
Fot. Legia Warszawa / Janusz Partyka
Postęp polskiego futbolu ligowego w ostatnich latach jest niewątpliwy. W rankingu UEFA od 2020 roku awansowaliśmy o ponad piętnaście pozycji, nasze ekipy regularnie występują w europejskich pucharach. W tym aspekcie trendy są bardzo pozytywne, z drugiej strony jest poziom sędziowania. Ten od dawna postrzegany był jako elitarny, w ostatnich latach arbitrzy na polskich boiskach notują jednak widoczny regres. Obecna kampania jest pod względem prowadzenia zawodów fatalna, za nami kolejna kolejka wielkich absurdów.
Ligowe granie rozpoczęliśmy dopiero w sobotę. Dzień wcześniej miał miejsce wielki finał Pucharu Polski – na PGE Narodowym Legia Warszawa ograła Pogoń Szczecin 4:3. Rozjemcą zawodów był Szymon Marciniak, decyzja ta wywołała sporo kontrowersji. Z udziałem najlepszego polskiego sędziego doszło wcześniej do wypaczenia wyniku meczu krajowego pucharu z udziałem „Wojskowych”. 26 lutego przy Łazienkowskiej pokonali oni w ćwierćfinale Jagiellonię Białystok. Wówczas Marciniak zdecydował się na złamanie protokołu VAR, o czym niejako mówił w kilku wywiadach następnego dnia.
Szymon Marciniak o kontrowersji: Żadna powtórka nie dowodzi, że Jagiellonii należał się rzut karny
W piątek zespół sędziowski w mojej opinii spisał się przyzwoicie. Decyzja o przyznaniu Legii rzutu karnego była słuszna, wielu obserwatorów jej jednak nie rozumiało. Arbiter nie mógł zastosować „korzyści” ze względu na wyraźne przewinienie atakującego prowadzące do zdobycia bramki – Luquinhas zagrywał ręką. Chronologicznie wcześniej nastąpił faul Valentina Cojocaru na Radovanie Pankovie. Zarządzenie sytuacją także wymaga docenienia – Marciniak zawołał kapitanów obu ekip i wyjaśnił swoją decyzję.
Po meczu mówiliśmy o fantastycznym spotkaniu i wielkich emocjach – nie o występie arbitrów. Do takiego stanu rzeczy powinniśmy dążyć. Nieco inaczej było po spotkaniu otwierającym 31. kolejkę Ekstraklasy.
Ewidentny błąd w meczu Stal – Raków. Bramka gości na 0:1 powinna zostać anulowana
Liderujący Raków Częstochowa pojechał do Mielca na mecz z przedostatnią wówczas w tabeli Stalą. Podopieczni Ivana Djurdjevica postawili się silnej ekipie, mieli nawet stuprocentową sytuację. Strzał Fryderyka Gerbowskiego wybronił jednak Kacper Trelowski. W końcówce pierwszej części meczu mieliśmy pierwszą interwencję systemu VAR. Do siatki trafił Jonatan Braut Brunes, wcześniej na niedozwolonej pozycji znalazł się jednak Władysław Koczergin. Decyzja o anulowaniu gola była jak najbardziej prawidłowa.
Długo utrzymywał się wynik 0:0, w 73. minucie po rzucie rożnym i zamieszaniu w szesnastce Stali piłkę do bramki skierował Peter Barath. W pierwszej chwili mało kto zauważył nieprawidłowość, powtórki pokazały, że przed strzałem Węgra Zoran Arsenic podbiegł do Jakuba Mądrzyka. Absorbowanie uwagi bramkarza gospodarzy to małe określenie.

Kapitan Rakowa dobiega do Mądrzyka, opiera swoje ręce na jego korpusie. Najpewniej chciał po prostu wyhamować, nie wykluczam jednak, że było to zachowanie celowe. Bez względu na powyższe okoliczności w tej sytuacji Arsenic: Wykonuje ewidentne działania, które jednoznacznie wpływają na możliwość zagrania piłki przez przeciwnika – jak czytamy w przepisach gry w piłkę nożną.
Do tego Chorwat ewidentnie zasłania pole widzenia Mądrzyka. Rozjemcą zawodów był Patryk Gryckiewicz, sędzia główny miał jednak bardzo trudne zadanie. Wychwycenie takiej sytuacji przy wielu innych zdarzeniach w polu karnym graniczy z cudem – od tego jest VAR. Kornel Paszkiewicz i Tomasz Wajda zasiedli w sobotę w wozie VAR – analizowali sytuację.
Szkoleniowiec gospodarzy na pomeczowej konferencji przedstawił, co przekazali mu sędziowie: – Skutecznie się broniliśmy, a ten gol, którego sędzia uznał dużo zmienił […] Wiem, że za jakiś czas nikt nie będzie o tym pamiętał, jesteśmy małym klubem. Rozmawialiśmy z sędziami VAR, sędzia główny nie zabierał zdania, usłyszałem od sędziów VAR, że powtórki, na których Zoran Aresnić przeszkadza naszemu bramkarzowi to zmanipulowane obrazy – mówił Ivan Djurdjevic.
Myślę, że końcówka wypowiedzi nie wymaga komentarza. Krzysztof Marciniak w niedzielnym programie stacji Canal+ przekazał, że sędziowie VAR uznali, że Mądrzyk i tak nie obroniłby strzału. W mojej opinii takie zachowanie powinno podlegać odpowiedzialności dyscyplinarnej i dyskwalifikacji na kilka kolejek. Po raz kolejny ktoś postanowił dobudować ideologię do przepisów gry w piłkę. Interpretacji rozbieżnej nie da się uniknąć, natomiast w Mielcu postawiono krok za daleko.
Bramka ułożyła mecz Rakowowi, który bez zwątpienia zasłużył na zwycięstwo. Mimo tego w przypadku braku gola Baratha goście mieliby bardzo trudne zadanie. Wcześniej także doszło do sytuacji wielce kontrowersyjnej. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy Marek Papszun konfrontacyjnie ruszył w kierunku arbitra. Opuścił strefę techniczną, pokonał jeszcze dystans 9 metrów.
Trener „Medalików” użył wielu wulgaryzmów, miał olbrzymie pretensje o wezwanie opieki medycznej dla piłkarza gości. Taka procedura oznacza, że zawodnik musiał chwilowo opuścić boisko. Nie ma żadnych wątpliwości, że zachowanie Papszuna powinno zostać ukarane wykluczeniem. Sędzia Gryckiewicz w tym przypadku popełnił błąd, jedynie napomniał szkoleniowca. Była to czwarta żółta kartka Papszuna w tym sezonie, efekt na kolejne spotkanie jest zatem taki sam – pauza. Będzie to niebywale istotna rywalizacja, Raków zagra z Jagiellonią Białystok.
Ewidentny faul i rzut karny w Białymstoku. Decyzja sędziego? Gramy dalej
Następnego dnia do gry w 31. kolejce wkroczyła ekipa mistrzów Polski. Podopieczni Adriana Siemieńca zagrali z Górnikiem Zabrze. Byli w tym spotkaniu drużyną zdecydowanie lepszą, zanotowali aż 46 kontaktów z piłką w szesnastce gości! To wynik astronomiczny, ponadto oddali 26 strzałów. Mimo tego do końcówki spotkania na tablicy widniał wynik 1:1.
W 89. minucie meczu w polu karnym gości Josema uderza łokciem w plecy Adriana Diegueza. Zagranie nie było celowe, nie ma to jednak znaczenia w kontekście oceny przewinienia. Jagiellonii Białystok należał się rzut karny. Co ciekawe, sędzia Jarosław Przybył był doskonale ustawiony – miał świetną perspektywę na pojedynek hiszpańskich obrońców. Mimo tego nie wskazał na wapno, nie interweniował także system VAR.
Niedługo po spotkaniu głos dla Canal+ zabrał Adrian Siemieniec: – Widzę co się dzieje. Coraz bardziej mi się to nie podoba, więc jest duże prawdopodobieństwo, że zasadę swoją zmienię i skończę z dyplomacją. Uważam, że bardzo dużo jest tego w ostatnim czasie i to nie tylko mówię o swojej drużynie, ale też o innych. Niestety tak jest. Ja muszę to zaakceptować, bo nie mam na to wpływu. Nie chciałbym też powiedzieć, że nic się nie dzieje, że jestem zadowolony – mówił trener Jagiellonii.
Młody szkoleniowiec był dotąd oazą spokoju, nie wypowiadał się na temat decyzji sędziowskich. Te w ostatnich kolejkach były dla „Dumy Podlasia” przeważająco krzywdzące. Najpierw w meczu z Piastem Gliwice sędzia uznał bramkę na 1:1 po ewidentnym faulu na Jarosławie Kubickim. W meczu z Koroną Kielce Yevgenii Szykauka uderzył Norberta Wojtuszka, co wywołało u obrońcy krwotok z nosa. Mimo tego sędzia nie przerwał gry, chwilę później Białorusin ze strefy nieprzepisowego starcia strzelił bramkę. Wynik niedzielnego meczu został wypaczony, Jagiellonia traci do lidera aż 9 oczek.
Kontrowersja w Kielcach. Dyskusyjna czerwona kartka dla Oskara Repki
Trzeci dzień zawodów – poniedziałek. Korona Kielce zagrała z GKS-em Katowice. W końcówce meczu goście doprowadzili do wyrównania, nadszedł jednak doliczony czas gry. Oskar Repka próbował zatrzymać Dawida Błanika, wielu obserwatorów miało wątpliwości, czy doszło do kontaktu. W mojej opinii upadek był kompletnie niewspółmierny do siły pojedynku. W mojej opinii nie doszło do faulu. Sędzia Piotr Rzucidło przyznał gospodarzom rzut wolny, Repka obejrzał drugie napomnienie. Pomocnik GieKSy został wykluczony, chwilę później Korona trafiła na 2:1. W mojej opinii po raz kolejny doszło do błędu sędziego.
Kuriozalne decyzje są podejmowane w różne strony, w obecnym sezonie nastąpił znaczący regres. Przyjrzałem się kolejkom od początku tego roku, tylko trzy były względnie spokojne – numer 19, 24 i 26. Nie było w nich błędów, które niezmiennie zapadły w pamięci kibiców. Poza tym to aż 10 serii gier, w których pojawiała się znaczna pomyłka! Sędziowie nie mają zadania łatwego, trendy wskazują jednak, że dzieje się coś bardzo złego.
W przypadku sytuacji w Mielcu zawinił przede wszystkim sędzia VAR, na Chorten Arenie winę można rozłożyć między arbitra głównego a obsługujących system wideoweryfikacji. W przypadku końcówki meczu na Exbud Arenie błąd popełnił Piotr Rzucidło – sędzia VAR przy drugim napomnieniu interweniować nie mógł.
Nie doszukiwałbym się ideologii celowego mylenia się na korzyść jednej z ekip czy korupcji. W miniony weekend sędziowie pokazali olbrzymią niekompetencję, zdarzenia z meczu Stali z Rakowem czy Jagiellonii z Górnikiem były kuriozalne. Piotr Rzucidło po prostu się pospieszył w ocenie. Ciekaw jestem, która z sytuacji zostanie wybrana do cyklu „klip tygodnia”. Mam nadzieję, że obserwatorzy otrzymają wyjaśnienia dotyczące tego, co zawiodło w poszczególnej sytuacji.
***
Walka o tytuł w Ekstraklasie trwa, Raków Częstochowa ma dwa punkty przewagi w tabeli nad Lechem Poznań. W 32. kolejce czekają nas dwa wielkie hity – „Medaliki” podejmą „Dumę Podlasia”. Poprzedni mecz tych ekip (2:2) na Chorten Arenie przeszedł do ciemnej historii polskiego sędziowania.
W niedzielę Legia zagra z „Kolejorzem”. Oby tym razem obyło się bez rażących pomyłek rozjemców…
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
1 komentarz on “Poważny błąd każdego dnia. Co dzieje się z sędziowaniem?”