Nie umieściłby siebie w gronie najlepszych pomocników w Ekstraklasie, chociaż przyznał, że w momencie przejścia do Legii za takiego się uważał. Marzy mu się zagraniczny transfer, a wśród celów do odhaczenia migocze gra z orzełkiem na piersi. Patryk Sokołowski o Cracovii, inwestycjach, swojej drodze do Ekstraklasy, o życiu i piłce. Zapraszam.
Piotr Rzepecki: Stuknęła ci niedawno trzydziestka. Czy coś się zmieniło w twoim postrzeganiu piłki, życia czy to tylko metryka?
Patryk Sokołowski: Tylko metryka. Najwięcej w moim życiu zmieniło się, kiedy zostałem tatą. To zmieniło bardzo dużo w moim postrzeganiu świata i w ogóle w moim codziennym funkcjonowaniu. Ta zmiana kodu była w zasadzie nieodczuwalna.
To, że zostałeś tatą jakoś wpłynęło na to, jakim jesteś piłkarzem? Czy strefa prywatna i zawodowa się przeplatają czy niekoniecznie?
Na pewno wpłynęło to na mój światopogląd i to jak myślę o najróżniejszych rzeczach, m.in. o tym, że teraz trzeba zapewnić byt swojej rodzinie, a nie tylko myśleć o sobie. Dziecko bardzo dużo zmienia.
Jakiś czas temu w rozmowie z Weszło akcentowałeś, że sprawy „niepilne, ale ważne” są szalenie istotne. Mówiłeś o schemacie, który przedstawiał Bryan Tracy. Jak to wygląda obecnie, jakie cele teraz sobie wyznaczasz w dłuższej perspektywie, które nie są naglące, ale bardzo ważne?
W każdym obszarze życia wyznaczam sobie określone cele. Na pierwszym miejscu jest rodzina. Wiem jakim chciałbym być ojcem, mężem, synem. Tak samo w inwestycjach; wyznaczam cele, które chcę realizować. Zawsze się przekonuję, że to właśnie sprawy „niepilne, ale ważne” są najważniejsze do zrealizowania.
Wydaje się, że nie ma czasami bardzo pilnych spraw, ale jeżeli jesteś bardzo konsekwentny, to buduje się taka „kula śnieżna” i można stworzyć zarówno super rodzinę i fajnie zabezpieczoną przyszłość.
Podobnie jest w piłce. Dodatkowe ćwiczenia taktyczne czy regeneracyjne nie są naglące, ale bardzo ważne w dłuższej perspektywie.
Robiłeś sobie rachunek sumienia po trzydziestce? Co ci się udało zrobić, a czego nie zrealizowałeś w piłce, a miałeś w swoich planach?
Mniejsze cele wyznaczam sobie przed każdym sezonem, jest wtedy trochę luźniejszy czas i mogę się zastanowić nad dłuższą perspektywą. Na pewno jednym z celów, których nie udało mi się zrealizować, a który bardzo bym chciał, ale może być o to bardzo ciężko, to jest na pewno zagranie w reprezentacji Polski.
To był taki cel, który wyznaczyłem sobie bardzo dawno temu. Myślałem też o tym przy transferze do Legii Warszawa, bo miałem wtedy różne opcje. Jak zawsze wypisałem sobie plusy i minusy. Kluczowym czynnikiem zawsze była rodzina. Miałem też w głowie marzenie o kadrze, myślałem o tym, z którego klubu może mi być najbliższej do reprezentacji. Z czystej kalkulacji wyszło mi, że ten transfer będzie najbardziej rozsądny. Tak zadecydowałem i tego nie żałuję, choć oczywiście jest pewien niedosyt.
To znaczy?
Nie spełniłem wszystkich założeń, które sobie postawiłem będąc w Legii, ale przeżyłem tam wiele pięknych chwil. Podniosłem Puchar Polski, w finale strzeliłem karnego. Grałem w rodzinnym mieście, czułem, że rodzice są ze mnie dumni.
Jesteś zadowolony ze swojej kariery?
Patrząc jednak na to, jakie mam warunki, ile pracowałem, to jestem zadowolony z kariery i z drogi, którą przeszedłem. Czasami nie cel jest najfajniejszy, tylko podążanie do niego. Trzeba doceniać kogo się spotka na swojej drodze, co się przeżyje, nawet jeżeli nie dotrze się na szczyt.
Wróćmy do transferu do Legii. Powiedziałeś, że wypisałeś wszystkie plusy i minusy. Było cokolwiek wtedy po stronie minusów?
Większość to były plusy. Być może jedynie kwestie finansowe, ponieważ za granicą mogłem wtedy więcej zarobić. Miałem propozycję z Cypru, z Arisu Limassol. Można było się zastanowić, czy nie lepiej spróbować wyjazdu za granicę przez wgląd na klimat i fajne miejsce do życia.
Być może później z Cypru mógłbym pójść gdzieś do Turcji, a z Legii, zwłaszcza pod koniec kiedy nie grałem, było o to trudniej. Ale tak jest przy każdym transferze czy każdej decyzji – zawsze są jakieś „za” i „przeciw”.
Twoja droga – z niższych lig do Ekstraklasy – jest inspirująca. Czy przebijając się w niższych ligach miałeś świadomość, że trochę przecierasz szlaki i że możesz być dla niektórych zawodników drogowskazem? Można się w niższych ligach zakopać, a ty pokazałeś, że determinacją, charakterem i ciężką pracą można, nawet czasami dość późno, ale znaleźć się w Ekstraklasie.
Podczas tej drogi o tym nie myślałem, ale przy okazji mojego transferu z Piasta do Legii dużo moich byłych trenerów, czy trenerów pracujących w Akademii Legii, mówiło mi o tym, że często powtarzało swoim podopiecznym, wskazując na mnie – „zobaczcie na tego chłopaka, on zadebiutował w Ekstraklasie w wieku prawie 24 lat, przebijał się przez niższe ligi, ale chciał dotrzeć do Legii i mu się udało”.
Dużo osób mi mówiło, że moja historia może być inspiracją dla innych zawodników. Bardzo się z tego cieszę. Mam też świadomość, że mnóstwo rzeczy mówiło się ułożyć, żebym trafił do Ekstraklasy i tam się utrzymał.
Pytany o swoją drogę do dużej piłki, mówiłeś, że „odwaga, zaciętość i wytrwałość to wspólne cechy ludzi biznesu i piłki”, ale zastanawiam się, co jeszcze jest potrzebne na niższym poziomie? Na pewno były momenty kryzysu.
Wtedy o tym nie myślałem. Skupiałem się na tym, żeby grać w piłkę najlepiej jak umiem. Mogliśmy na przykład nie awansować z Olimpią Elbląg z trzeciej do drugiej ligi, ale finalnie się udało. Ale pewnie gdybym dalej grał w trzeciej lidze, to cały czas bym ciężko trenował i wierzył, że przyjdzie lepszy moment.
Trzeba być na pewno dobrze przygotowanym, zaangażowanym w to co się robi, żeby iść wyżej. Trzeba oczywiście mieć też szczęście. Super przykładem jest Wojtek Szczęsny, który z emerytury przeszedł do Barcelony. Jeszcze kilka dni wcześniej nikt by nie przypuszczał, że będzie taka sytuacja.
U mnie było podobnie. Awans z trzeciej ligi do drugiej, który był mocno „na styku”. Później z drugiej ligi poszedłem do Wigier Suwałki, gdzie w zasadzie nie miałem żadnej opcji. Zdecydowałem się nie przedłużać kontraktu w Elblągu. I zostałem w pewnym sensie na lodzie. Poszedłem tam wtedy na testy. Trafiłem na super trenerów, m.in. na trenera Artura Skowronka.
Ile na twojej drodze było przypadku? Można tak to przedstawić procentowo, ile było szczęścia, na ile rzeczy nie miałeś wpływu?
Myślę, że takiej spontaniczności, jeśli chodzi o wybór i podążanie poszczególnymi ścieżkami było więcej niż 50 procent. Pewne rzeczy po prostu musiały się zadziać. Być może mogło się zdarzyć tak, że jakąś inną, okrężna drogą trafiłbym w końcu do Ekstraklasy, a równie dobrze mógłbym zostać w niższych ligach.
Nie miałem nigdy zaplanowanej ścieżki tak krok po kroku, że teraz idę z drugiej ligi do pierwszej, a później do Ekstraklasy. Bardzo często było tak, że było to po prostu „szyte” na bieżąco.
Ilu spotkałeś piłkarzy, o których pomyślałeś, że zrobią super kariery, a ich już na przykład w piłce nie ma? Przynajmniej na tym poważnym poziomie.
Ciężko mi będzie wymienić nazwiska, ale spotkałem wielu takich zawodników.
Ogólnie myślę, że poziom w piłce między rozgrywkami się mocno zaciera. Czasami oglądam mecze czwartej ligi, to aż jestem zaszokowany poziomem.
Głównie pod kątem taktycznym?
Pod każdym. W podejściu trenerów, samych zawodników. Dawniej była przepaść między trzecią a drugą ligą. Pierwsza liga czy Ekstraklasa to już był kosmos.
Pamiętam, że jako Olimpia Elbląg w trzeciej lidze bardzo się wyróżnialiśmy, bo mieliśmy wielu zawodników, którzy grali w przeszłości w drugiej czy w pierwszej lidze. Wtedy tą trzecią ligę zjadaliśmy, a teraz wydaje mi się, że byłoby o to trudno.
Dobrym przykładem jest Wieczysta, która w teorii wszystkie mecze w drugiej lidze powinna wygrywać po 5:0. Mają świetnych zawodników, a nie zrobili awansu dwa lata temu z trzeciej do drugiej ligi. Teraz oczywiście są w czubie, ale nie jest tak, że gromią wszystkich przeciwników.
Od początku swojej kariery mocno w siebie inwestowałeś. Słyszałem, że jakiś czas temu kupiłeś sprzęt do regeneracji za 4,5 tys. złotych, konsultujesz swoją grę regularnie z analitykiem. Jesteś ewenementem, czy w niższych ligach to jest normalne, że piłkarze patrzą trochę szczerzej i nie skupiają się tylko na meczu, treningu i regeneracji?
Kiedy grałem w trzeciej i drugiej lidze byłem troszkę wyjątkiem. Oczywiście byli dookoła mnie zawodnicy świadomi, którzy pracowali nad sobą. Muszę przyznać, że mój agent, z którym pracuję od czasów Wigier Suwałki pchał mnie bardzo mocno w stronę rozwoju. Zaszczepił we mnie chęć ciągłej analizy i pracy nad sobą. Wiem, że podobnie jest z innym piłkarzami, z którymi pracuje.
Teraz to zresztą norma, że każda agencja rozwija piłkarzy na wielu płaszczyznach, ale wtedy to była troszkę nowość na rynku.
Obecnie to nic niestandardowego. Widać to choćby po tym, jak rozbudowane są sztaby. W Cracovii jest kapitalna możliwość pracy indywidualnej, wystarczy podejść do trenera i poprosić o analizę konkretnego meczu. Nie ma z tym żadnego problemu.
Jakim zawodnikiem jest Patryk Sokołowski, jeśli chodzi o taktykę i czytanie gry?
Staram się być najlepszą wersją siebie, nie porównuję się do innych, ale wydaje mi się, że dużą świadomość taktyczną i zmysł miałem od zawsze. Tym się wyróżniałem od najmłodszych lat. Nigdy nie byłem zbyt szybki, nie dryblowałem. To właśnie czytaniem gry się wyróżniałem.
Ale oczywiście jest jeszcze ogromne pole do poprawy pod tym względem. Nie każdego piłkarza można jednak nauczyć taktyki, niektórzy tak tego nie przyswajają. Podobnie jest z szybkością, też nie jesteś w stanie przekroczyć pewnych granic, są ograniczenia.
Piłkarz, który ma problem z przyswojeniem dużej liczby zadań taktycznych nie ma prawa funkcjonować na wysokim poziomie w piłce?
Zależy pewnie na jakiej pozycji. Skrzydłowy, którzy nie musi tyle bronić, być może lepiej, że nie ma albo nie przyswaja zadań taktycznych, bo może zrobić coś nieszablonowego, przełamać pewien schemat. Na mojej pozycji taki twórczy chaos nie jest jednak w cenie.
Uważasz się za jedną z najlepszych ósemek, szóstek w Ekstraklasie?
Obecnie nie widziałbym siebie w topie, jest oczywiście szansa, bym się w takim gronie znalazł, ale uważam, że muszę dołożyć liczby. To podstawa. Piłkarz, który nie notuje liczb rzadko ląduje w jedenastce kolejki. Jestem tego świadomy.
Kiedy odchodziłem z Piasta do Legii, miałem fantastyczny okres. W rundzie jesiennej strzeliłem pięć bramek i to mi dało bardzo dużą pewność siebie i na tamten czas rzeczywiście byłem w gronie najlepszych pomocników w Ekstraklasie.
Kto gra obecnie na twojej pozycji w Ekstraklasie i może być takim wzorem?
Radek Murawski z Lecha, bardzo lubię go oglądać. Często oglądam mecz przez pryzmat jednego gracza, fajnie wtedy widać, jak się ktoś zachowa po stracie piłki albo w pojedynku. Akurat będę miał okazję się z nim mierzyć w sobotę!
Bardzo też podoba mi się Fredrik Ulvestad z Pogoni czy Nene z Jagiellonii, kapitalnie wchodzą w trzecią tercję. Mimo, że grają w środku pola, to często wchodzą wyżej i wykańczają akcje. Myślę, że od nich mógłbym się zainspirować pod tym względem.
Pamiętasz kiedy ostatnio strzeliłeś bramkę?
W Legii II… W Cracovii jeszcze nie strzeliłem i czuję, że nie zachowuję takiego spokoju pod bramką przeciwnika, jak wcześniej. Liczby budują, sprawiają, że czuję się pewny siebie. Teraz jest często tak, że bardzo chcę uderzyć, być może za bardzo i decyduję się na strzał np. w pierwsze tempo. I to nie pomaga.
Planujesz swoją przyszłość? Kontrakt z Cracovią masz do końca tego sezonu, myślisz co może być za kilka miesięcy?
Tak jak mówiłem wcześniej, przed każdym sezonem wyznaczam sobie cele, ale przede wszystkim skupiam się na pracy codziennej. Idę małymi kroczkami. Chcę grać coraz lepiej i mam nadzieję, że to zaprocentuje.
Nie wiem jednak, co się wydarzy w przyszłości. Kontrakt mam do końca sezonu. Ćwiczę, trenuję, mam zamiar unikać kontuzji i zobaczymy co przyszłość przyniesie.
A jeżeli chodzi o cele długoterminowe? Co będziesz robił po karierze?
Nie mam jeszcze dokładnych planów. Staram się inwestować, zabezpieczyć siebie i swoją rodzinę, żeby mieć pewien komfort i możliwość decyzji, co chciałbym robić. Teraz o tym za bardzo myślę, bo myślę, że mogłoby się to odbić na mojej formie sportowej.
Świat zmienia się tak szybko, że trudno zaplanować sobie, co mógłbym robić za, dajmy na to, pięć lat. Spójrzmy wstecz, ile się wydarzyło w ciągu ostatnich pięciu lat. Od covidu przez wojnę w Ukrainie.
A gdybyś musiał już teraz obrać ścieżkę po zakończeniu kariery, to odciąłbyś się od piłki, poświęcił pasjom czy np. widziałbyś się w trenerce?
Na pewno wiem, czego nie chciałbym robić – nie chciałbym być pierwszym trenerem. Nie chciałbym znów wchodzić w ten „tryb piłkarza”, czyli często zmieniać miejsce zamieszkania, żyć na walizkach. Chciałbym po karierze zostać w jednym miejscu, w moim przypadku w Warszawie. Wyobrażam sobie siebie jako trenera w akademii, pracując z młodymi piłkarzami.
Z drugiej strony interesuje się giełdą, rynkiem. Dużo czytam o różnych inwestycjach. Myślę, że to też jest jakiś kierunek, w którym być może chciałbym się spełniać.
Ale na pewno nie zobaczymy Patryka Sokołowskiego jako pierwszego trenera?
Na 99% nie.
Wydawało się, że piąty raz w tym sezonie ligowym Raków Częstochowa wygra 1:0, ale mecz…
Strzelić dwie bramki Legii przy Łazienkowskiej, pokazać kawał ładnego dla oka futbolu, zgotować wielkie emocje…
Lech Poznań w pewnym stylu pokonał przed własną publicznością GKS Katowice 2:0. Bramki strzelali Mikael…
Jagiellonia Białystok podzieliła się punktami ze Śląskiem Wrocław. Mecz 16. kolejki Ekstraklasy na stadionie mistrza…
Jego droga do Ekstraklasy wiodła przez trzecią, drugą i pierwszą ligę. Był w kilku ekstraklasowych…
W ten weekend w ramach hitu 16. kolejki Ekstraklasy Jagiellonia Białystok podejmie wicemistrza Polski, Śląsk…
View Comments
Fajny wywiad 👍