
Fot. Śląsk Wrocław
Derby dla Śląska Wrocław. W sobotni wieczór podopieczni Ante Simundzy wygrali 3:1 z Zagłębiem Lubin. W pierwszej części pięknego gola zdobył Serafin Szota, tuż po przerwie wyrównał jednak Adam Radwański. Śląsk zdołał zadać dwa decydujące ciosy – gole Assad Al Hamlawiego i Jakuba Jezierskiego dały okazałe zwycięstwo. WKS opuścił ostatnie miejsce w tabeli, zbliżył się do dzisiejszego rywala na pięć oczek.
Pierwszy kwadrans nie przyniósł wielu okazji, przed jego upływem ze strzałem Arnau Ortiza poradził sobie Dominik Hładun. Kibice gospodarzy przygotowali okazałą oprawę, zupełnie zadymili stadion. Sędzia Bartosz Frankowski dwukrotnie przerywał rywalizację.
W kłębach dymu Zagłębie ruszyło z bardzo groźnym kontratakiem, strzał Dawida Kurminowskiego odbił Rafał Leszczyński. Po chwili bramkarz WKS-u poradził sobie z uderzeniem z dystansu. Piłkarze rywalizowali w obfitych opadach deszczu.
Kilka minut później Serafin Szota oddal strzał z dystansu, został on zablokowany. Spróbował jednak ponownie, tym razem zdobył cudownego gola. Piłka po odbiciu się od słupka zaskoczyła Hładuna. Nad stadionem wyszło słońce, takie w oczach zobaczyli także piłkarze Ante Simundzy.
Goście błyskawicznie ruszyli po gola wyrównującego, po dograniu Kajetana Szmyta, Tomasz Pieńko stanął oko w oko z Leszczyńskim. Zawahanie sprawiło jednak, że przeszkodził mu Szota, ostatecznie strzał obronił Leszczyński.
Kilka minut później kolejną szansę mieli goście, tym razem bramkarz WKS-u w ostatniej chwili zatrzymał Tomasza Makowskiego. 33-latek przed zejściem do szatni obronił jeszcze jedno groźne uderzenie. Leszczyński i Szota sprawili, że Zagłębie przegrywało do przerwy. Miało jednak wiele szans, czego dowód dostaliśmy tuż po przerwie.
Mocny początek Zagłębia
Co się odwlecze, to nie uciecze – po 84 sekundach drugiej części pięknym golem wyrównanie zapewnił Adam Radwański. Pomocnik pojawił się na boisku w przerwie. Leszek Ojrzyński mógł wskazać na jak niegdyś Janusz Niedźwiedź – na swój nos.
Śląsk nie pozostawił jednak trafienia bez reakcji, wicemistrz ruszył na bramkę „Miedziowych”. Ze strzałami piłkarzy Simundzy radził sobie jednak Hładun. Po kilkunastu minutach bramkarz gości nie miał jednak nic do powiedzenia – prowadzenie Śląskowi strzałem głową dał Assad Al Hamlawi.
Po golu Radwańskiego oglądaliśmy zupełnie inne drużyny, to była imponująca wersja Śląska. Napastnik reprezentacji Palestyny po kilku meczach zadyszki trafił wreszcie do siatki. WKS ruszył po kolejne gole, na boisku pojawił się Yehor Matsenko. Śląsk wrócił do formacji z czwórka obrońców, nie przeszkodziło to mu w wyprowadzaniu kolejnych ataków.
Tym razem kibice Zagłębia odpalili race, drużyna gospodarzy wykorzystywała swój główny atut – fazy przejściowe. Po jednej z nich rezerwowy Sylvester Jasper ograł obrońcę, następnie wyłożył piłkę Jakubowi Jezierskiemu. Młodzieżowiec wpakował piłkę do bramki Zagłębia. Mieliśmy 3:1, to był koniec marzeń gości o remisie.
Śląsk wygrał po bardzo dobrej drugiej połowie, kibice ponownie stworzyli świetną atmosferę. Po ostatnim gwizdku zapanowała radość, we Wrocławiu wszyscy liczą na słońce w ostatnich trzech kolejkach. WKS awansował na 16. miejsce w ligowej tabeli. Strata do Lechii Gdańsk zmniejszyła się do trzech oczek, podopieczni Johna Carvera jutro zagrają z Cracovią.
Cieszyć może bardzo pozytywny sygnał od Serafina Szoty, stoper Śląska poza golem zapewnił jakość w defensywie. Plan z trójką środkowych obrońców sprawdził się o tyle, że WKS nie stracił gola. Rafał Leszczyński zamknął dyskusje o zmianie w bramce, przy jednymi golu nie miał szans.
Leszek Ojrzyński może być wściekły za pierwszą połowę – jego piłkarze nie wykorzystali wielu dogodnych okazji. W drugiej części za to słono zapłacili, po golu wyrównującym byli jednak kompletnie bezzębni. Ich przewaga nad Śląskiem wynosi pięć oczek, nie są pewni utrzymania w Ekstraklasie.
ŚLĄSK WROCŁAW – ZAGŁĘBIE LUBIN 3:1 (1:0)
Szota 30’, Al Hamlawi 64’, Jezierski 81’ – Radwański 47’