
Fot. ŁKS Łódź
Kilka dni temu na konferencji prasowej większościowy udziałowiec ŁKS-u, Dariusz Melon poinformował o zwolnieniu trenera pierwszej drużyny. Zatrudniony pod koniec lutego paragwajski szkoleniowiec Ariel Galeano, zakończył swój pobyt na Alei Unii 2 po zaledwie 58 dniach. Miejsce młodego Paragwajczyka do końca sezonu zajmie dobrze znany w Łodzi Ryszard Robakiewicz.
Te właśnie wieści przekazane zostały kibicom w pierwszych kilku minutach czwartkowej konferencji. Pomimo faktu, że Galeano poprowadził ŁKS zaledwie w ośmiu spotkaniach, informacja o jego zwolnieniu nie mogła być szczególnie szokująca, dla kogokolwiek śledzącego poczynania łodzian w trwającym sezonie pierwszej ligi.
Osiem spotkań i tyle samo punktów zdobytych od początku pracy to dosyć słaby wynik. Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że siedem z ośmiu oczek ŁKS zdobył w pierwszych trzech meczach.
Nowa zmiotka
Po trzech obiecujących starciach z początku pracy trenera Galeano, w kibicach zaczęła kiełkować nadzieja na poprawę sytuacji ich ukochanego klubu w ligowej tabeli. Szybko z tych marzeń wyrwała ich seria pięciu spotkań bez zwycięstwa. Wszystkim dobrze znany efekt nowej miotły niestety tym razem ominął ŁKS, a niczym kubeł zimnej wody na entuzjazm kibiców podziałała pierwsza porażka, z wyjątkowo słabą w tym roku Odrą Opole. Dalej nie było w cale lepiej, wyrwany remis z niemal pewną spadku Pogonią Siedlce, skromna (2:1) porażka z Bruk-Betem i blamaż (0:3) z Wisłą Płock.
Jednak to nie mecz w Płocku był tym, który zakończył przygodę paragwajskiego szkoleniowca w ŁKS-ie. Mecz przyjaźni z GKS-em Tychy przegrany 1:3 po wyjątkowo słabym występie niemal całej drużyny przelał czarę goryczy. Dosyć niespodziewanie najjaśniejszym punktem w domowym meczu łodzian został Husein Balić. Austriak, który przez znaczą część sezonu nie grał lub grał bardzo słabo, w świątecznym meczu pokazywał się z wyjątkowo dobrej strony, przypominając kibicom swoje występy w Ekstraklasie. Jego starania przyniosły efekt w postaci honorowego trafienia w 65. minucie.
Koniec egzotyki
Trzy dni po słabym meczu z GKS-em Tychy oficjalnie ogłoszono zakończenie współpracy z dotychczasowym trenerem. Oprócz słabych wyników sportowych innym powodem zwolnienia, o którym mówił Dariusz Melon, trenera były różnice kulturowe.
– Trener Galeano jest dobrym trenerem i fachowcem. Natomiast nie wzięliśmy jednej rzeczy pod uwagę, mianowicie pewnych różnic kulturowych, które jak się okazało są nie do przejścia. W tej chwili wiemy, że to (zatrudnienie paragwajskiego szkoleniowca) był błąd i nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. Wiadomo łatwo mówi się po fakcie, jednak chcieliśmy dać szansę zarówno trenerowi jak i sobie na wyrwanie się z polskiej karuzeli trenerskiej. Niestety skończyło się to fiaskiem i to obciąża zarówno prezesa Grafa jak i mnie – mówił na konferencji Dariusz Melon.
Władze Łódzkiego Klubu Sportowego jak widać świadome są swojego błędu i próbują go naprawić. Mimo iż ŁKS już od dawna nie walczy o postawiony sobie przed sezonem cel, jakim było włączenie się do rywalizacji w barażach o Ekstraklasę, “Rycerze Wiosny” postanowili i tak zmienić trenera tym samym powtarzając zeszłoroczny schemat.
„Jakbym to gdzieś widział„
Sezon 2023/24, który ŁKS rozgrywał jeszcze na poziomie krajowej elity rozpoczął się pod okiem zasłużonego jak mało kto Kazimierza Moskala. Wywalczenie jedynie 7 punktów w 11 kolejkach doprowadziło jednak zarząd łodzian do myśli o potrzebie zmiany trenera. Miejsce krakowskiego szkoleniowca zajął Piotr Stokowiec, który raczej nie wspomina zbyt dobrze swojej krótkiej kadencji. W dziewięciu ligowych spotkaniach drużyna z zachodniej części Łodzi wywalczyła jedynie 3 punkty.
Łodzianie pod okiem trenera Stokowca odpadli również z rozgrywek Pucharu Polski. Pomimo że szkoleniowiec otrzymał okres przygotowawczy oraz wzmocnienia w zimowym oknie transferowym, wyniki na wiosnę nadal były dramatyczne. Gwoździem do trumny pracy Stokowca w klubie z Łodzi okazały się przegrane 0:2 derby z Widzewem. Niemal pewny spadku ŁKS po zwolnieniu doświadczonego trenera postanowił postawić na kogoś ze struktur klubu.
Wybór padł na Marcina Matysiaka. Człowiek dobrze znany piłkarzom, a szczególnie tym wychowanym w klubie z Alei Unii 2, tchnął nowe siły w praktycznie martwą drużynę. Zdobycze punktowe nowego szkoleniowca również nie były zbyt okazałe, (14 punktów w 14 meczach) mimo to atmosfera wokół klubu uległa drastycznej poprawie. Zawsze uśmiechnięty trener Matysiak zastępując zwykle skwaszonego Stokowca, budził ogromną sympatię zarówno wśród kibiców, jak i zawodników. Również obraz gry drużyny odmienił się diametralnie wraz z przyjściem nowego trenera. Defensywna i smutna piłka odeszła w niepamięć ustępując miejsca momentami wręcz szaleńczo ofensywnej grze “nowego-starego” ŁKS-u.
W ekstraklasowym sezonie łodzianom przyszło więc współpracować z trzema trenerami z różnych środowisk.
Kazimierz Moskal – Przez wielu uznawany za żywą legendę klubu oraz twórcę charakteru łodzian w ich nowożytnej (po reaktywacyjnej) historii.
Piotr Stokowiec – Trener z pewnymi dokonaniami mający zmienić styl gry ŁKS-u i utrzymać go w elicie. Krótka i bardzo nieudana kadencja. Zwolniony po dwóch pierwszych wiosennych meczach.
Marcin Matysiak – Człowiek ze struktur klubu, dobrze znający drużynę i realia w jakich działa klub, mający za zadanie dograć sezon.
W trwającym obecnie sezonie kibice zapewne doświadczają déjà vu patrząc na losy ich klubu. Kolejny raz ŁKS w ciągu jednego sezonu ma trzech różnych trenerów o zupełnie różnych profilach.
Jakub Dziółka – Trener szkoły częstochowskiej, zachowawczy i przewidywalny styl gry nie odpowiadał nikomu w klubie. Zwolniony po dwóch meczach rundy wiosennej.
Ariel Galeano – Trener z pewnymi dokonaniami mający zmienić styl gry ŁKS-u i włączyć go do walki o awans. Krótka i bardzo nieudana kadencja.
Ryszard Robakiewicz – Człowiek ze struktur klubu, dobrze znający drużynę i realia w jakich działa klub, mający za zadanie dograć sezon.
Drugi z rzędu wyjątkowo słaby sezon w wykonaniu drużyny “Rycerzy Wiosny” staje się faktem jeszcze przed zakończeniem rozgrywek. Kto jednak jest temu winny? Gdy wsłuchamy się w głos kibiców najczęściej padający nazwiskiem jest Robert Graf.
Jeden z wielu
Wiceprezes do spraw sportowych obwiniany jest o niemal wszystko. Nieudane transfery, nietrafione wybory szkoleniowców czy brak umiejętności podejmowania odpowiednich decyzji w odpowiednim momencie. Kibice zwyczajnie mając dość i domagają się odejścia byłego dyrektora sportowego Rakowa.
Jednak to nie oni mają ostateczny głos w sprawie współpracy z wiceprezesem Grafem. Decyzje takie należą do zarządu, a w tym Dariusza Melona, który na pytanie dotyczące współpracy z Grafem odpowiedział:
– Zarówno trener Dziółka, jak i trener Galeano zostali zatrudnieni przy mojej pełnej akceptacji. Na dzień dzisiejszy decyzja jest taka, że nadal pracować będziemy z prezesem Grafem, świadomi błędów i niedociągnięć, które miały miejsce. Natomiast odpowiadając wprost na pytanie uważam, że my i prezes Graf jesteśmy w stanie pomóc w realizacji naszych celów sportowych.

Dariusz Melon jako większościowy udziałowiec przyjął część odpowiedzialności na siebie odciążając nieco postać wiceprezesa Grafa w oczach kibiców. Nietrafione decyzje związane z wyborem trenera nie były, jak widać jedynie winą Grafa.
Koło się zamyka
W tym momencie wyniki sportowe byłych szkoleniowców łodzian nie mają większego znaczenia. ŁKS znajduje się w sytuacji, gdzie nie jest zamieszany ani w walkę o utrzymanie, ani w walkę o awans. Stanowisko trenera pierwszego zespołu przejął człowiek zaufany i doświadczony, który nie tylko zdążył już rozegrać swoje debiutanckie spotkanie, ale również je wygrać.
Wyjazdowy mecz ze Stalą w Stalowej Woli, bo nim mowa należał do wydarzeń z rodzaju najbardziej absurdalnych. Szczególnie wysokim poziomem absurdu cechowała się pierwsza połowa, która zakończyła się remisem 0:0, jeżeli chodzi o liczbę zdobytych bramek. Patrząc jednak na statystyki widzimy, że zakończyła się ona również remisem pod kątem czerwonych kartek. Tu wynik brzmi jednak 1:1. W 43. minucie pierwszą czerwoną kartkę w meczu obejrzał David Niepsuj, osłabiając tym samym drużynę Stali.
By wyrównać szanse goście potrzebowali jedynie dwóch minut, kiedy to “asa kier” zobaczył Koki Hinokio. Ostatecznie licznik czerwonych kartoników już się nie poruszył, a ŁKS zasłużenie wygrał mecz 1:0, po pięknym strzale zza szesnastego metra Michała Mokrzyckiego.
Wygrana w debiucie to ważna rzecz, jednak jedna jaskółka wiosny nie czyni. Szczególnie jeżeli jest to wiosna od tak dawna wyczekiwana przez jej “Rycerzy”. Czy trener Ryszard Robakiewicz, podobnie jak trener Matysiak rok temu, tchnie nowe siły w powolny i skostniały ŁKS?
Ciężko w tym momencie stwierdzić. Pewne jest jednak to, że niezależnie od wyników ostatnich czterech spotkań kibice z Łodzi czują się dziś jakby na okrągło przeżywali ten sam rok.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
1 Liga to max dla ŁKS, niestety