mecz w wyjściowym składzie „Kolejorza”.
Jan Urban z kolei zdecydował się na dwie zmiany względem ostatniego, wygranego meczu z Koroną Kielce (4:2). W drużynie gospodarzy w ataku zamiast Aleksandra Buksy oglądaliśmy Lukasa Podolskiego. Drugą zmianą było wymienienie Japończyka, Yosuki Furukawy na Nigeryjczyka, Taofeeke Ismaheela.
Piorunujący początek
Ledwie 4 minuty po pierwszym gwizdku piłkę w bramce gości umieścił Luka Zahović. Napastnik Górnika Zabrze urwał się defensywie Lecha, dzióbnął piłkę w stronę bramki i trafił idealnie. Akcja zapoczątkował Eirk Janza, który zauważył możliwość zagrania na dobieg do swojego rodaka.
Bez wątpienia lepiej mógł się w tej sytuacji zachować Antonio Milić. Bramka początkowo nie została jednak uznana, wydawało się, że były napastnik Pogoni był na spalonym. Po analizie VAR decyzja z boiska została zmieniona i gospodarze wyszli na prowadzenie.
Krótka radość poznaniaków
Górnik chciał pójść za ciosem i cały czas napierał na bramkę Bartosza Mrozka. To jednak nie wiele dało i po chwili drużyna gości zdobyła bramkę wyrównującą. Bardzo dobrym przechwytem i równie dobrym podaniem otwierającym popisał się Wojciech Mońka. Z wykreowanej przez wychowanka Lecha akcji skorzystał Afonso Sousa. Portugalczyk, który ostatnio jest w rewelacyjnie formie, pokonał „panenką” Michała Szromnika.
Radość z wyrównania nie trwała zbyt długo. Już po minucie padła bowiem bramka dla Górnika, dająca ponowne prowadzenie gospodarzom. Trzeci gol w meczu i kolejna piękna asysta. Tym razem to Lukas Podolski niczym Lamine Yamal zewnętrzną częścią stopy posłał prostopadłe podanie do Kamila Lukoszka. Skrzydłowy zabrzan mocnym strzałem po ziemi skierował piłkę do bramki.
Chwile wcześniej chwalony Mońka, tym razem zawiódł. „Poldi” okiwał go jak dziecko, przed 17-latkiem jeszcze bardzo dużo pracy. Nie popisał się też Radosław Murawski, który nie był najlepiej ustawiony.
Po słabej pierwszej połowie, wydawać by się mogło, że Lech w drugiej połowie będzie chciał się odkuć. Tak się jednak nie stało. To gospodarze atakowali, a drużyna z Wielkopolski bacznie przyglądała się ich grze. Sytuacja uległa zmianie po tym jak w 59. minucie drugą żółtą kartką został ukarany Rafał Janicki, co oznaczało, że piłkarz musi opuścić boisko.
Zawodnik dał w mojej ocenie niepotrzebny upust emocjom, wyżywając się na bandzie reklamowej… Po tym incydencie to Lech przejął kontrolę nad spotkaniem. Wywierał presję, tworzył wiele sytuacji, ale żadnej z nich nie potrafił przekuć na bramkę wyrównującą. Warto docenić też dobrą grę Michała Szromnika, który uratował swój zespół w kilku sytuacjach.
Lech pomimo porażki na 99% mistrzem jesieni
Pomimo dzisiejszej porażki Lech niemal na pewno zachowa swoje miejsce w tabeli. Dlaczego? Jedyną drużyną, która mogłaby dogonić poznaniaków jest Raków Częstochowa. Mecz obu tych drużyn zakończył się wynikiem 0:0. Oznacza to, że musimy spojrzeć na bilans bramkowy. Tu zdecydowaną przewagę ma Lech (+19). Raków ma bilans +14 i szansa na przebicie dorobku Lecha jest niewielka.
W pomeczowym wywiadzie dla Canal+ Sport ciekawą informacją podzielił się pomocnik drużyny z Zabrza, Damian Rasak. Pomocnik przyznał, że w zależność od liczby wygranych spotkań w ostatnich trzech meczach w tym roku, będzie zależny powrót na treningi. – Wygraliśmy trzy, więc wracamy po urlopach szóstego stycznia! – mówił zadowolony gracz Górnika. – Nie wygraliśmy dziś piłkarsko, ale charakterem – dodał.
Te słowa doskonale obrazują, że Lech mimo wyraźnej przewagi w drugiej części spotkania, nie potrafił przekuć gry w przewadze i konkretów pod bramką Szromnika na gola wyrównującego.
Jeden punkt na sześć możliwych w dwóch ostatnich meczach jesieni (wcześniej remis z Piastem) chluby nie przynosi i powoduje, że kibice Lecha w nienajlepszych nastrojach usiądą do wigilijnych stołów. Jest (prawie na pewno) pozycja lidera, ale mogło być zdecydowanie lepiej. Jutro się dowiemy, czy przewaga trzech punktów nad Rakowem stopnieje czy pozostanie taka sama.
GÓRNIK ZABRZE – LECH POZNAŃ 2:1 (2:1)
Bramki:
1:0 ⚽ 4′ Luka Zahović
1:1 ⚽ 13′ Afonso Sousa
2:1 ⚽ 14′ Kamil Lukoszek
Skład Górnika Zabrze: Michał Szromnik – Norbert Wojtuszek, Kryspin Szcześniak, Rafał Janicki, Erik Janża (90′ Lukas Ambros) – Taofeek Ismaheel (62′ Yosuke Furukawa), Patrik Hellebrand, Damian Rasak, Kamil Lukoszek, Lukas Podolski (62′ Josema) – Luka Zahović (75′ Sinan Bakis).
Skład Lecha Poznań: Bartosz Mrozek – Joel Pereira (71′ Bryan Fiabema), Wojciech Mońka, Antonio Milić, Michał Gurgul – Antoni Kozubal (84′ Filip Jagiełło), Radosław Murawski (71′ Filip Szymczak), Patrik Walemark, Afonso Sousa, Daniel Hakans (62′ Dino Hotić) – Mikael Ishak.
🟨 Żółte Kartki:
Górnik Zabrze: 55′ Rafał Janicki, 59′ Rafał Janicki, 65′ Patrik Hellebrand, 90′ Michał Szromnik.
Lech Poznań: 26′ Wojciech Mońka, 67′ Radosław Murawski, 90′ Afonso Sousa.
Czerwona Kartka: 59′ Rafał Janicki.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 21 059.
Fot. Górnik Zabrze