– W drugiej połowie pokazaliśmy twarz mentalnych zwycięzców – mówił po spotkaniu z Motorem trener Cracovii, Dawid Kroczek. „Pasy” pokonały ekipę beniaminka 6:2, choć już w 8. minucie było 2:1 dla gości.
Olśnił przede wszystkim David Olafsson, który wbił Motorowi trzy gole. 29-latek strzelił dwie bramki przed przerwą i jedno trafienie dołożył w drugiej połowie. To jednak tylko mały skrawek tego, co działo się w pierwszym sobotnim meczu Ekstraklasy w 13. kolejce. Cracovia weszła w mecz beznadziejnie, była chaotyczna, zdezorganizowana, nie była w stanie zareagować na świetną grę Motoru.
Nikt chyba, z Mateuszem Stolarskim na czele, nie spodziewał się, że goście tak „siądą” po dwóch szybko zdobytych golach.
Nie potrafią wejść w mecz
Przede wszystkim w Cracovii imponuje umiejętność wracania do meczu, bo to nie jest pierwsze spotkanie, w którym „Pasy” odwracają losy – tak było m.in. we Wrocławiu ze Śląskiem, kiedy WKS prowadził 2:0 już w 8. minucie.
Podobna amplituda wydarzeń i przede wszystkim amplituda emocji miała miejsce w Białymstoku z Jagiellonią, kiedy „Pasy” przegrywały 1:2, a ostatecznie skończyło się wygraną 4:2. W meczu z Górnikiem Zabrze czy Puszczą również Cracovia wychodziła z sytuacji trudnych i finiszowała za trzy.
Słabszy początek może być podyktowany chęcią oddania piłki rywalowi. Trener Dawid Kroczek wielokrotnie mówił, że nie interesuje go specjalnie statystyka posiadania piłki – że liczy się skuteczność działań. I być może w tym należy dopatrywać się słabszego początku meczu z Motorem czy przed kilkoma tygodniami we Wrocławiu. Rywale ruszają, „Pasy” rozkręcają się z każdą minutą i bardzo często potrafią doskonale wypunktować przeciwnika, któremu kończy się paliwo w baku. Tak było przeciwko Motorowi, kiedy po godzinie gry zawodnikom beniaminka zabrakło energii. W ciągu ostatnich 30 minutach nie byli w stanie ani razu poważnie zagrozić Cracovii, w obronie z kolei byli apatyczni, bierni. Cracovia to bezlitośnie wykorzystała.
Olafsson razy trzy
Ojców tego sukcesu było kilku, ale z pewnością trzeba wyróżnić Davida Olafssona, który popisał się hat-trickiem. To był wielki mecz Islandczyka. Trener Kroczek nie musi się martwić o swoją lewą stronę; grający tak odważnie i skutecznie z przodu, a jednocześnie bardzo odpowiedzialnie z tyłu, 15-krotny reprezentant Islandii udowadnia, że jest obecnie topowym wahadłowym w Ekstraklasie. W polu karnym Motoru czuł się jak rasowy snajper. Co w zasadzie miał, to strzelił.
Pozazdrościł mu z pewnością Benjamin Kallman, który zaliczył o jedno trafienie mniej. Napastnik „Pasów” strzelił swoją szóstą i siódmą bramkę w tym sezonie ligowym. W końcówce trafienie zapisał także Mateusz Bochnak, który pojawił się na placu po wejściu z ławki.
Mental, mental, mental
– W drugiej połowie pokazaliśmy twarz mentalnych zwycięzców – mówił na konferencji pomeczowej Dawid Kroczek. Przed spotkaniem, co ciekawe, padł temat siły mentalnej Cracovii. Nie brakowało słów, że ekipa „Pasów” ma niebywałą wręcz umiejętność wyrzucania z głowy słabych momentów. Zespół trenera Kroczka się nie załamuje, tylko idzie po swoje.
Zawsze jednak można dopatrzeć się przestrzeni do poprawy i za taką trzeba uznać liczbę straconych bramek. Po 13 kolejkach ekipa ze stolicy Małopolski straciła aż 19 bramek. To o 12 więcej niż pierwszy Lech czy o 15 więcej niż drugi Raków. Ledwie dwukrotnie Cracovii udało się w tym sezonie zagrać na zero z tyłu – z Koroną (0:2) i Rakowem (0:1).
Co prawda zespół, który chce mierzyć wysoko powinien mieć bardzo szczelną obronę i kłaść akcenty przede wszystkim na defensywie, ale… Jagiellonia Białystok, która zdobywała mistrzostwo Polski w tamtym sezonie straciła łącznie 45 bramek. Na etapie 13. kolejki podopieczni Adriana Siemieńca stracili… 19, czyli tyle samo, co drużyna „Pasów.
Chyba więc nie ma co bić na alarm. Zwłaszcza, że reguła „strzelić przynajmniej o jedną więcej niż przeciwnik” sprawdza się w Cracovii rewelacyjnie.
Fot. Cracovia