
Fot. Jagiellonia Białystok / Mariusz Piotrowski
Białostoczanie odpadają z Ligi Konferencji po dwumeczu z Realem Betis w 1/4 finału. Jednak ich wyniki przeszły oczekiwania nawet największym optymistów. Jagiellonia świetnie wykorzystała sukces z poprzedniego sezonu i zrobiła duży krok do przodu w rozwoju klubu.
Miłe początki
Zdobycie mistrzostwa Polski w poprzednim sezonie przez Jagiellonie było ogromną sensacją. Sukces ten wiązał się również z pewnymi nowymi wyzwaniami i obowiązkami. Jednym z nich była gra w europejskich pucharach i reprezentowanie Ekstraklasy na salonach. Białostoczanie rozpoczęli od II rundy eliminacji Ligi Mistrzów, gdzie trafili na litewski FK Poniewież. Zdobycie mistrzostwa Litwy przez tą drużynę było co najmniej tak duża sensacją jak tryumf „Jagi”.
Piłkarze Adriana Siemieńca łatwo rozprawili się z tym zespołem, wygrywając aż 7-:1 w dwumeczu. Jagiellonia prezentowała swój „futbol na tak”, podobnie jak w mistrzowskim sezonie. Podejście wręcz idealne po słabszego, rywala jakim niewątpliwie był mistrz naszych północnych sąsiadów.
Brutalna weryfikacja
Przysłowie im dalej w las, tym więcej drzew idealnie się sprawdza w przypadku drogi do fazy ligowej Jagielloni. „Duma Podlasia” w kolejnej rundzie trafiła bowiem na Bodoe/Glimt. Zespół dużo bardziej doświadczony na europejskiej arenie i zdecydowanie większej jakości niż ich poprzedni rywale. Norwegowie skarcili Jagiellonie za beztroskie podejście do piłki. Zneutralizowali oni bowiem atuty mistrza Polski w ofensywie, a wykorzystali braki w tylnej formacji. W dwumeczu „Jaga” uległa 1:5 i był to pierwszy poważny sygnał, że trzeba coś zmienić, aby liczyć się w Europie. Jasnym było, że drużyna Adriana Siemieńca potrzebuje ewolucji, bo gra w Europie różni się od tej na krajowym podwórku. A to, że mistrz Polski będzie grał jesienią w fazie ligowej było pewne już po dwumeczu z FK Poniewież.
Szansa na zrehabilitowanie się przyszła bardzo szybko. Jagiellonia trafiła na Ajax Amsterdam w IV rundzie eliminacji Ligi Europy. Holendrzy mimo swoich mniejszych i większych problemów byli zdecydowanym faworytem do wygrania tej rywalizacji. W Białymstoku natomiast liczyli na pozostawienie dobrego wrażenia. Postraszenie Ajaxu i emocjonujący dwumecz byłby czymś, co usatysfakcjonowałoby duża część sympatyków „Jagi”. Tak się jednak nie stało. Mistrzowie Polski wyglądali, jakby nie wyciągnęli wniosków po porażce z Bodoe/Glimt.
Ajax przejechał się po Jagiellonii, wygrywając w dwumeczu 7:1. Był to moment w którym oczekiwania względem drużyny Adriana Siemieńca były zerowe. Każdy zdobyty punkt w fazie ligowej miał być traktowany jako spory sukces.
Punkt zwrotny
Drużyna Siemieńca rozpoczynała fazę ligową od bardzo trudnego wyjazdu do Kopenhagi. Jak się późnej okazało miał być to mecz, który zbudował tą drużynę. Jagiellonia wyciągnęła wnioski z porażek z wyżej notowanym rywalami i w Danii zagrała tak, żeby wygrać. Nie było już podejścia „nie ważne ile stracimy, ważne żebyśmy strzelili jedną więcej”. Teraz było to wszystko bardziej zbalansowane. Klub z Podlasia pokazał w tym meczu swój charakter i mimo, że podopieczni Siemieńca stracili pierwsi bramkę, byli w stanie wygrać.
Zwycięski gol padł w ostatniej sekundzie meczu, co dodało jeszcze większej dramaturgii temu triumfowi. Niewątpliwie był to punkt zwrotny w tym sezonie dla mistrza Polski. Mecz ten dał im nadzieje i przywrócił wiarę we własne możliwości, która musiała być zachwiana po wcześniejszych łomotach.
Renesans formy
W drugiej kolejce fazy ligowej Jagiellonia pokonała Petrocub. W meczu tym to zespół trenera Siemieńca był faworytem i świetnie się z tej roli wywiązał. Kolejna seria gier to zwycięstwo 3:0 nad Molde na własnym stadionie. Był to niejako rewanż za wcześniejszą porażkę z inna norweską drużyną. Trzeba oddać, że Jagiellonia zagrała wtedy koncert i wynik 3:0 był całkowicie zasłużony. Mecz ten pokazał, jaki progres zaliczyła drużyna Siemieńca względem kwalifikacji do europejskich rozgrywek. A był to okres zaledwie kilku miesięcy. Po tym spotkaniu w Białymstoku zaczęto już na poważnie myśleć o awansie do fazy pucharowej i to z miejsce 1-8.
Pierwsza strata punktów przyszła dopiero w szalonym meczu Celje zremisowanym 3:3. W następnej kolejce mistrzowie Polski ulegli Mladzie Bolesław i gołym okiem widać, że gracze „Dumy Podlasia” czują zmęczenie grą na trzech frontach.
Jagiellonia Białystok jest zmęczona rundą. I nie ma w tym nic dziwnego
Ostatnia seria gier miała więc determinować pozycje „Jagi” na koniec fazy ligowej. Jednak awans był już zapewniony. Pozostawało pytanie tylko czy do 1/16 finału czy 1/8. Remis z Olimpią Ljubljaną i niekorzystne pozostałe wyniki dały Jagiellonii dziewiąte miejsce. Wynik, który każdy brałby w ciemno, a mimo to pozostawał pewnego rodzaju niedosyt. Jednak przez Jagiellonią była przerwa zimowa i zasłużony odpoczynek.
Chwilo trwaj
Mistrz Polski zakończył fazę ligową z rewelacyjnym bilansem 3 zwycięstw, 2 remisów i tylko jednej porażki. Musiał jednak zagrać w 1/16 finału, a przeciwnikiem Jagiellonii była drużyna z Serbii, TSC Baćka Topola. Jagiellonia była zdecydowanym faworytem.

Żółty-Czerwoni wygrali oba mecze 3:1 i dołączyli do Legii Warszawa w 1/8 finału. Tam trafili na dobrze znany polskim kibicom Cercle Brugge, wcześniejszego rywala Wisły Kraków z eliminacji LKE. W Białymstoku Belgowie byli tylko tłem, ulegając „Jadze” 0:3. W rewanżu role się odwróciły i to drużyna z Ekstraklasy miała ogromne problemy. Mimo porażki 0:2 i bardzo nerwowej końcówki, to Jagiellonia zameldowała się w ćwierćfinale Ligi Konferencji.
Wszystko się kiedyś kończy
Real Betis okazał się za mocnym rywalem i zakończył piękną przygodę Jagielloni w Europie. Jednak progres jaki zaliczyła drużyna z Charton Areny jest niesamowity. Wystarczy spojrzeć na mecze z Bodoe/Glimt albo z Ajaxem i porównać je choćby nawet do tych meczy z Realem Betis. Rozwój jest widoczny gołym okiem a stawka starcia z Hiszpanami była mimo wszystko większa.
Jagiellonia dzięki tej przygodzie wypromowała się w Europie. Nie jest już anonimowym klubem z Polski, o którym nikt nigdy nie słyszał. Na pewno ułatwi to przyszłe transfery przychodzące i wychodzące, zbuduje renomę na arenie międzynarodowej.
Ponadto „Jaga” zbudowała swój ranking, czego sama może zbierać owoce w przyszłych kampaniach. No i oczywiście najważniejsze, Jagiellonia dała swoim kibicom wiele radości, możliwość oglądania piłkarzy ze światowego topu na własnym stadionie i napisała być może najważniejszy rozdział swojej dotychczasowej historii. Zalety tych dobrych występów możnaby było wymieniać i wymieniać, ale na koniec dnia to „Jaga” zrobiła coś, czego nie potrafił zrobić m.in. Śląsk Wrocław czy Piast Gliwice, czyli wykorzystali swój sukces do dalszego rozwoju.
1 komentarz on “Pocałunek śmierci zamienił się w piękny sen, czyli o przygodzie Jagielloni Białystok w europejskich pucharach”