
Fot. Atletico Madryt
Atletico Madryt od 27 października nie straciło punktów. Drużyna wydostała się z potwornego kryzysu i stała się maszyną do wygrywania. Podopieczni Diego Simeone wygrali 12 spotkań z rzędu, w tym czasie przydarzyły im się bardzo różne występy, główną bronią pozostały jednak końcówki. Zapraszam na analizę niespodziewanej wielowymiarowości ekipy dowodzonej przez charyzmatycznego Argentyńczyka. Pocznę od obfitego letniego okienka transferowego, a następnie z zachowaniem chronologii przyjrzę się etapami procesu, który zaprowadził do świąt i sylwestra na pozycji lidera w zachodnim Madrycie.
Potrzeba przewrotu
Okienko transferowe w wykonaniu Atleti było bardzo okazałe, w Madrycie głęboko sięgnięto przed sezonem do kieszeni. Było to spowodowane przeciętnym sezonem 2023/24.
W poprzedniej kampanii Atletico zajęło dopiero 4. miejsce, klub ze stolicy Hiszpanii się za plecami Girony. Imponujący jest jednak fakt, że to dwunasty z rzędu tego klubu awans do Ligi Mistrzów. Z drugiej strony, pierwszy raz ekipa Simeone w tym czasie znalazła się poza podium. Drużynę dotknęła pewna stagnacja, symbolem poprzedniej kampanii był momentami statyczny Stefan Savić, skuteczność zależała od Alvaro Moraty. Pięta achillesową były wyjazdy, w pamięci pozostała wiosenna porażka 0:2 na Nuevo Mirandilla z Cadiz.
Mówiło się nawet o zwolnieniu trenera, w mojej opinii były to doniesienia absurdalne. Szkoleniowiec Atletico jest postacią zbyt zasłużoną, by odgórnie stracić pracę.
Budowa od tyłu
Wzmocnienia objęły każdą pozycję, pozycję „dwójki” w bramce objął Juan Musso. Argentyńczyk znany był z występów w Serie A, przede wszystkim w barwach Udinese, a ostatnio w Atalancie Bergamo.
W linii obrony musiało dojść do trzęsienia ziemi, mimo solidnych występów, Jose Maria Gimenez w mojej opinii znajduje się w grupie piłkarzy z najmniej stabilnym zdrowiem. Według portalu Transfermarkt, w ciągu dziewięciu sezonów stracił 140 spotkań, w każdej kampanii regularnie wypadał – średnio opuszczał szesnaście spotkań w sezonie. Obecnie Urugwajczyk jest zdrowy, rozgrywka pełną rundę bez większych problemów zdrowotnych.
Klub latem wzmocnił Clement Lenglet, francuski obrońca w schyłkowym okresie w FC Barcelonie wyglądał kiepsko, nie odnalazł się w Tottenhamie czy Aston Villi. Jeszcze przed rokiem miał gigantyczne problemy w Lidze Konferencji, kiedy przeciwko Legii nie radził sobie między innymi z dryblingami Patryka Kuna. Długo zajęło mu zyskanie zaufania Simeone, dziś wreszcie stał się wyjściowym stoperem, gra bardzo solidnie.

Wyczekiwanym transferem było przyjście Robina Le Normanda, hiszpański mistrz Europy miał stać się fundamentem defensywy Atletico. We wrześniu złapał poważny uraz, aktualnie jest przywracany do gry, rywalizacja o miejsce w środku obrony będzie bardzo zacięta.
Bombowe transfery
Hitowe wzmocnienia nadeszły z Premier League – do drużyny dołączyli Connor Gallagher i Julian Alvarez. Anglik przybył z Chelsea, drużynie z Londynu zależało na jego sprzedaży we względu na zgodności finansowe, kluczowy był status wychowanka. Pomocnik miał pewne trudności, jednakże obecnie również stanowi o sile „Materacy”. Bardzo dobrze wypełnia rolę Koke, stał się niejako następcą kapitana.
Alvarez z kolei niemal od początku pokazywał klasę, momentami bywał chaotyczny, jednakże w ostatnich tygodniach nie pozostawił żadnych wątpliwości dotyczących zasadności przenosin. Szczególny urodzaj miał miejsce na przełomie listopada i grudnia, gdy Argentyńczyk dołożył kilka trafień. Mimo ustawienia na czele „piramidy” Cholo, nie zawsze pełnił rolę snajpera. Kwota za transfer wyniosła aż 75 milionów euro, myślę że w Manchesterze City mimo gigantycznego zarobku żałują, że oddali napastnika.
Wyjście z cienia
Początki były szczególnie trudne dla Alexandra Sorlotha, norweski snajper do końca poprzedniego sezonu walczył o Trofeo Pichichi. Znalazł się tuż za plecami Artema Dovbyka, Ukrainiec wygrał rzutem na taśmę, dzięki hat-trickowi w wygranym 7:0 meczu ostatniej kolejki z karykaturalną Granadą.
W pierwszych meczach tej kampanii Norweg wyglądał momentami niepoważnie, nie potrafił przyjąć piłki, popełniał błędy techniczne niegodne poziomu Primera. Od momentu październikowej przerwy reprezentacyjnej uległo to poprawie. Ostatnie dwa spotkania były dla niego szczególnie udane, niemalże w pojedynkę wywalczył sześć oczek. Taka postać w rezerwie jest niebywale cenna.
Spokojne otwarcie
Atleti było typowane w roli kandydata do tytułu, zaranie kampanii to niemal kopia z poprzedniego sezonu. Cały czas gra była poprawna, ale nie było niczego więcej. Wyniki były jednak dosyć pozytywne, Atletico do końcówki października nie przegrało spotkania.
Rezultat nieco maskował problem, z którym chciano usilnie zawalczyć. Mowa o odejściu od pewnej jednowymiarowości i przewidywalnej gry. Gdy wydawało się, że być może się to zmieni, przyszedł kryzys.
Czarny mecz w Portugalii
Seria gier bez przegranej została zakończona derbami z Realem Madryt (1:1), mimo bezzębnej postawy obu ekip, to „Królewscy” wyszli na prowadzenie. Atletico użyło swojej głównej broni – czyli końcówki i wyrównali, mimo remisu widać było, że są spore problemy.
Trzęsienie ziemi nadeszło w meczu Ligi Mistrzów z Benfiką (0:4). Nigdy nie widziałem tak koszmarnej postawy drużyny z Metropolitano. To był absolutny koncert podopiecznych Bruno Lage’a. Goście stanowili ponure tło, nie był to jednak przewodni powód zmartwień.

Czas kryzysu?
Diego Simeone miał stracić kluczowy głos w sprawach klubowych, Argentyńczyk był trenerem nietypowym – to jemu można przypisać zbudowanie silnego Atletico. Pojawił się nowy dyrektor generalny, szkoleniowiec miał czuć brak sprawczości nawet wewnątrz drużyny, wypalić się po niemal 13 latach.
Kolejne dwa spotkania, mimo zdobytych czterech punktów były niejako manifestem problemu. Podopieczni Cholo zostali zepchnięci przez Real Sociedad, po bramce Alvareza zremisowali 1:1. W starciu z Leganes bardzo długo przegrywali, mimo tego strzelił trzy bramki w ostatnich 25 minutach i zwyciężyli z bardzo słabym rywalem. Pojawiły się jednak pogłoski o poszukiwaniu potencjalnego zastępcy Cholo, co miało mieć związek z bezsilnością Argentyńczyka. Kandydatem miał być Fernando Torres, legenda klubu.
Punktem kulminacyjnym był koniec tygodnia, w którym „Materace” przegrali dwa mecze. Najpierw Metropolitano zostało zdobyte przez Lille, to była druga porażka w Lidze Mistrzów. W pierwszej części tego meczu gospodarze zdominowali drużynę z Francji, druga momentami przyniosła mentalny powrót do Lizbony. Drugi mecz to ostatnie starcie, w którym podopieczni Cholo nie wygrali, jednocześnie to jedyna porażka w tym sezonie ligi hiszpańskiej. Atletico przegrało na Benito Villamarin z Realem Betis 0:1, podopieczni Manuela Pellegriniego wygrali zasłużenie. Ponownie zobaczyliśmy czerwono-białą drużynę podobną do tej z poprzedniej kampanii. Od tego spotkania rozpoczął się genialny marsz po prowadzenie w lidze.
Początek serii w trudach
Poprawa nie nastąpiła natychmiastowo, mecz Pucharu Króla z UE Vic był kolejnym w grupie co najwyżej przeciętnych. Rywal występuje na szóstym poziomie rozgrywkowym, do 80. minuty na tablicy widniało 0:0. W składzie Atleti pojawiło się wielu graczy, którzy pełnili istotne role w meczach ligowych. Cały mecz z drużyną z ligi regionalnej rozegrał Gallagher, Giovanni Simeone, Nahuel Molina, Axel Witsel czy Angel Correa. W pierwszym składzie wyszedł też Sorloth, z ławki podopiecznych Simeone ratował Alvarez. Argentyńczyk otworzył wynik po bramce z rzutu karnego, osiem minut później ustalił wynik. Było bardzo blisko, by doszło do kolejnej hańbiącej porażki.
W następnym starciu pokonali u siebie 2:0 Las Palmas, wszyscy byli jednak skupieni na meczu Ligi Mistrzów z PSG. Atletico miało wówczas w tych rozgrywkach tylko jedno zwycięstwo. Cholo zdecydował się na niestandardowe ustawienie, wystawił czwórkę obrońców. Już wcześniej to rozwiązanie było sprawdzane, jednakże w trakcie spotkań często odchodzili od tych założeń. Mimo straty bramki już w pierwszym kwadransie, udało się błyskawicznie odpowiedzieć. Znów do gry weszła broń przewodnia, w Parku Książąt syrena niemal wyła, wówczas Gianluigi Donnaruma kapitulował.
Gol za golem
Atletico w kolejnych dwóch meczach wygrywało tylko jednym golem, były to jednak dużo lepsze spotkanie. Na Son Moix pokonali Majorkę, co nigdy nie jest zadaniem łatwym. Tydzień później odwrócili stan w starciu z Deportivo Alaves, bohaterem został Sorloth.
Kolejne rywalizacje to pokaz siły, w dwóch meczach ustrzelił aż jedenaście goli. Rywale nie byli jednak zbyt wymagający, mowa o Sparcie Praga (6:0) i Realu Valladolid (5:0). Wówczas ustabilizował się skład, pod którego kołami cierpieli kolejni rywale. Jego członkiem stał się Giovanni Simeone – syn trenera. Wychowanek Atletico poprzedni sezon spędził w Alaves, gdzie zawodził. Pierwszy raz dał o sobie znać w starciu na Estadio de Gran Canaria. Mecz w Pradze był także szczytem formy Correi, który przeciwnie do kolegów w ostatnich tygodniach nieco przygasł.
Choinka winna mieć swoją gwiazdę, taką rolę pełnił Antoine Griezmann. W mojej opinii zasługuje on na miano jednego z najlepszych piłkarzy ostatniej dekady. Jest to piłkarz wielowymiarowy, podobnie jak Atletico od początku listopada. Wreszcie potrafią zagrać widowiskowo, okazale, ofensywnie, jednocześnie są mecze w których dominuje pragmatyzm. Szczególnie dobrze widoczne jest to, gdy spojrzymy na pięć ostatnich konfrontacji w tym roku.
Szaleństwo
8 grudnia, domowe starcie z Sevillą. Madryt ponownie miał zapłonąć, na Metropolitano były klub Grzegorza Krychowiaka do przerwy prowadził 1:2. Mimo tego Atleti tworzyło wiele okazji, poszło na wymianę ciosów, przed zejściem do szatni strzelił Alvarez, był jednak spalony. Po godzinie gry było już 1:3, wydawało się, że to koniec marzeń choćby o punkcie.
Maszyna Cholo pokazała, że jest niezłomna, zdołali wyrównać. Gdy wydawało się że remis będzie sukcesem, znów w samej końcówce wyrwali komplet punktów. Tym razem to Griezmann, kolejny mecz ze Slovanem Bratysława także był dla Francuza udany. W tym okresie zagrał w pięciu meczach, strzelał w nich siedmiokrotnie.
Do bólu pragmatyczni
Sezon dla drużyn grających na trzech frontach jest jednak wymagający, pokazały to dwie ostatnie rywalizacje. W 17. serii gier podopieczni Simeone męczyli się z Getafe, grali przeciętnie. Fortyfikacja obronna została przełamana przez rezerwowego Sorlotha. Po strzeleniu gola zagrali pragmatycznie, neutralizując rywala. Zapraszam na moją relację z tego spotkania, nakreśliłem tam, po co na Metropolitano przyjechało Getafe.
Atletico znów zwycięskie. Trudny bój i piękna passa nadal trwa
Lokalny rywal został odprawiony, wszyscy czekali na dwa wydarzenia. Pierwszym rzecz jasna były Święta Bożego Narodzenia, jednakże najpierw należało podbić FC Barcelonę. Drużyna Hansiego Flicka wpadła w kryzys, odmiennie do Atletico miała ostatnio spore kłopoty. To miała być uczta piłkarska, w pierwszej połowie na wzgórzu Montjuic jedli jednak wyłącznie gospodarze.
Konsumpcja zaczęła się po pół godziny gry, wynik otworzył piłkarz meczu – Pedri. Do przerwy oglądaliśmy dominację podopiecznych Hansiego Flicka. Atletico było kompletnie bez sytuacji. Nie oddali ani jednego strzału, nastroje z Lizbony ponownie powróciły. Rywal był jednak bardzo mocny, zdeterminowany i genialnie przygotowany. Tydzień wcześniej na tym samym obiekcie przegrali z Leganes, to był absurdalny mecz, cały czas Barca napierała, miała 80% posiadania piłki, mimo tego nie zdobyła bramki. Goście spod Madrytu trafili w 4. minucie i skutecznie postawili mur. Wobec tego złość „Blaugrany” spadła na biedne Atleti.
Koncert Barcy trwał, napór nie ustawał także po przerwie. Po upływie godziny gry i pomyłce Marca Casado wyrównał genialnym strzałem Rodrigo de Paul, Argentyńczyk ponownie znajduje się w formie z końcówki 2022 roku, gdy był „ochroniarzem” Leo Messiego w pustynnym boju o triumf podczas katarskiego mundialu.
Peleryna na barki
Bohater objawił się po raz kolejny, na placu gry zameldował się Alexander Sorloth. Norweg stał się punktem odniesienia, toczył boje ze stoperami. Końcówka była jednak trudna, toczyła się pod dyktando gospodarzy. Dopiero w ostatniej akcji, gdy sytuacyjnie rolę środkowego obrońcy FC Barcelony pełnił Raphinha, Atletico żądało zabójczy cios. Wicekról strzelców z poprzedniej kampanii huknął bezpośrednio po dograniu Moliny.
Pierwsze takie zwycięstwo Atletico od 2006 roku. Barca na kolanach
Piłkarze z Madrytu kolejny raz błysnęli wielowymiarowością. Byli w stanie „pochylić głowę” i ograniczyć się do skrupulatnej defensywy pod naciskiem rozpędzonego rywala. Cios wyrównujący przeszedł w najcięższym momencie, rzekłbym, że Pedri został bohaterem gry, a De Paul meczu. Mimo że były gracz Las Palmas zagrywał wiele kapitalnych podań, dołożył bramkę po składnej akcji, to Argentyńczyk zaprezentował wytrwałość i skłonność do ciężkiej pracy. Los przyniósł mu także okazję do strzału, wykorzystał ją wzorowo.
Wielowymiarowość dotyczy także źródła ataku. Zdecydowana większość piłkarzy jest dosyć chwiejna, wzorowo obrazuje to forma De Paula, w jednym okresie ubiera pelerynę, w kolejnym niebywale irytuje. Jest to pole do poprawy, jednakże druga strona medalu jest taka, że piłkarze Atletico mogą być nieprzewidywalni.
Nahuel Molina, który grał słabo w zeszłym sezonie, wrócił po krótkiej kontuzji na dwa ostatnie spotkania, stał się bohaterem, zaliczył dwie asysty przy trafieniach Sorlotha. Wcześniej zapisał się w protokole podczas kluczowego starcia z PSG, o którym napisałem wcześniej. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Giovanniego Simeone, zaskoczył niemal każdego, być może z tatą włącznie.
Kazus Norwega jest inspirujący, we wrześniu jego gra była niedorzeczna. Jego bezpośredni udział przy trafieniach zagwarantował Atletico dodatkowe 15 punktów, łącznie mają ich 41. Święta będą dla niego niebywale udane, trafienie z doliczonego czasu gry spuentował życzeniami dla kibiców za pośrednictwem portalu Instagram.
Dogmaty
Zawodnicy, którzy przynoszą zbawienie, niejako „obudzili się” tuż przed akcją. Są jednak postacie niezmienne, przede wszystkim Antoine Griezmann, mimo odmiennej twarzy ekipy, francuski piłkarz zawsze jest w stanie choćby pobudzić kolegów dobrym rozegraniem. Obok niego mianem tym mogą poszczycić się Marcos Llorente czy Jan Oblak. Słoweniec mimo wieku znajduje się w światowej czołówce, na Stadionie Olimpijskim ponownie brylował.
W przypadku hipotetycznego słownika Atleti, pojęcie stabilizacji byłoby synonimem Diego Simeone. Cholo pracuje w tym klubie od 13 lat, wspominałem o przerwanej w maju serii finiszów na podium. Premierowy sezon był pierwszym, w którym Argentyńczyk pracował od początku do końca kampanii. Jednocześnie to pierwszy ligowy medal w tym wieku, co jest faktem zatrważającym.
Wielka szkoda, że w zeszłym sezonie miało miejsce pewne zawahanie. Mimo długiej pracy w jednym miejscu, nigdy nie udało mu się wygrać w delegacji z Barcą – do ostatniego starcia. Trudno w to uwierzyć, choć w pamięci zostają wyrocznie Lionela Messiego, który karcił swojego rodaka w sposób bezlitosny, do galerii obrazków symbolicznych trafił mecz sprzed sześciu lat, gdy zdetronizował go wyłącznie jednym kopnięciem, strzałem z rzutu wolnego.
Mimo, że na co dzień wspieram Real Madryt i otwarcie opowiadałem się przeciwko Atleti – poczułem niebywale spełnienie i radość, gdy Cholo w swoim stylu pędził do szatni równo z brzmieniem gwizdka kończącego bój na wzgórzu Montjuic. Widać było, że z serca szkoleniowca spadał gigantyczny kamień, być może głaz.
Niebywała historia i runda, zamknięta zasłużonym objęciem prowadzenia w tabeli.
Puenta jest oczywista, kolejnym dogmatem jest wyrywanie punktów, gdy syrena wyje. Rozmiary tych zdobyczy są niewyobrażalne, Atleti w tym sezonie strzelało w doliczonym czasie gry trzynastokrotnie. Gdyby nie te gole, w LaLiga byliby na piątej pozycji. W Lidze Mistrzów znaleźliby się na skraju awansu do rundy barażowej. W Pucharze Króla musieliby stanąć w dogrywce przeciwko czwartoligowej ekipie. Przemiana drużyny jest niesamowita, nigdy jednak nie potrafiła zaatakować tak szerokim arsenałem.