
Fot. Śląsk Wrocław
Lech Poznań bije się w tym sezonie o dziewiąte mistrzostwo Polski w historii. Dziewiątka w Poznaniu to jednak pechowa liczba. Co prawda „Kolejorz” zawsze posiadał klasowego podstawowego napastnika, jednak jego zmiennicy to istny dramat. Nie inaczej jest w tym sezonie. Od kiedy to się ciągnie i jak ma to wpływ na zespół?
Aktualny problem
Ten sezon Lech Poznań zaczął z trójką napastników. Z kapitanem Mikaelem Ishakiem, nowym nabytkiem Bryanem Fiabemą i wiecznym talencie Filipem Szymczakiem. Po Szwedzie, który już wrócił do pełni sił mogliśmy się spodziewać, że będzie podstawowym napastnikiem i regularnie będzie strzelał bramki. Przypuszczenia się sprawdziły, a kapitan Lecha od początku sezonu prezentował wysoki poziom.
Norweg to jednak była duża nie wiadoma. Zawodnik z przeszłością w juniorach Chelsea i Realu Sociedad, ale jednak bez gry na poważnym seniorskim poziomie. Opcje zatem były dwie. Albo „Kolejorz” znalazł super talent, który nie dostał szansy albo sprowadził niepotrzebny szrot. Na odpowiedź na to pytanie nie musieliśmy długo czekać. Zawodnik dostał szanse debiutu w pierwszej kolejce w meczu z Górnikiem Zabrze (2:0). Wszedł wtedy w 86. minucie zmieniając Ishaka. Co wniósł przez te kilka minut? Kilka strat i nieudanych prób dryblingu.
Ktoś pewnie powie, że nie można oceniać piłkarz po kilku minutach gry i ja się z tym absolutnie zgadzam, jednak kolejne mecze w wykonaniu 22-latka nie były lepsze. Fiabema do gry nie wnosił absolutnie nic. Nawet jego najlepsza cecha, czyli szybkość były bezużyteczne. Wszystko to było niezależne od tego na jakiej pozycji grał, czy był to napastnik czy skrzydłowy, on i tak grał źle. Efekt? Jedna asysta przez całą rundę jesienną w meczu z Śląskiem Wrocław (1:0). Bardzo prawdopodobne, że może być ona istotna w walce o mistrzostwo, natomiast mam wątpliwości czy aby na pewno Norweg chciał tak zagrać.
Przejdźmy teraz do Szymczaka. Tu oczekiwań nie było żadnych. Do sezonu podochodził z ponad pięciomiesięczną przerwą od strzelonego gola. Powodem tak długiej przerwy nie była kontuzja, ale słaba dyspozycja, przy czym słowo słaba jest naprawdę lekkim określeniem.
Nowy sezon miał być jednak nowym rozdaniem. Trener Niels Frederisken dawał mu szanse. Te jednak dość długo nie zostawały wykorzystane. Szymczakowi udało się jednak przełamać w wysoko wygranym meczu z Jagiellonią Białystok 5:0, gdzie wykorzystał rzut karny. Wydawało się, że gol obudził wychowanka „Kolejorza”, ponieważ tydzień później strzelił bramkę Śląskowi Wrocław i to tym razem z gry. I tak jest to ta sam gol, przy którym asystował Fiabema. Piekło zamarzło, ale dość szybko wszystko wróciło do normy. Od tego momentu ani Szymczak, ani Fiabema nie dali nic już zespołowi.
Działacze Lecha po rundzie jesiennej, gdzie oprócz Ishaka nie było realnej opcji na atak, zdecydowali się na zmiany. Po pierwsze wypożyczyli do GKS-u Katowice Filipa Szymczaka, gdzie ten miał więcej grać. Następnie w jego miejsce sprowadzili Mario Gonzaleza z LAFC. Było to co prawda tylko wypożyczenie, ale gdyby Hiszpan odpalił byłoby pole manewru do negocjacji. Z trio Ishak, Fiabema i Gonzalez zespół z Poznania zaczął rundę wiosenną.
O kapitanie Lecha nie ma co się rozpisywać. Wejście w rundę może nie było najlepsze, ale jak prawdziwa lokomotywa rozpędził się i wszedł na naprawdę wysoki poziom. Fiabema natomiast zmotywowany zaczął strzelać… tylko, że ślepakami. Norweg dalej gra fatalnie i nie potrafi zrobić absolutnie niczego. Jest fatalny z przodu, ale za to jest fatalny z tyłu. Jedyna zmiana jaka naszła to przesunięcie go z ataku na skrzydło. Mario Gonzalez to człowiek widmo. Niby przyszedł do „Kolejorza” niby zadebiutował z Rakowem (0:1), ale Hiszpan ani nie gra, a jak już gra to wnosi tyle ile wczorajsza pogoda na Malediwach czy Seszelach. Miał być to dobry zmiennik, a skończył jako osoba, które co miesiąc trzeba przelewać pensje. Nie pomogła mu co prawda kontuzja na początku rundy, przez którą stracił dwa tygodnie.
Podsumowując – jest źle. Jest znakomity Mikael Ishak, fatalny Bryan Fiabema i człowiek-zjawa Mario Gonzalez. Tak jak transfer Gonzaleza miał jeszcze jakieś podstawy i sens, tak dalej nie wiem co skauci zauważyli w Fiabemie. Może ktoś z was, z czytelników, odpowie mi co ten człowiek robi w takim klubie jak Lech Poznań. Poniżej jeszcze statystyki napastników, w koszulce Lecha.
- Mikael Ishak: 27 meczów (2329 min.), 18 bramek, 5 asyst
- Bryan Fiabema: 26 meczów (667 min.), 0 bramek, 1 asysta
- Mario Gonzalez: 2 mecze (28 min.), 0 bramek, 0 asyst
- Filip Szymczak: 15 meczów (352 min.), 2 bramki, 0 asyst
Wpływ na zespół
Brak dobrego rezerwowego napastnika to duży problem. Wywiera to duży wpływ nie tylko na trenera, ale też i na zawodników, a przede wszystkim na podstawowego napastnika. Taki zawodnik musi dawać z siebie 100%. Gdyby dzisiaj się okazało, że Mikael Ishak wypada z gry do końca sezonu, to jest to równoznaczne z tym, że Lech Poznań wypisuje się z walki o tytuł mistrzowski. Niels Frederisken nie ma piłkarza, który nawet w najmniejszym stopniu zastąpiłby Szweda. Odbiłoby się to na strzelanych bramkach. Jest to scenariusz, który żadnemu kibicowi „Kolejorza” nawet nie przechodzi przez myśl.

Taki właśnie problem napotkał drużynę z Poznania w zeszłym sezonie. Kapitan Lecha wypadł z gry ze względu na uraz w meczu towarzyskim z Szachtarem Donieck. Pauzował przez to aż siedem kolejek, do tego jego forma fizyczna w tamtym czasie dość mocno zjechała, przez co nawet jak wrócił, to nie dawał tyle samo drużynie, ile przed urazem. Początkowo rade dawał Filip Szymczak, który w pierwszych dwóch meczach bez Ishaka strzelił dwa gole, natomiast później wyglądało to już zdecydowanie gorzej. Tym samym Polak udowodnił, że nie jest jeszcze gotowy na grę na takim poziomie.
Ostatni raz kiedy „Kolejorz” mógł się pochwalić dobrą rezerwową „9” było to w sezonie 2021/22, kiedy to zdobywał mistrzostwo Polski. Był nią wtedy Dawid Kownacki, który przyszedł do klubu w zimowym okienku na wypożyczenie z Fortuny Dusseldorf. Choć sam zawodnik nie miał wybitnych liczb, to jednak potrafił wiele wnieść do gry. Kownacki przez te pół roku zagrał w 17 meczach (971 min.), w trakcie których zdobył 5 bramek i 3 asysty. Był on też piłkarzem wszechstronnym, mógł zagrać na ataku, na skrzydle czy nawet na ofensywnym pomocniku.
To dawało duży komfort rotacji Maciejowi Skorży, który prowadził w tamtym czasie zespół Lecha. To był też najlepszy dowód na to, że choć głównie liczą się gracze podstawowi to ławka rezerwowych też jest istotna
Lista wstydu
Czas na listę piłkarzy, którzy w Lechu mieli być dobrymi zmiennikami dla Mikaela Ishaka, a okazali się kompletnymi niewypałami. W tej liście nie będę już uwzględniał Fiabemy czy Gonzaleza. Dla przypomnienia Szwed przyszedł do klubu w 2020 roku, a więc lista piłkarzy będzie od sezonu 2020/21.
- Georgiy Tsitaishvili: 12 meczów (657 min.), 1 bramka, 1 asysta
- Roko Baturina: grał tylko w rezerwach
- Nika Kacharava: 7 meczów (103 min.), 1 bramka, 0 asyst
- Mohammad Awwad: 9 meczów (230 min.), 1 bramka, 0 asyst
- Aron Jóhannsson: 9 meczów (524 min.), 2 bramki, 0 asyst
Lech na całe szczęście nie wydał na tych piłkarzy ani złotówki, ponieważ do Poznania przychodzili oni tylko na wypożyczenia.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
1 komentarz on “Ishak i długo, długo nic. Lech Poznań i uzależnienie od jednego napastnika”