
Fot. Arka Gdynia / Wojciech Szymański
Życie bywa okrutne, czego Arka Gdynia głęboko doświadczyła pod koniec zeszłego sezonu, kiedy to będąc w bardzo komfortowej sytuacji udało jej się przegrać awans do Ekstraklasy. Przegrać awans tak dramatycznie, że James Cameron musiałby kręcić „Titanica” od nowa, aby gdynian i kibiców Arki cokolwiek jeszcze w życiu kiedyś ruszyło. A jednak – rok później Arka jest pierwszym zespołem, który zapewnił sobie awans do najwyższej klasy rozgrywkowej i to w pięknym stylu. Jak do tego doszło?
Dramat na finiszu
Arkowcy w zeszłym sezonie mieli awans na wyciągnięcie ręki. Na dwie kolejki przed końcem podopieczni Wojciecha Łobodzińskiego wyprzedzali trzeci GKS Katowice o 6 punktów, co złudnie wydawało się bezpieczną przewagą. Gdynianie w 33. kolejce zeszłego sezonu przegrali Derby Trójmiasta z Lechią Gdańsk, która miała już „klepnięty” awans, a potem w ostatnim meczu sezonu zasadniczego ulegli u siebie z GieKSą, która po końcowym gwizdku rozpoczęła świętowanie na stadionie w Gdyni. GKS jednak nie był ostatnią drużyną, która miała świętować awans na oczach zrozpaczonych gdynian.
Kilka dni później Arka ograła w półfinale baraży Odrę Opole, co oznaczało awans do finału, który dzięki dobrej pozycji Arki w końcowej tabeli rozgrywano przy ul. Olimpijskiej 5. Naprzeciw Arki stanął Motor Lublin. „Arkowcy” szybko wyszli na prowadzenie za sprawą Olafa Kobackiego. Wydawało się, że gospodarze dowiozą wynik i będą mogli świętować awans, ale w 87. minucie pięknym strzałem z rzutu wolnego popisał się Bartosz Wolski, tym samym wyrównując stan spotkania.
Arka była w szoku, zupełnie nie umiała się otrząsnąć po stracie gola, więc goście w 93. minucie wyprowadzili kolejny cios, który pozbawił gdynian awansu. Tym sposobem Arka znowu musiała obejść się smakiem, pomimo że miała awans na wyciągnięcie ręki.
Druga szansa
Pomimo poczucia beznadziei w Arce nie zdecydowano się zmienić trenera. Wierzono, że drużyna pod batutą Wojciecha Łobodzińskiego jest w stanie awansować, a ciąg nieszczęśliwych zdarzeń z zeszłego sezonu nie ma szansy wydarzyć się po raz drugi.
Taka decyzja wydawała się być zasadna, bo pomimo finalnego niepowodzenia „Arkowcy” byli jedną z najlepszych drużyn ligi, więc decyzja o budowie drużyny od początku byłaby nieco ryzykowna. Jak się jednak szybko okazało Wojciech Łobodziński nie był w stanie już wycisnąć niczego więcej z Arki. Gdynianie po 7. kolejce bieżących rozgrywek do strefy awansu bezpośredniego tracili aż 10 punktów, więc w Gdyni zapadła decyzja o zmianie szkoleniowca.
Najlepszy trener tymczasowy w historii tej dyscypliny
Trenerem tymczasowym został Tomasz Grzegorczyk, dotychczasowy asystent trenera Łobodzińskiego. Zmiana ta od razu przyniosła miażdżące efekty. Grzegorczyk poprowadził Arkę w 12 spotkaniach ligowych. Arkowcy wygrali aż 10 z nich, raz zremisowali i tylko jeden raz przegrali. Arka z 9. miejsca awansowała na pozycję wicelidera, a trener Grzegorczyk wykręcił średnią punktów na poziomie 2.58 pkt na mecz.
Nie wystarczyło to jednak do przekonania władz klubu, aby awansować Tomasza Grzegorczyka na stałego trenera. Po dziewiętnastu kolejkach szkoleniowiec zakończył swoją pracę w Arce, a drużynę przejął po nim Dawid Szwarga.

Żelazna defensywa
Kolejna zmiana trenera wzbudziła kontrowersje. Zdaniem wielu kibiców i obserwatorów, nie było potrzeby żegnania Tomasza Grzegorczyka. Po czasie możemy jednak stwierdzić, że przyjście Dawida Szwargi do Arki nie zachwiało równowagi w zespole, ani nie wpłynęło negatywnie na wyniki. Już przed kadencją trenera Szwargi drużyna „Arkowców” grała bardzo szczelnie w defensywie – w 19 kolejkach straciła jedynie 15 goli, co dawało gdynianom pierwsze miejsce w tej statystyce (ex aequo z Termaliką).
Arka Gdynia awansowała do Ekstraklasy. Dawid Szwarga tonuje nastroje
Okazuje się, że po 12 meczach pod batutą Dawida Szwargi jego podopieczni grają z tyłu jeszcze szczelniej, przez cały ten okres stracili tylko 6 goli, co daje średnio 0,5 straconej bramki na mecz. Sam Szwarga nie przegrał jeszcze w Arce meczu o punkty – jego bilans to 8 zwycięstw i 4 remisy.
Arka Gdynia to zdecydowanie najlepszy zespół tego sezonu pierwszej ligi. Pomimo świeżych blizn i traum po poprzednim sezonie „Arkowcom” udało się zbudować solidną drużynę, która zasłużenie awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jeśli dokonają kilku wzmocnień – o czym sporo mówił Szwarga zaraz po meczu – i utrzymają skuteczność w defensywie, to niniejszy awans nie powinien pójść na marne.
Arko, witamy w Ekstraklasie!
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: