
Fot. Lech Poznań / Przemysław Szyszka
Ligowy szlagier dla Lecha Poznań. W meczu 32. kolejki Ekstraklasy „Kolejorz” wygrał 1:0 z Legią Warszawa. Na początku obu części spotkania atakowali goście, po kwadransie budzili się „Wojskowi”. Długo wydawało się, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem. Wtedy technicznie uderzył Ali Gholizadeh, który zdobył jedyną bramkę. Lech wykorzystał wpadkę Rakowa Częstochowa, na dwie kolejki przed końcem sezonu został nowym liderem tabeli.
Przeczucie Goncalo Feio sprawiło, że w bramce Legii wystąpił Vladan Kovacevic. „Wojskowi” po zwycięstwie w finale Pucharu Polski byli pewni awansu do eliminacji europejskich pucharów. Mogliby zatem podejść do dzisiejszego meczu z większym spokojem, gdyby nie fakt, że mieli szansę przeszkodzić największemu rywalowi w walce o mistrzowski tytuł.
Niels Frederiksen musiał zmagać się z wieloma absencjami. Poza kadrą meczową znaleźli się Filip Jagiełło, Bartosz Salamon i Radosław Murawski. Na ławce usiadł wracający po kontuzji Alex Douglas, w środku obrony zagrał Wojciech Mońka. Po raz pierwszy od października 2024 roku w wyjściowym składzie pojawił się Dino Hotić, który pełnił dziś rolę pomocnika.
Rwany początek
Kibice gospodarzy nie zezwolili na wiele akcji w ciągu pierwszych dziesięciu minut. Zadymili stadion przy Łazienkowskiej, sędzia Wojciech Myć musiał wstrzymać grę. Po wznowieniu Legia stworzyła sobie jedną sytuację, następnie jednak goście narzucili swoje warunki rywalizacji. „Kolejorz” próbował zagrozić po stałych fragmentach, z dystansu uderzali Antoni Kozubal i Daniel Hakans. Gospodarze zostali zamknięci na własnej połowie, mieli spore problemy z wymianą kilku podań.
Swój protest przeciwko ofensywnej grze Lecha wyrazili kibice, którzy po raz kolejny zadymili stadion. Trener Feio poinstruował swoich zawodników, którzy po wznowieniu byli zdecydowani bardziej konkurencyjni. W dalszym ciągu „Wojskowym” zdarzało się jednak sporo nieporozumień w rozegraniu.
Mecz w pierwszej części był rwany, oglądaliśmy wiele przewinień. W trzecim kwadransie gry Legia przejęła inicjatywę, aktywny był przede wszystkim Ruben Vinagre. Portugalczyk kilkukrotnie dośrodkowywał, wreszcie otrzymał świetne podanie od Morishity. To była świetna okazja do objęcia prowadzenia, obrońca Legii trafił jednak w poprzeczkę.
Cudowne interwencje
Wojciech Myć doliczył do pierwszej połowy aż 11 minut, w dalszym ciągu dochodziło do wielu twardych pojedynków. Paweł Wszołek upadając zatrzymywał dłonią wychodzącego Hakansa, zdaniem arbitra nie było jednak przewinienia. Po centrze Morishity głową strzelał Goncalves, piłkę z linii bramkowej w widowiskowy sposób wybił jednak Joel Pereira.
Portugalczyk uratował gości przed stratą gola. Legia napierała prawą stroną, korzystała z faktu, że Michał Gurgul miał na koncie żółtą kartkę. Niecelnie z dystansu uderzył Morishita. Do szatni piłkarze schodzili przy bezbramkowym remisie.
Goście na początku drugiej części potrzebowali reakcji, by mieć nadzieję na wyprzedzenie w tabeli Rakowa Częstochowa. Z rzutu wolnego w mur trafił Dino Hotić, po chwili w polu bramkowym Legii zrobiło się bardzo gorąco. Luquinhas uprzedził jednak Joela Pereirę.
Goncalo Feio ponownie musiał reagować, zupełnie niewidocznego Ilję Szkurina zmienił Marc Gual. Legia szanowała czyste konto, bardzo dobrze organizowała się w obronie. Pierwsza groźna akcja pod bramką Bartosza Mrozka w drugiej części miała miejsce w 65. minucie. Nożycami strzelał Luquinhas, ponownie w kluczowym momencie interweniował Pereira.
Scenariusz z pierwszej połowy się powtórzył, ponownie Lech napierał przez kilkanaście minut, następnie Legia dążyła do strzelenia gola. Groźnie zrobiło się po kilku rzutach różnych, strzał Jana Ziółkowskiego kapitalnie odbił Mrozek.
Bohater z cienia
Tempo spotkania opadło, wydawało się, że przy Łazienkowskiej nie obejrzymy goli. Wtedy objawił się Ali Gholizadeh, który fenomenalnym strzałem dał Lechowi prowadzenie. Vladan Kovacevic nie miał żadnych szans, „Żyleta” zamilkła. Przypomniała się bramka Jesusa Imaza z poprzedniej kampanii, która niejako dała tytuł Jagiellonii. Być może trafienie Irańczyka przyniesie mistrzostwo „Kolejorzowi”.
Legia ruszyła do odrabiania strat, strzał Rubena Vinagre został zablokowany. Kilka minut później niecelnie uderzył Morishita. Lech bronił się nisko, ale bardzo odpowiedzialnie. Na boisku pojawił się Tomas Pekhart, „Wojskowi” próbowali zagrozić po dośrodkowaniach. Mecz zakończył się wynikiem 0:1.
Wielka wygrana
Początek szlagieru zdecydowanie należał do Lecha Poznań, goście genialnie poradzili sobie z często przytłaczającą atmosferą obiektu przy Łazienkowskiej. Po drugiej przerwie spowodowanej zadymieniem do głosu doszła Legia, obie ekipy potrafiły dobrze bronić własnego pola karnego.
Legia postawiła na ruch prawostronny, Morishita szczególnie w pierwszej części stwarzał okazje kolegom. Zupełnie nie sprawdził się wybór od pierwszej minuty Szkurina.
Goncalo Feio po porażce z Lechem: Zadecydował detal, moment geniuszu
W drugiej części mecz był mniej rwany, przez kilkanaście minut nie działo się wiele. Gdy „Wojskowi” doszli do głosu, fenomenalnie spisali się Pereira i Mrozek. Niewidoczni byli liderzy ofensywy Lecha – Afonso Sousa i Mikael Ishak. Wtedy obudził się irański zbawca, Ali Golizadeh zdobył kolejną niebywale istotną bramkę w tym sezonie.
Lech zdobył stolicę po raz pierwszy od 2021 roku, zrobił milowy krok w kierunku tytułu. Wyprzedził w tabeli Raków Częstochowa, ma punkt przewagi nad ekipą Marka Papszuna. Do końca sezonu pozostały tylko dwie kolejki, „Kolejorz” na drodze do mistrzostwa zmierzy się z GKS-em Katowice i Piastem Gliwice.
LEGIA WARSZAWA – LECH POZNAŃ 0:1 (0:0)
Gholizadeh 78’
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
1 komentarz on “Piękny gol na wagę tytułu? Lech Poznań lepszy w klasyku”