
Fot. Jagiellonia Białystok / Kamil Świrydowicz
Jagiellonia Białystok w dobrym stylu przywitała się z Ligą Konferencji w 2025 roku. Drużyna prowadzona przez Adriana Siemieńca pokonała wczoraj ekipę TSC Baćkę Topola 3:1 i jest już jedną nogą w następnej rundzie rozgrywek.
Jeśli los daje ci cytryny, to rób lemoniadę
Poniekąd tak można opisać to spotkanie w wykonaniu piłkarzy z Podlasia. Większość akcji kreowana przez podopiecznych Siemieńca kończyła się albo przejęciem piłki przez obrońców Baćki, albo chorągiewką sędziego bocznego. Sędzia António Emanuel Carvalho Nobre aż siedmiokrotnie odgwizdywał spalonego piłkarzy “Jagi”. Oprócz tego warto zauważyć, że w zasadzie do 80. minuty wydawało się, że “Duma Podlasia” gra na remis. Niby widywaliśmy ataki oraz strzały, ale żaden z nich nie był realnym zagrożeniem dla bramkarza gospodarzy, Veljko Ilicia.
Na dobrą sprawę to dzięki błędom gospodarzy Jagiellonia przystąpi do rewanżu z dwubramkową zaliczką. Wszystkie bramki “żółto-czerwonych” padały po nieumiejętnej grze defensorów serbskiego zespołu. Niecelne podania czy niefrasobliwe wybicia wykorzystali Afimico Pululu oraz Jesus Imaz.
Wiadomo, że szczęściu trzeba pomóc, ale na dłuższą metę nie da się tylko na tym polegać, jeśli myśli się o czymkolwiek więcej. Przed nami jeszcze mecz rewanżowy w Białymstoku, ale z taką zaliczką trzeba powoli już myśleć przyszłościowo w kontekście gry w 1/8 finału LKE i szczerze wątpię, że takie błędy w obronie popełnialiby piłkarze Cercle Brugge bądź Legii, a więc potencjalny przyszły przeciwnik zespołu mistrza Polski.
Coraz bliżej 1/8 finału. Jagiellonia Białystok pewnie wygrywa z TSC Baćką Topola
Maszyna i jej Wynalazca
Zespół Jagiellonii od kilku lat działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy trybik tej konstrukcji jest w nią idealnie wpasowany i znakomicie działa jako kolektyw. Jest to gołym okiem zauważalne na boisku. Z praktycznie każdego spotkania “Jagi” w Europie można wyciągnąć parę zagrań i sytuacji, których nie powstydziłaby się FC Barcelona za czasów Pepa Guardioli czy Hiszpania Vincete del Bosque.
Jednakże niektóre części tego zaawansowanego mechanizmu potrzebują “większych” elementów, które pozwalają wydobyć pełnie umiejętności z całości oraz pchać machinę do przodu. Takich elementów w Jagiellonii zdecydowanie nie brakuje. Na pierwszy plan wysuwają się Afimico Pululu oraz Jesus Imaz.
Pierwszy z nich z sześcioma bramkami obecnie zajmuje pierwsze miejsce w klasyfikacji strzelców ex aequo z Marciem Guiu z Londyńskiej Chelsea.
Pululu jest typem zawodnika, który przez większość spotkania może być niewidoczny, ale jak już nadejdzie odpowiedni moment, to bez większych problemów sprawi, że będzie o nim mówić każdy. Tak też było wczoraj, gdyż przez 80 minut nazwisko Angolczyka rzadko było wymawiane przez komentatorów spotkania. 25-latek potrzebował tylko jednej sytuacji oraz jednego strzału, żeby cała piłkarska Polska wykrzyczała jego nazwisko. Takich klasowych piłkarzy w Polsce jest niewielu i brak deklaracji Pululu dotyczących jego gry w “Jadze” w przyszłym sezonie może trochę martwić, jednakże nie ma co wybiegać tak daleko w przyszłość i na ten moment po prostu cieszmy się chwilą i tym, że reprezentant polskiego klubu jest liderem w klasyfikacji strzelców europejskich rozgrywek.
Jesus Imaz zaś może być już określany jako prawdziwa legenda “Dumy Podlasia”. Kapitan “Jagi” we wczorajszym meczu był najlepszą wersją siebie, potwierdził to dubletem oraz mianem najlepszego zawodnika spotkania. Imaz bardzo polubił się z rozgrywkami europejskimi, gdyż na ten moment ma na swoim koncie trzy gole i taką samą liczbę asyst.
Warto również zaznaczyć, że Hiszpan obecnie jest najlepszym strzelcem w Ekstraklasie. Cały zespół Jagiellonii gra pod jego batutą i jego ewentualna absencja w jakimkolwiek spotkaniu byłaby dla drużyny potężnym ciosem.

Wspominając o maszynie, nie można nie wspomnieć o jej wynalazcy. Adrian Siemieniec (rocznik 1992!) powoli pracuje na miano najlepszego polskiego trenera. Bo, jaki inny polski szkoleniowiec w wieku 33-lat ma na swoim koncie Mistrzostwo Polski oraz grę w fazie pucharowej europejskich rozgrywek? Odpowiedź jest krótka – Żaden!
Ja osobiście bardzo trzymam kciuki za trenera Siemieńca. Pokazuje on, mimo tego, że polski futbol jest jaki jest, to jednak da się dużo osiągnąć w młodym wieku. Głęboko wierzę w to, że przez wiele najbliższych lat – my kibice – będziemy mogli oglądać, jak trener Siemieniec przechodzi błyskawicznie przez kolejne szczeble kariery i może w końcu będziemy mieli polskiego trenera w Champions League.
***
Podsumowując, za „Jagą” już połowa drogi do awansu, przed nimi ta łatwiejsza – z zaliczką i przed własną publicznością. Mam szczerą nadzieję, że za tydzień „żółto-czerwoni” pokażą, że bez szczęścia też potrafią grać i co ważniejsze wygrywać w Europie. W przypadku awansu, na etapie 1/8 finału LKE Jagiellonia zmierzy się z kimś z pary Legia Warszawa/Cercle Brugge.