
Diego Armando Maradona. Tego nazwiska na pewno nie trzeba przedstawiać nikomu, kto chociaż trochę interesuje się futbolem. Argentyńczyk był bardzo wyrazistą postacią i jednym z tych, których się kocha albo nienawidzi. Niezależnie jednak od sympatii czy antypatii, trudno się nie zgodzić, że była to legenda piłki nożnej.
Talent czystej wody
O tym jak wielki potencjał drzemał w Diego Maradonie, można było przekonać się na pierwszy rzut oka. Piłka nożna była dla niego całym życiem odkąd na trzecie urodziny dostał skórzaną piłkę. Była ona dla niego bezcenna i bardzo o nią dbał, do tego stopnia, że… bał się jej używać. Zawsze gdy gdzieś wychodził, zabierał ze sobą coś, co mogło służyć jako piłka, aby w drodze kopać ten przedmiot, podnosząc w ten sposób swoje umiejętności, ale nigdy nie była to futbolówka, którą otrzymał jako prezent.
Aby dostrzec potencjał w młodym Diego wystarczył tylko jeden rzut oka. Zachwycał swoimi umiejętnościami najpierw na podwórku, potem w drużynie Estrella Roja, którą prowadził jego ojciec. Szybko zrobiło się tam dla niego za ciasno i mimo początkowego sprzeciwu trenera, który uważał, że skład jest kompletny i nie potrzebuje nikogo nowego, dołączył do drużyny młodzieżowej Argentinos Juniors. Tam szybko przebił się do pierwszej drużyny, a jego kariera nabrała jeszcze większego rozpędu, gdy został powołany do reprezentacji i zadebiutował w niej w wieku 16 lat 3 miesięcy i 28 dniu, co uczyniło go w tamtym momencie najmłodszym zawodnikiem grającym w dorosłej reprezentacji.
Mimo dobrego początku nie udało mu się pojechać na mistrzostwa świata 1978, które były rozgrywane w jego ojczyźnie. To bardzo zabolało młodego Diego, który poczuł się pominięty ze względu na wiek, a nie na poziom swojej gry. Tym większy był jego żal gdy Argentyna wygrała te mistrzostwa, a piłkarz uważał, że powinien być na stadionie i celebrować tytuł, a nie oglądać mecz w TV.
Pierwsze rozczarowania
Jego frustracja przelała się na jeszcze lepszą grę. Piął się dalej po schodkach kariery, wiedząc, że jeśli utrzyma tak wysoką formę, na pewno pojedzie na kolejną wielką imprezę. Tak też się stało. Ale zanim Maradona został bohaterem swojego kraju musiał zaliczyć jeszcze kilka wzlotów i upadków. W 1979 został powołany na mistrzostwa świata U-20. Drużynę młodzieżową prowadził wówczas Cesar Menotti, który to opiekował się dorosłą reprezentacją, jak i tą młodzieżową.
Z tym także wiąże się ciekawa historia, otóż Maradona zadebiutował w drużynie U-20 dwa lata później niż w seniorskiej reprezentacji. Legendarny piłkarz został kapitanem drużyny i zdobył z nią mistrzostwo świata, przy okazji zostając najlepszym piłkarzem turnieju rozgrywanego w Japonii.
Trzy lata później przyszedł czas na pierwszy w jego karierze seniorski Mundial. Rozgrywany był on w Hiszpanii. Maradona tamtego lata przeprowadzał się właśnie do Barcelony, stając się najdroższym piłkarzem globu. Mistrzostwa jednak nie poszły po jego myśli. Argentyna była faworytem, ale dość szybko odpadła z imprezy. Maradona i spółka rozegrali pięć spotkań, ogrywając tylko Salwador i Węgry. Maradona na tamtym turnieju strzelił dwie bramki.

Mundial Maradony
Okazja do zmazania blamażu z Hiszpanii nadarzyła się cztery lata później. Wtedy to mistrzostwa świata były rozgrywane w Meksyku i jak się okazało, był to ten legendarny turniej dla Argentyńczyka. „Albicelestes” w grupie byli z obrońcami tytułu, reprezentacją Włoch. Wygrali grupę dzięki bilansowi bramkowemu. Już w pierwszych meczach Maradona dawał pokazy swojego geniuszu.
W pierwszym spotkaniu na turnieju kapitan Argentyny zanotował trzy asysty w meczu z Koreą Płd. (3:1), w kolejnym spotkaniu strzelił gola na wagę remisu z Włochami (1:1), a w ostatniej kolejce fazy grupowej dołożył asystę przeciwko Bułgarii (2:0). Schody miały zacząć się w fazie pucharowej. W 1/8 finału Argentyna trafiła na jednego ze swoich największych rywali, Urugwaj. Był to jedyny mecz podczas mistrzostw świata w Meksyku, kiedy to Maradona nie zdobył gola, ani nie zaliczył asysty. Mimo to „Albicelestes” wygrali 1:0 i zameldowali się w ćwierćfinale. Tam przyszło się im zmierzyć z Anglikami, a spotkanie to miało przejść do historii. To właśnie akcję z tego starcia przychodzą nam na myśl, kiedy wspominamy geniusz tego gracza. Szczególnie te dwa legendarne trafienia które padły w odstępie czterech minut. Najpierw jeden z najlepszych zawodników w dziejach strzelił gola ręką, gol o którym mówi się „Ręka Boga”, a potem wziął piłkę na połowie boiska, przedryblował wszystkich przeciwników stojących mu na drodze (w tym bramkarza) i strzelił do pustej bramki.
W półfinale również strzelił dwa gole, już nie tak legendarne, ale tak samo ważne. W finale Argentyńczycy pokonali Niemców po meczu pełnym zwrotów akcji. Argentyna prowadziła 2:0, następnie straciła to prowadzenie, a kiedy wydawało się, ze dojdzie do dogrywki, strzeliła decydującą bramkę w samej końcówce! Tym oto sposobem Maradona spełnił swoje największe marzenie i zapomniał o braku powołania z 1978 roku.
Legendarny piłkarz. Ikona. Człowiek, który łączył i dzielił. Więcej o tym zawodniku można przeczytać w lekturze „Maradona. Najlepsi piłkarze świata”, wydawnictwa CzytaLisek.