
Fot. Śląsk Wrocław
Liczba osiem – bardzo mocno przywiązał się do niej w tym sezonie Lech Poznań. Drużyna walcząca o mistrzostwo Polski z jednej strony w ostatniej kolejce wpakowała Puszczy Niepołomice rekordowe w tym sezonie osiem bramek. Z drugiej, w bieżącej kampanii przegrała aż osiem spotkań. Na trzy kolejki przed końcem „Kolejorz” ma dwa punkty straty do liderującego Rakowa Częstochowa, który przegrał w tej serii gier z Jagiellonią Białystok. Każdy wynik poza złotym medalem będzie odebrany jako porażka. Czy efektowność Lecha może zabić efektywność?
Już dziś czeka nas ligowy klasyk – zespół Nielsa Frederiksena zagra na wyjeździe z Legią Warszawa. To będzie pierwszy z trzech finałów w walce o tytuł. Na arenie walki pozostały tylko dwie ekipy. Lech ma przed sobą jeszcze śląskie przeboje – wyjazd do Katowic na mecz z GKS-em i domową potyczkę z Piastem Gliwice.
Raków Częstochowa na wiosnę to niejako osobna opowieść. W niedawnej rozmowie dla naszego portalu Michał Mitrut stwierdził, że drużyna „Medalików” grała w sposób tak dojrzały, że aż niepasujący do Ekstraklasy. Klub z Częstochowy przed sezonem dokonał dwóch transferów, które odwróciły „Medal”. Przede wszystkim Marek Papszun wrócił na pozycję nie tylko trenera, ale także zbawiciela.
Poza tym po kontuzji wrócił Ivi Lopez, który miewa wahania formy. Mimo tego wniósł do gry Rakowa sporo jakości, zdobył wiele cennych bramek. We wczorajszy wieczór doszło jednak do zdarzenia niebywale w Poznaniu pożądanego – „Medaliki” przegrały 1:2 z Jagiellonią Białystok. Dziś „Kolejorz” ma szansę na odpowiedź. O „ligowym klasyku” porozmawiałem z dziennikarzem Lech Poznań News, Filipem Millerem.
Odbudowa tożsamości
Zmiana trenera w letniej przerwie miała miejsce także w Lechu. Niels Frederiksen zastąpił Mariusza Rumaka. Mówiąc szczerze, gorzej być nie mogło, mało kto spodziewał się jednak takiego wystrzału jesienią. Duńczyk znalazł formę u wielu piłkarzy, genialnie wykorzystał transfer Alexa Douglasa czy powrót z wypożyczenia Antoniego Kozubala. Nieźle spisywali się także Patrick Walemark czy Daniel Hakans.
Atutem był brak gry w europejskich pucharach, drużyna miała więcej czasu na przygotowania do meczów ligowych. W podobnej sytuacji z czołowej czwórki był tylko Raków Częstochowa. Pierwszy poważny sygnał miał miejsce pod koniec września, „Kolejorz” wybrał się na wyprawę w kierunku południowo-wschodnim. Tam w ramach 1/32 finału Pucharu Polski zagrał z drugoligową Resovią – mecz zakończył się zwycięstwem 1:0 gospodarzy, to była ogromna kompromitacja drużyny ze stolicy Wielkopolski.
Drużyna pozostała w ośrodku w Woli Chorzelowskiej, kilka dni później zagrała kolejny mecz. Tym razem w Ekstraklasie z Koroną Kielce, pomimo sporych problemów hat-trick Patricka Walemarka dał wygraną. Wtedy zobaczyliśmy, jak wielkie znaczenie mają indywidualności. Szwed jest jednak piłkarzem wielce nieregularnym, w formie potrafi zachwycać. Często jednak bywa nieobecny, albo z powodu urazu, albo tylko metaforycznie.
Kolejna kolejka Ekstraklasy przyniosła jedną z dwóch porażek Lecha na własnym boisku. KKS zrobił to, w czym jest bardzo dobry – wyszedł na prowadzenie. Motor Lublin zdołał się jednak podnieść, po dublecie Samuela Mraza Poznań został zdobyty. Mecz został przez Lecha przegrany w absurdalnym stylu, „Kolejorz” miał wiele sytuacji, strzelił nawet gola ze spalonego. Mam wrażenie, że największym problemem była mentalności i wewnętrzna blokada przed czymś, co było jak najbardziej w zasięgu.
Runda jesienna zakończyła się śląskim wojażem, nie był on jednak udany – 0:0 w Gliwicach z Piastem i 1:2 w Barbórkę na Arenie Zabrze. Lech pozostawał jednak liderem, jesienią był najlepszą drużyną w lidze. Wielokrotnie potrafił spuszczać lanie silnemu rywalowi: wygrał 5:2 z Legią czy 5:0 z Jagiellonią. W przerwie zimowej wielu typowało Lecha do tytułu, potwierdzenie tej tezy kibice dostali 31 stycznia.

Zimą klub sprowadził kilku piłkarzy, którzy mieli pomóc w walce o tytuł. Rasmus Carstensen miał być rezerwowym Joela Pereiry, ale wszedł do drużyny z takim przytupem, że Portugalczyk musiał złapać się ławki rezerwowych. Gisli Thordarson wywalczył sobie miejsce w składzie, doznał jednak urazu. Obaj zawodnicy zagrali z Widzewem od początku, Lech musiał odkupić winy za lipcowa porażkę w „Sercu Łodzi”. RTS został wrzucony na karuzelę, Lech wygrał w imponującym stylu 4:1.
Kij we własne szprychy
Lech pojechał później do Gdańska na mecz z Lechią, która znajdowała się pod kreską. W 14. minucie spotkania Alex Douglas miał już na koncie dwie żółte kartki w ligowym sezonie – obie w omawianym meczu, stoper w mało rozsądnym wyleciał z boiska. Bramka Tomasa Bobceka była kontrowersyjna, mimo tego gospodarze wygrali zasłużenie. W następnej serii gier sytuacja zrobiła się bardzo trudna – w dzień świętego Walentego Lech przegrał 0:1 z Rakowem.
Niels Frederiksen zdołał zażegnać trudny okres, w kolejnych trzech spotkaniach jego piłkarze triumfowali. Zdołali ograć aż 3:0 na wyjeździe Pogoń Szczecin, która do tego spotkania w 2025 roku wygrała wszystkie mecze. Klimat ponownie się ocieplił, poznańskie zależności nie mogły dać o sobie zapomnieć.
Zmęczona lokomotywa
Przed marcową przerwą reprezentacyjną „Kolejorz” zmierzył się z Jagiellonią Białystok, w swoim stylu bardzo dobrze wszedł w spotkanie. „Duma Podlasia” miała być zmęczona rywalizacją w Lidze Konferencji, trzy dni wcześniej przegrała z Cercle Brugge 0:2. Mimo tego awansowała do ćwierćfinału LKE, w niedzielny wieczór zdołała także odwrócić wynik spotkania z Lechem Poznań. Adrian Siemieniec zapytany po meczu o sytuację kadrową stwierdził, że na szczęście zbliża się dwutygodniowa przerwa.
„Kolejorz” przegrał z przemęczoną ekipą, w znaczącym stopniu utrudnił sobie walkę o tytuł. Lech spadł z pozycji lidera, od razu na trzecią lokatę. Po marcowych zgrupowaniach podopieczni Frederiksena przegrali z ostatnim w tabeli Śląskiem, sytuacja stała się krytyczna. Na szczęście poznaniaków przegrała też Jagiellonia, wygrał za to Raków – drużyna Marka Papszuna odjechała na czele tabeli.
W Poznaniu ponownie trzeba było wychodzić z dwumeczowej zadyszki, można powiedzieć, że duński trener stał się w tej dziedzinie ekspertem. „Kolejorz” wygrał trzy spotkania, po świętach wielkanocnych zrównał się punktami z Rakowem. Sytuacja z sezonu 2021/22 się powtórzyła, na pięć kolejek przed końcem zarówno Lech, jak i „Medaliki” miały na koncie po 59 oczek. Trzy lata temu do końca sezonu zespół z Poznania był nieomylny, zdobył tytuł pod wodzą Macieja Skorży.
Zielona kompromitacja
Z nadzieją na powtórkę z rozgrywki piłkarze Frederiksena wybrali się do Radomia. W pierwszej połowie grali bardzo dobrze, prowadzili po golach Ishaka i Filipa Jagiełło. Pomocnik był krytykowany za dotychczasowe występy, w starciu z „Zielonymi” został bohaterem. Być może pomógł w tym fakt, że przed spotkaniem na świat przyszedł jego potomek – Bruno. Gracze gości wykonali pamiątkową kołyskę, przekornie stwierdzić można, że na kołyskę w drugiej połowie wrzucił ich Capita Capemba.

I tak, Lech wypuścił dwubramkowe prowadzenie. I nie, nie było to dzieło przypadku.
Wycinka Puszczy
Później przypadła rywalizacja u siebie z Puszczą Niepołomice. Lech był bardzo efektowny, w starciu z drużyną „Żubrów” dołożył także efektywność. Spójrzmy teraz na ligowy dwumecz – bilans bramkowy wyniósł 8:3 na korzyść „Kolejorza”. Za ten dorobek otrzymał on trzy oczka, dokładnie tyle samo, co Puszcza. Dwumecz ukazał sedno problemu Lecha – można być widowiskowym w jednym meczu, można pakować masę goli, nawet Jagiellonii czy Legii, można to robić na własnym boisku.
Później przychodzą słoneczne Radom, Rzeszów czy zimne Wrocław, Gdańsk, Gliwice. Drużyna jest nie do „poznania”, zapytałem Filipa Millera o potężną dyspozycję w grze Lecha: – Myślę, że przede wszystkim problemem jest mentalność. Lech Poznań u siebie to zupełnie inna drużyna niż w delegacjach. Pokazał to między innymi mecz we Wrocławiu, gdzie nawet Puszcza Niepołomice potrafiła zwyciężyć. Inne spotkania piłkarze również będę mieli na sumieniu jak z Lechią, Jagiellonią, Widzewem czy wcześniej wspomnianą Puszczą, a niedawno nawet i z Radomiakiem.
– „Kolejorz” ma absolutnie najwięcej jakości w naszej lidze i musi ją wykorzystać w kluczowych momentach, a nie tylko u siebie. Ta drużyna jest kompletnie nie stabilna i nie można jej w pełni zaufać. Brakuje liderów w najważniejszych sytuacjach, a to potem rokuje na stratę punktów, które mogą okazać się kluczowe w walce o mistrzostwo Polski – wskazał rozmówca.
Ishak jako jedyny dowozi w najważniejszych sytuacjach
Obecny trend może jednak cieszyć kibiców gości, w genialnej formie znajduje się Mikael Ishak: – Seria sześciu meczów z golem z rzędu Szweda jest najlepszą, jaką kibice mają okazję oglądać, bowiem Ishak nigdy takiej passy nie miał. Do Mikaela akurat kibice nie mogą mieć jakichkolwiek zarzutów czy zastrzeżeń co do postawy kapitana na boisku. On jako jedyny dowozi w najważniejszych sytuacjach. Jego gole są kluczowe dla przebiegu tego sezonu z perspektywy niebiesko-białych, także liczę na to, że trafi do siatki w Warszawie – ocenił Filip Miller.
Szwed na trzy kolejki przed końcem pobił rekord bramkowy w Ekstraklasie – strzelił już 21 bramek. Traci cztery gole do Efthymiosa Koulourisa, który strzelił niemal połowę bramek Pogoni Szczecin. Poza kapitanem w ofensywie Lecha imponuje Afonso Sousa, epizodyczne przebłyski miewają inni zawodnicy, o których napisałem wyżej.
Walka o wszystko
Raków przegrał z Jagiellonią, za tydzień wybiera się na wyprawę do Kielc. Marek Papszun nie ma najlepszych wspomnień z Jackiem Zielińskim, trzy lata temu Cracovia prowadzona przez najbardziej doświadczonego trenera w stawce zatrzymała „Medaliki” w drodze do tytułu. Analogii z sezonem 2021/22 pojawia się wiele, Lech także przegrał u siebie 0:1 z Rakowem. „Kolejorz” rozbił wówczas Pogoń na wyjeździe 3:0, przegrał za to 0:1 z Lechią – brzmi znajomo?
Najważniejszy pozostaje jednak dzisiejszy mecz, kibice gości mogli zastanawiać się nad ustawieniem linii obrony. Do zdrowia wraca Alex Douglas, z pewnością nie zagrają Radosław Murawski i Bartosz Salamon. Niepewny jest także trener ustęp Filipa Jagiełło. Być może w ofensywie szansę otrzyma Dino Hotić, Bośniak po raz ostatni wystąpił w pierwszym składzie 19 października 2024 roku.
Drużyna ze stolicy Wielkopolski nie ma najlepszych wspomnień z meczu, który odbył się 364 dni temu. 12 maja 2024 roku Lech po dwóch swojakach przegrał 1:2 z Legią na własnym stadionie, tym samym stracił szanse na tytuł. Nikt w Poznaniu nie chce wracać do kadencji Mariusza Rumaka, dziś mamy do czynienia z drużyną na innym poziomie – w połączeniu ze świetną formą „Wojskowych” czekamy na wielkie granie. Pierwszy gwizdek sędziego Wojciecha Mycia o 17:30.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
1 komentarz on “Egzamin dojrzałości dla Lecha. Podopieczni Frederiksena walczą o fotel lidera”