
Fot. Jakub Ziemianin / Raków Częstochowa
Lech Poznań przegrał z Rakowem Częstochowa 0:1 w hicie 21. kolejki Ekstraklasy. „Kolejorz” był przewidywalny, momentami apatyczny, nie potrafił zareagować na bardzo dobrą grę Rakowa. A Raków… grał swoje. Bez piłki zespół Marka Papszuna świetnie wyglądał w pressingu, a z piłką – nie dawał Lechowi odetchnąć. Mimo, że klub z Poznania wciąż pozostaje liderem, to problemów przybywa i każdy kibic zastanawia się, czy aby na pewno Lecha stać na mistrzostwo Polski w tym sezonie.
Moim zdaniem – z taką mentalnością nie. Drużyna Macieja Skorży, a więc Lech Poznań z ostatniego mistrzowskiego sezonu 2021/22 miał umiejętność przepychania meczów. Czyli czasem poza bardzo dobrymi występami przychodziły trudne, nieprzyjemnie starcia, które trzeba było wygrać i jak najszybciej o nich zapomnieć.
Lech z tego sezonu ma zbyt wiele wpadek, zbyt wiele niedoskonałości i przede wszystkim to nie jest zespół z mistrzowską mentalnością. Oczywiście, można ją zdobywać i się jej uczyć, ale moim zdaniem brakuje w drużynie Frederiksena odpowiedniego charakteru. Gdy się pali, nikt nie biegnie do pożaru.
Doskonale to widać po meczach Lecha Poznań, że kiedy „Kolejorz” traci bramkę jako pierwszy, to zawsze przegrywa:
- mecz wyjazdowy z Widzewem Łódź (1:2) – Lech traci bramkę w 3. minucie, następną w 10. minucie; Lech zdobywa kontakt pod koniec pierwszej połowy, ale wynik już się nie zmienia,
- mecz wyjazdowy w Pucharze Polski z Resovią (0:1) – Lech traci bramkę w 16. minucie z DRUGOLIGOWĄ Resovią w meczu PP, „Kolejorz” nie jest w stanie zareagować, mimo iż rywale kończą meczu w DZIEWIĄTKĘ,
- mecz wyjazdowy z Puszczą Niepołomice (0:2) – Lech traci bramkę w 33. minucie, następną w 44. minucie; co prawda „Kolejorz” niesłusznie kończył mecz w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Michała Gurgula, jednak i tak porażka z zespołem „Żubrów” to nieprawdopodobna wpadka,
- mecz wyjazdowy z Górnikiem Zabrze (1:2) – Lech traci bramkę w 4. minucie, wyrównuje w 13. minucie, po to by już minutę później znów stracić gola, do końca wynik się nie zmienia,
- mecz wyjazdowy z Lechią Gdańsk (0:1) – Lech traci NIESŁUSZNIE STRZELONĄ bramkę pod koniec pierwszej połowy, w międzyczasie z placu wylatuje po dwóch żółtych kartkach Alex Douglas, ale i tak – Lech nie zasługiwał w Gdańsku na chociażby punkt, a Lechia powinna mecz wygrać co najmniej 3:0,
- mecz domowy z Rakowem Częstochowa (0:1) – Lech traci bramkę w doliczonym czasie gry pierwszej połowy,
Nie można rzecz jasna zapomnieć o domowej porażce z Motorem Lublin (1:2) z początku października, natomiast wtedy to podopieczni Nielsa Frederiksena otworzyli wynik. Dali jednak sobie strzelić dwie bramki i w efekcie sensacyjnie Twierdza Poznań upadła po raz pierwszy w tym sezonie.
Poza siedmioma wymienionymi porażkami warto też przytoczyć słabiutki mecz Lecha w Gliwicach, który zakończył się podziałem punktów z końcówki jesieni czy remis w Częstochowie, gdzie Lech ewidentnie przyjechał po jeden punkt. Choć należy pamiętać, że nie mógł wtedy Niels Frederiksen liczyć na Mikaela Ishaka.
Szwed rzecz jasna nie jest robotem i jemu także zdarzają się słabsze mecze. Choćby ten z 21. kolejki przeciwko Rakowowi, kiedy generalnie cały zespół zawiódł. Nieoczywistym bohaterem tej konfrontacji moim zdaniem był Rasmus Carstensen, który dość niespodziewanie zagrał od początku na prawej stronie obrony (przesunięty na lewy bok został Joel Pereirea, ale Portugalczyk ogólnie zawiódł w spotkaniu z Rakowem).

Kogo jeszcze można wyróżnić? Gisliego Thordarsona, który wniósł bardzo dużo ożywienia w grę „Kolejorza”. Schowany był Radosław Murawski, Antoni Kozubal też nie wyglądał najlepiej, a Islandczyk naturalnie został szefem drugiej linii, miał wpływ na ataki Lecha, z łatwością dostarczał piłkę wyżej. Oczywiście dużo rzeczy po drodze zawiodło, jak płynność ataków, robienie przewagi na bokach czy finalizacja ataków. Na samym końcu należy wspomnieć, że to Raków bardzo dobrze się bronił, uniemożliwiając Lechowi atakowanie.
Lech poległ z Rakowem. Papszun: Stworzyliśmy więcej szans na zdobycie bramki
Swój zespół po końcowym gwizdku w Poznaniu komplementował Marek Papszun: – Odebraliśmy im piłkę chyba z 20 razy na ich połowie, co rzadko się zdarza. Kontrolowaliśmy też fazy przejściowe i zniwelowaliśmy atuty Lecha. Stworzyliśmy na pewno więcej szans na zdobycie bramki, oddaliśmy więcej strzałów na ich bramkę.
Papszun przechytrzył Frederiksena. Raków Częstochowa wygrywa z Lechem Poznań
Czy to oznacza, że Raków zagrał zaskakująco dobrze, a Lech zawiódł? Moim zdaniem tak to należy czytać, bo Lech był w piątkowy wieczór schematyczny do bólu i w zasadzie jedyne ataki, które można wyróżnić po przerwie, tu strzał w środek bramki Ishaka oraz próba z dystansu Kozubala. I tyle. Na Raków to nie miało prawa wystarczyć.
Cały czas „Kolejorz” jest jednak liderem tabeli – i jak powiedział sam Papszun, wciąż poznaniacy są głównymi faworytami do mistrzostwa Polski. Nie ma jednak wątpliwości, że tak grająca drużyna z Poznania o mistrzostwie może tylko pomarzyć. Potrzeba więcej charakteru i genu zwycięzców. Co prawda w zespole Frederiksena są piłkarze, którzy święcili triumf latem 2022 roku jak Ishak, Murawski, Pereira czy Antonio Milić, jednak w kluczowych momentach kiedy nie idzie, powinni dawać drużynie więcej.
Na końcu taki widok tabeli, a więc zmniejszenie dystansu na ledwie jeden punkt, to kapitalna sprawa dla kibiców, bo powoduje, że wyścig o mistrzostwo nabiera rumieńców. Nie o to jednak chodziło piłkarzom Lecha, którzy zawiedli. I nie osłodzili swoim fanom walentynkowego wieczoru.