Kacper Rosa: Dwa razy kończyłem z poważną piłką. Łączyłem normalną pracę z treningami

Jego droga do Ekstraklasy wiodła przez trzecią, drugą i pierwszą ligę. Był w kilku ekstraklasowych klubach, ale o grze mógł zapomnieć. Na debiut w Ekstraklasie czekał do trzydziestki, do pamiętnego spotkania z Lechem Poznań, które Motor sensacyjnie wygrał 2:1. O charakterze, niezłomności, motorowym DNA i Mateuszu Stolarskim. Zapraszam na rozmowę z bramkarzem Motoru Lublin, Kacprem Rosą.

Piotr Rzepecki: Gdyby ktoś dwadzieścia parę lat temu powiedział małemu chłopakowi z Kostrzyna nad Odrą, że znajdzie się w tym miejscu, w którym jest obecnie, co być powiedział?

Kacper Rosa: Oczywiście, że chciałbym dojść dużo szybciej do tego, by rozegrać oficjalny mecz w Ekstraklasie (spotkanie z Lechem Poznań w 11. kolejce – red.). Ale cieszę się bardzo z tego, gdzie jestem i jakim jestem człowiekiem oraz bramkarzem.

Robisz sobie czasem rachunek sumienia, co mogło pójść inaczej, a jakiej decyzji żałujesz?

Zdarzają się takie myśli, że coś mogło pójść w inną stroną. Ale staram się patrzeć do przodu i skupiać na pozytywach. Pewnie, że popełniłem wiele błędów w młodszym wieku, one w pewnym stopniu mnie ukształtowały. Cała droga, proces, miały wpływ na to, kim jestem dzisiaj.

W wieku 18 lat trafiłeś do Lechii Gdańsk, ale z kolei gdy miałeś 22 lata wylądowałeś w 3. lidze. Na Ekstraklasę czekałeś pięć lat, trafiłeś do Wisły Kraków, ale tam nie zagrałeś ani minuty. Znów rozpoczęła się wędrówka po niższych ligach. Miałeś momenty zwątpienia?

Były takie momenty. Dwa razy kończyłem z poważną piłką, lądując w trzeciej lidze. Wtedy musiałem normalnie pracować, łączyłem grę w piłkę, treningi, z porannymi zmianami w normalnej pracy. Były to trudne momenty, tym bardziej że lata leciały. Powoli układałem sobie życie na innej płaszczyźnie.

Jak dostaje się jednak telefon, który jest w stanie wpłynąć na wyobraźnie i przedstawia jakiś proces, który ma prawo się udać, to jestem taką osobę, która bierze to od razu. Tak było z Motorem Lublin.

Co trzeba mieć w sobie, żeby nie stracić ognia? Wielu piłkarzy nigdy się nie przebija na najwyższy poziom.

Trzeba wierzyć w siebie, być zdeterminowanym. Niezależnie od tego, co się dzieje dookoła, trzeba wstać rano na trening, wykonać swoją pracę, ponieważ ktoś na mnie polega.

Przejdźmy do spraw Motoru. Co czuje bramkarz po takim meczu, jak ten z Widzewem (porażka 3:4 – red.). Z pewnością docierały do ciebie słowa krytyki w mediach społecznościowych.

Jeśli chodzi o media społecznościowe, to przyznam się, że nie wiem, co się tam działo. Nie śledzę tego. Uważam, że social media są w stanie zepsuć głowę sportowca, jak i każdego człowieka. Miałem oczywiście kontakt z kibicami, dostałem od nich duże wsparcie, za co jestem wdzięczny. Mocno mnie podnieśli. Po samym meczu nie byłem załamany, ale wściekły.

Wiem, że błędy się zdarzają. Nie tylko w sporcie, ale w każdej dziedzinie życia. Ważne jest to, żeby wyciągać wnioski i pracować dalej, a nie myśleć, że się świat kończy. Nic się nie skończyło, na drugi dzień jest trening, później kolejny, a w weekend mecz i pole do tego, by się poprawić i błędów nie powielać.

Z pewnością budujące były słowa trenera Mateusza Stolarskiego po meczu z Widzewem, kiedy stanął za tobą i za drużyną. Widać, że to nie było na pokaz. Czuć to wsparcie, to że jesteście monolitem.

Lublin i sam klub bardzo długo czekały na Ekstraklasę. W ostatnich latach napisała się niesamowita historia, kibice to bardzo doceniają. Czujemy wsparcie trybun, niezależnie od tego, czy przydarzają się błędy, bo to jest normalne. Ważne, żeby wyciągać lekcje z każdego meczu i uczyć się tej ligi.

Jakie lekcje wyciągnął do tej pory Motor? Potraficie grać spektakularnie, ale z pewnością trzeba poprawić grę z tyłu.

Chcemy grać swój futbol. Często w ostatnich meczach otwieraliśmy przeciwnikowi drogę do sytuacji, było ich za dużo. Podejrzewam, że dla kibiców mecze są świetne, otwarte, bardzo atrakcyjne. Padają bramki, jest mnóstwo okazji. Aczkolwiek uważam, że musimy popracować nad dopuszczaniem przeciwnika do sytuacji i nad konsekwencją w defensywie.

Okres przygotowawczy był dla ciebie trudny? Było niemalże pewne, że będziesz „jedynką” po bardzo dobrej rundzie rewanżowej. Przyszedł jednak Ivan Brkić i wskoczył między słupki. Jak zareagowałeś i jak wyglądała wasza rywalizacja na początku sezonu?

Nie jest to łatwe, jeśli rozgrywa się praktycznie cały okres przygotowawczy. Byłem nastawiony na to, że rozpocznę rundę jako „jedynka”.

Transfery są jednak naturalną rzeczą w tej dyscyplinie. Ja zawsze powtarzam, że mam charakter żołniersko-zadaniowy, jeśli trener zdecydował się postawić na Ivana, który jest świetnym bramkarzem i  trzymam za niego mocno kciuki, to pomimo mojej złości i innego zdania na ten temat, to ja jestem zawodnikiem, a trener szefem.

Pytałeś o rywalizację, ale tak naprawdę od początku wspierałem Ivana. Zaakceptowałem decyzję trenera i od samego początku wprowadziłem Ivana do zespołu, pokazałem mu jak pracujemy, co jest ważne dla drużyny. W sporcie nie wolno się nigdy obrażać. Ja pracowałem na szansę i wiedziałem, że prędzej czy później ją dostanę.

Spekulacje, że Motor zimą ruszy po bramkarza działają na ciebie mobilizująco czy nie zaprzątasz sobie głowy tego typu plotkami?

Docierają do mnie takie głosy, ale to jest normalne. Ivan do końca sezonu nie będzie w stanie grać. Potrzebujemy bramkarza do rywalizacji, do podtrzymania jakości w treningu, do tego, by był w razie mojej kontuzji czy Igora Bartnika (rezerwowy bramkarz – red.). Zdajemy sobie z tego sprawę i nikt nie jest na to zły. To działa napędzająco, bo wiem, że mam przed sobą czas, w którym muszę się dobrze pokazać i grać jak najlepiej.

Fot. Motor Lublin

Czym ciebie Ekstraklasa najbardziej zaskoczyła?

Intensywność jest dużo większa. Jest mocny przeskok także w jakości indywidualnej zawodników. Jeśli gramy z zespołem, który wydaje się ułożony i powtarzalny w swoich działaniach, to zawsze znajdzie się piłkarz z dużą jakością, który zrobi ogromną różnicę. Czasami jest tak, że gramy z zespołem, któremu nie idzie, ale mają jedną „perełkę”, która może odmienić obraz meczu.

Co Motor może zaproponować Ekstraklasie?

Myślę, że nikt nie wierzył w to, że damy radę na poziomie Ekstraklasy rywalizować z każdym. Ale to się powtarza, bo też nikt nie wierzył w nasz awans z drugiej ligi do pierwszej i później w kolejną promocję. Jak rozpoczynaliśmy sezon w pierwszej lidze, było wiele głosów, że będziemy mieć trudność z utrzymaniem się, a finalnie awansowaliśmy do Ekstraklasy.

Naszym dużym atutem jest to, że jesteśmy zgraną drużyną, każdy da się za drugiego pokroić. Gramy zawsze do ostatniej minuty, niezależnie od tego, czy będziemy wygrywać czy przegrywać. Zawsze dajemy z siebie 100%. W każdej minucie meczu i na każdym centymetrze boiska.

Na czym polega fenomen Mateusza Stolarskiego?

Uważam, że trener ma swój nietuzinkowy pomysł na nas. Prowadzi nas jak mentor. Ufa nam, a my jemu, co jest bardzo istotne. Potrafi nas słuchać, kiedy mamy coś do przekazania. Współpraca z trenerem jest dwutorowa. Jest wielkim profesjonalistą. Jego droga trenerska pokazuje, jak trzeba ciężko pracować, że trzeba wierzyć w to, co się robi. Trener Stolarski bardzo w nas wierzy, co przekłada się na to, że my nie wątpimy w jego pomysł. I to jest klucz.

Trener Stolarski pobrał także dużo od trenera Goncalo Feio, który miał ogromny wpływ na to, w którym miejscu jest teraz Motor.

Mówiłeś o tym, że trener Stolarski ma pomysł na was, a czy Kacper Rosa ma pomysł na siebie? Kontrakt obowiązuje tylko do końca sezonu. Chciałbyś zostać w Motorze czy być może rozglądasz się za miejscem, które byłoby bliżej twojego rodzinnego Kostrzyna nad Odrą?

Można powiedzieć, że to drugi koniec Polski, ale w Lublinie czuję się bardzo dobrze. W mojej karierze nie czułem się nigdzie lepiej. Bardzo chciałbym pozostać w Motorze, ale w ogóle nie myślę teraz o nowym kontrakcie. Skupiam się na celach krótkoterminowych – w piątek gramy z Zagłębiem, później mamy jeszcze dwa mecze do rozegrania i czeka nas okres przygotowawczy.

Nie chcę wybiegać w przyszłość, nie chcę narzucać sobie presji, nie myślę nad transferami. To nie jest moja rola. Co się wydarzy, to zależy od tego jak będę wyglądał w meczach i na treningach.

Fot. Motor Lublin

Piotr Rzepecki

Recent Posts

Sukcesywne zabijanie futbolu. Jeden gol na Koronę nie wystarczył

Wydawało się, że piąty raz w tym sezonie ligowym Raków Częstochowa wygra 1:0, ale mecz…

11 minut ago

Cracovia okradziona z rzutu karnego! „Pasy” zagrały dobrą piłkę, ale czasem to nie wystarcza

Strzelić dwie bramki Legii przy Łazienkowskiej, pokazać kawał ładnego dla oka futbolu, zgotować wielkie emocje…

17 godzin ago

Lech nie schodzi ze zwycięskiej ścieżki. Beniaminek pokonany w Poznaniu

Lech Poznań w pewnym stylu pokonał przed własną publicznością GKS Katowice 2:0. Bramki strzelali Mikael…

21 godzin ago

Starcie mistrza z wicemistrzem na remis. Śląsku – podążaj tą drogą

Jagiellonia Białystok podzieliła się punktami ze Śląskiem Wrocław. Mecz 16. kolejki Ekstraklasy na stadionie mistrza…

2 dni ago

Odmienione piekło. Czy dla Śląska Wrocław jest ratunek?

W ten weekend w ramach hitu 16. kolejki Ekstraklasy Jagiellonia Białystok podejmie wicemistrza Polski, Śląsk…

3 dni ago

Kroczek: Pomysł to jedno, ale wdrożenie go to drugie. Chcemy w Warszawie sięgnąć po komplet punktów

W nadchodzący weekend Cracovia zmierzy się na wyjeździe z Legią Warszawa w ramach 16. kolejki…

3 dni ago