
Fot. Radomiak Radom / Jan Borys
Lech Poznań potężnie rozczarował. Dziś „Kolejorz” miał doskoczyć do liderującego Rakowa, przycisnąć piłkarzy spod Jasnej Góry, spokojnie wygrywając w Radomiu. I w pierwszej połowie rzeczywiście poznaniacy wyglądali bardzo dobrze. W drugiej – to już była prawdziwa kompromitacja. Zespół z Poznania zremisował wygrany mecz, widowisko w Radomiu zakończyło się remisem 2:2.
O tym, że piłka nożna nie jest sprawiedliwa przekonali się piłkarze Radomiaka już w 5. minucie meczu. Od pierwszego gwizdka oglądaliśmy napór „Zielonych”. Dość dobrze wyglądały ataki gospodarzy, nie małe problemy mieli goście z atakami Radomiaka i wydawało się, że zaraz padnie gol. I rzeczywiście padł. Z tym, że dla gości…
Lech był piekielnie skuteczny i już w pierwszym ataku przeprowadził akcję bramkową. Na pole karne zagrał Joel Pereira, który zastąpił dziś Rasmusa Carstensena. Do futbolówki dopadł Filip Jagiełło, który wyłożył ją Mikaelowi Ishakowi i kapitan dał Lechowi prowadzenie.
Radomiak chciał natychmiast odpowiedzieć, oglądaliśmy kilka prób m.in. ze stałych fragmentów, natomiast za każdym razem czegoś brakowało w atakach podopiecznych Joao Henriquesa. To Lech był skuteczny i trafił po raz drugi. Przy trafieniu na 0:2 jednak „popis” dał Maciej Kikolski. Bramkarz Radomiaka nie dał rady złapać piłki, która zmierzała w jego kierunku, a z prezentu skorzystał Filip Jagiełło, który do asysty dopisał trafienie.
Pod koniec pierwszej odsłony było groźnie kiedy na bramkę Lecha atakowali radomianie, można wyróżnić chociażby strzał grającego dziś nieźle Rafała Wolskiego. Po przerwie również były reprezentant Polski był aktywny, dwójkowy atak z Renatem Dadashovem wyglądał groźnie, jednak „Kolejorz” zdołał odeprzeć ten atak.
Koszmarna druga połowa Lecha. Radomianie skruszyli poznański mur
Na bardzo dobrą grę gospodarzy na początku drugiej połowy musiał zareagować Niels Frederiksen. Trener Lecha zmienił Kornela Lismana i Filipa Jagiełło. Musiał zejść także Bartosz Salamon z uwagi na uraz. W ich miejsce pojawili się na placu Daniel Hakans, Radosław Murawski oraz Wojciech Mońka. Ewidentnie wkradła się jednak duża nerwowość w poczynania poznaniaków, widać to było chociażby przy dość prostych próbach rozegrania piłki od tyłu, kiedy to radomianie naciskali i pressowali przeciwników. Aktywny był przede wszystkim Dadashov.
Na kwadrans przed końcem pod bramką Lecha zrobiło się groźnie, piłka została zagrana z bocznego sektora, uderzał wprowadzony wcześniej Chico Ramos, ale jego strzał okazał się niecelny.
Kilka minut później „Zieloni” dopięli jednak swego. Bramka narodziła się z gigantycznego błędu zawodników Lecha. Wojciech Mońka zagrywał w poprzek w kierunku Antoniego Kozubala. Reprezentant Polski do piłki nie dopadł, a futbolówkę przechwycił Capita, który pognał na bramkę rywali i huknął nie do obrony.
Co trzeba podkreślić, to dopiero bramka dla gospodarzy przebudziła Lecha. Trafienie kontaktowe było potężnym bodźcem dla poznaniaków, w końcu podopieczni Frederiksena zaczęli grać odważniej i wychodzić z własnej połowy, bo dużym fragmentami w drugiej połowie Lech tylko się bronił. Udało się nawet gościom trafić, zagranie Patrika Walemarka wykończył Ishak, jednak Szwed w momencie zagrania był na spalonym i trafienie nie zostało uznane.
Ostatni głos należał jednak do zawodników gospodarzy. Radomiak zdołał wyrównać w doliczonym czasie gry. Na wagę punktu uderzył Abdoul Tapsoba. Kibice „Zielonych” ryknęli, Lech wypuścił komplet punktów.
Lech za tydzień podejmuje Puszczę Niepołomice, która będzie grać o życie. Zespół Tomasza Tułacza jest pod kreską. Z kolei radomianie pojadą do Gliwic na konfrontację z będącym w słabszej dyspozycji Piastem.
RADOMIAK RADOM – LECH POZNAŃ 2:2 (0:2)
79′ Capita, 90+2′ Tapsoba – 5′ Ishak, 34′ Jagiełło