
Fot. Jagiellonia Białystok / Kamil Świrydowicz
Rok 2024 z pewnością pozostanie na długo w pamięci fanów Ekstraklasy. Emocje często sięgały zenitu – multiliga, wieńcząca sezon była niesamowita, tytuł mistrzowski premierowo powędrował do stolicy Podlasia. Dziś szalony 2024 roku dobiega końca, z tej okazji zapraszam na subiektywny ranking 24 najciekawszych momentów kończącego się roku.
24 – 70. derby Łodzi dla Widzewa, koniec Piotra Stokowca!
18 lutego, Łódź
Początek ligowego grania w tym roku przyniósł jedyne derby dawnej stolicy przemysłowej. Niedzielny wieczór i niska temperatura zbudowały fenomenalny klimat. Tego dnia strzelali tylko goście – po przerwie trafili Jordi Sanchez i Fabio Nunes. Pierwszy wybył po sezonie do ligi japońskiej (i patrząc mu rozegranych minutach może tej przeprowadzki żałować), drugi jest poza składem RTS-u.
Porażka „Rycerzy Wiosny” była szczególnie bolesna dla Piotra Stokowca, który po meczu został zwolniony. Po byłym trenerze m.in. Zagłębia Lubin przyszedł Marcin Matysiak, który miał udany start, ale finalnie nie uratował beniaminka przed spadkiem.
23 – Rekordowe odejście Ante Crnaca
22 sierpnia, Częstochowa
Niespodzianka przyszła pewnego sierpniowego poranka, gdy wydawało się, że Raków Częstochowa zdecydowanie zbyt stanowczo postawił swoje wymagania finansowe względem Ante Crnaca, który mógł odejść do Werderu Brema „tylko” za 7 mln euro. Kiedy wszyscy w Polsce łapali się za głowę, że Raków przepuścił tak wyśmienitą okazję na zarobek, w gabinetach częstochowskiego klubu przeprowadzano złoty biznes.
Ante Crnac spędził pod Jasną Górą jeden sezon, w Ekstraklasie ekipa „Medalików” zajęła rozczarowujące 7. miejsce. Chorwat zdołał zaprezentować się w Lidze Europy, zaliczył pozytywną kampanię. Okazało się, że napastnik dla Norwich City jest bardzo wartościowy. Angielski drugoligowiec zdecydował się zapłacić bez bonusów 11 milionów euro. „Medaliki” wyrównały transferowy rekord Ekstraklasy, Crnac dołączył do Jakuba Modera i Kacpra Kozłowskiego.
22 – Choroba trenera Tułacza. I jego ekipy
4 października, Kraków
Początek października. 11. kolejka, piątkowe starcie Puszczy z GKS-em Katowice. Zapowiadał się mecz wyrównany, ale nikt nie liczył na grad bramek. Tomasz Tułacz zmagał się z poważną chorobą, dostał od lekarza zezwolenie wyłącznie na obserwację zdarzeń z ławki. Zabrakło go w aktywnej formie przy linii, mam wrażenie że za tym poszła pasywność jego podopiecznych. GieKSa zagrała koncert, wygrywając z „Żubrami” aż 0:6. Warto dodać, że wszystkie bramki strzelali Polacy. Właśnie za takie wieczory kochamy najlepszą ligę świata.
21 – Wstrząs w meczu przyjaźni
5 maja, Warszawa
Legia Warszawa na zakończenie majówki miała postawić kolejny krok w walce o tytuł mistrzowski, była niepokonana od niemal dwóch miesięcy. W stolicy święto, przyjechał zaprzyjaźniony Radomiak – nic nie mogło pójść nie tak, a jednak… Już na początku spotkania z boiska wyleciał Bartosz Kapustka, goście strzelać zaczęli dopiero w drugiej połowie.
Najbardziej symboliczną pozostaje bomba Luki Vuskovica, talent wypożyczony z Tottenhamu często dodawał naszej lidze kolorytu. Tym razem ustalił wynik na 0:3 genialnym strzałem z dystansu. To była absolutna kompromitacja na tydzień przed wyjazdem do Poznania, finalnie Lech zdołał zdecydowanie przebić wybryk „Wojskowych”, jednakże ten mecz na długo pozostanie w pamięci.
20 – Specjalne traktowanie mistrza świata
24 listopada, Zabrze
Końcówka meczu z tej jesieni pomiędzy Górnikiem Zabrze a Piastem Gliwice pociągnęła za sobą gigantyczne reperkusje, zamieszanie trwało w sumie kilka dni. W 73. minucie spotkania na boisku pojawił się gwiazdor gospodarzy – Lukas Podolski. W końcówce dopuścił się on absurdalnego faulu na Damianie Kądziorze.
Następnie po zwycięskim golu, przy którym „Poldi” miał spory udział, pchnął Jakuba Czerwińskiego. Zdaniem ekspertów powinien obejrzeć dwie czerwone kartki, jest to rzecz jasna sytuacja niemożliwa, fikcja służącą zobrazowaniu absurdu, natomiast rzeczywiście zarówno faul na Kądziorze, jak i pchnięcie kapitana Piasta zgodnie z przepisany powinny być karane wykluczeniem. Sędziowie nie skorzystali z VAR-u, Podolski otrzymał wyłącznie napomnienie, po golu pokazał także „gest Kozakiewicza”, za który Komisja Ligi ukarała go grzywną w wysokości 15 tysięcy złotych. Jednocześnie Czerwiński dopuścił się równie niedorzecznego fizycznego ataku na Eriku Janzy, został wyrzucony z boiska, otrzymał od Komisji trzy mecze zawieszenia.

Burza rozgorzała w mediach społecznościowych, mistrz świata wyraził swoją opinię na temat wślizgu.
Głos zabrała większość ludzi piłki. Wielu dziennikarzy zarzucało stronniczość w karaniu i „nietykalność” gwiazdy Górnika. Klub z Zabrza kilka dni później postanowił podkręcić emocje, dodając kolejny wpis.
Mistrz świata w tym roku wielokrotnie w sposób wzorowy działał dla publicznego dobra, znacząco wsparł powodzian. Wydarzenia z końca listopada otworzyły szeroką dyskusję i ujawniły mniej pozytywne oblicze „Poldiego”.
19 – Burza we Wrocławiu
27 kwietnia, Wrocław
Droga do Wrocławia była kręta, ale wreszcie dotarliśmy w miejsce, które stało się symbolem absurdu 2024 roku. Zajrzymy tam dzisiaj kilkukrotnie, na start spotkanie wybitne. Śląsk toczył bój o tytuł, wiosna była bardzo słaba, jednakże słabiutki Ruch Chorzów na Tarczyński Arenie należało zmiażdżyć. Goście sprawili wiosną kilka niespodzianek, wygrali chociażby z Piastem, zremisowali z Jagiellonią i Rakowem, później jeszcze wygrali z Lechem.
Skala tego, co stało się słonecznego popołudnia przekroczyła jednak wszelkie oczekiwania. Gdy zobaczyłem składne akcje Somy Novothnego z Miłoszem Kozakiem przecierałem oczy z taką siłą, że ból pozostał przez kilka miesięcy. Ruch w 85. minucie prowadził 0:3, Śląsk obudził się dopiero w końcówce, głównie za sprawą Erika Exposito doprowadził do wyniku 2:3.
W ostatniej akcji meczu Patryk Klimala nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji, mógł dać WKS-owi remis. Potencjalny punkt dałby mistrzostwo polski, oczywiście z pewnością prowadziłoby to do innych następstw, to hiperbolizacja. Pudło tego piłkarza idealnie podsumowuje działalność nie tylko Klimali, ale też ówczesnego dyr. sportowego, Davida Baldy. Strach pomyśleć, co stałoby się, gdyby Śląsk wygrał tytuł.
18 – Szaleństwo! Cracovia utopiona w Kałuży
9 listopada, Kraków
GKS Katowice drugi raz przyjechał do Krakowa, ponownie był tam niebywale groźny. Tym razem zagrali z gospodarzem nie tylko formalnym, Cracovia była faworytem, w końcu znajdowała się w ligowej czołówce. Strzelanie rozpoczął Mateusz Mak, zastępca Adama Zrelaka w całej rundzie zdobył dwie bramki, obie w pierwszej połowie tego spotkania. Bramki były widowiskowe, napastnik znalazł się w niebywałym transie, po przerwie był także blisko strzelenia kolejnej, być może bramki sezonu, w stylu Denisa Bergkampa sprzed kilkunastu lat, ale zatrzymał go słupek.
Cracovia odpowiedziała pierwszą tego dnia „kometą”, świetnie uderzył Mikkel Maigaard. Po przerwie wydawało się, że gospodarze będą w stanie odwrócić rezultat, ale inne plany miał Adrian Błąd. Strzał piłkarza GieKSy z pokaźnego dystansu na 3:1 to w moim rankingu bramka rundy. To nie był koniec, Maigaard postanowił powalczyć o miano strzelca najpiękniejszej bramki w tym meczu, próba na 2:3 była bardzo okazała. W doliczonym czasie dał o sobie znać najlepszy piłkarz rundy jesiennej – Benjamin Kallman, pokonał bramkarza strzałem głową i dał upragniony remis. To starcie nie mogło zakończyć się w ten sposób, w 97. minucie po stałym fragmencie kolejny niespodziewany bohater – Sebastian Milewski, strzelił swoją jedyną bramkę w minionym półroczu.
Akcja okraszona była ogromnymi kontrowersjami, bójką i czerwoną kartką dla trenera Rafała Góraka, który w „konfrontacyjny sposób” miał wyruszyć na plac gry. Sędziowie zdaniem ekspertów nie dostrzegli przewinienia, samo wykluczenie i zawieszenie na kolejny mecz dla szkoleniowca zostało kilka dni później unieważnione. To było szaleństwo, prawdziwa jazda „bez trzymanki”. GKS ponownie zdobył Kraków.
Sokołowski: To była kuriozalna żółta kartka. Sędzia mi przekazał, że to za wymuszenie rzutu karnego
17 – Afera „dronowa”
15 września, Warszawa
Goncalo Feio stał się postacią unikatową. Gdy we wrześniu mierzył się z Rakowem Częstochowa, na kilka dni przed meczem zaczął medialną przepychankę. Przed starciem ze swoim byłym pracodawcą na konferencji powiedział: – Mam tylko nadzieję, że nie wysyłają jakiegoś drona tak, jak ostatnio.
Słowa odbiły się potężnym echem, mecz w stolicy zakończył się jednobramkowym zwycięstwem „Medalików”. Przed pierwszym gwizdkiem Portugalczyk poinformował, że jego zagranie okazało się udane: – Moim celem było to, żeby nie było próby nagrywania naszych treningów. I ten cel został osiągnięty.
Firma x-kom, której właściciel jest także najważniejszą osobą w Rakowie, postanowiła wykorzystać zamieszanie z dronami do akcji promocyjnej latających urządzeń w mediach społecznościowych. To się nazywa sprawny marketing!
Po końcowym gwizdku trener „Wojskowych” postanowił spotęgować emocje, powiedział że przegrała… drużyna lepsza. Na pytanie o lekcję z pracy z Markiem Papszunem, odparł, że trener Rakowa także wiele się od niego nauczył. O prezesie klubu z Częstochowy, Piotrze Obidzińskim, prowokacyjnie opowiadał: – kto? kto?
Konferencja przeszła do historii. Nie wiem czy kiedykolwiek w tak krótkim czasie usłyszeliśmy tyle kontrowersyjnych wypowiedzi. Absurd potęguje fakt, że Legia była wówczas w sporym kryzysie, o kulisach zdarzeń z września nieco więcej przy okazji kolejnych pozycji rankingu. Goncalo Feio był, jest i zapewne będzie postacią, która potrafi dostarczyć nadprogramowych emocji.
16 – Magiczna Barbórka
6 grudnia, Zabrze
Święto Górników w Zabrzu było celebrowane szczególnie. Do „piekła” przyjechał liderujący Lech Poznań. Gospodarze byli bardzo rozpędzeni, to była szansa na szóste zwycięstwo w siedmiu meczach, dodatkowo czwarte z rzędu. „Kolejorz” tydzień wcześniej stracił punkty w Gliwicach, remisując bezbramkowo z Piastem.
Początek meczu Górnika z Lechem był absolutnie piorunujący, po kwadransie było 2:1. Górnik, mimo gry w dziesięciu przez ostatnie pół godziny, utrzymał wynik. Mecz najlepiej obrazują słowa Damiana Rasaka: – Nie wygraliśmy dziś piłkarsko, ale charakterem.

Smak zwycięstwa był spotęgowany zakładem, który piłkarze Górnika wykorzystali najlepiej jak to możliwe. Trener Jan Urban obiecał bowiem wydłużyć zawodnikom urlop z każdym kolejnym zwycięstwem, umowa obejmowała trzy ostatnie rywalizacje. Zawodnicy do treningów wrócą dopiero szóstego stycznia, święta na pewno spędzili z szerokimi uśmiechami.
15 – L3O Rocha
20 września, Radom
Mecze w piątek o 18:00 są niesamowite, oto kolejny koronny dowód. W połowie września na tą porę zaplanowano lokalne derby, mecz Radomiaka z Koroną Kielce. Już po dwunastu minutach było 2:0, strzelanie rozpoczął Leonardo Rocha, drugą bramkę pięknym lobem dołożył Joao Peglow. Pierwszy pakuje walizkę i wkrótce przeniesie się do Rakowa, drugi wybył do MLS-u.
Po przerwie kolejne dwa ciosy zadał Rocha, Portugalczyk ustrzelił w ten sposób pierwszego hat-tricka w barwach „Zielonych”. To był kapitalny okres snajpera, nasycenie potęguje fakt, że jego ofiarą stał się lokalny przeciwnik. Ponadto w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu to Korona wygrała na własnym stadionie 4:0. Dla Radomiaka była więc to świetna forma rewanżyzmu, apogeum przygody Rochy w Radomiu.
14 – Nokaut zuchwałego wicemistrza
6 października, Wrocław
Jesień tego roku. Śląsk Wrocław wrócił na Tarczyński Arenę po ponad miesiącu, w tym czasie podopieczni Jacka Magiery przegrali trzy razy na wyjeździe, mecz ze Stalą został odwołany ze względu na sytuację powodziową, dodatkowo miejsce miała przerwa reprezentacyjna. Mimo ostatniej pozycji w tabeli, Twierdza Wrocław była jeszcze niezdobyta.
Kluczowe słowo – jeszcze.
WKS postanowił przywrócić nastroje z niektórych starć kampanii 2023/24, rzucił się na Cracovię i w ósmej minucie było 2:0. To było preludium katastrofy. Już po dwudziestu minutach pomocną dłoń gościom podał Rafał Leszczyński, trafił w nogę rywala zamiast piłkę, po weryfikacji VAR goście otrzymali rzut karny. Benjamin Kallman dał kontakt, do przerwy gospodarze mieli sporo szczęścia, ale dalej prowadzili. W drugiej części na plac gry wyszła inna drużyna Śląska, tożsama dla tego sezonu. Goście się bawili, strzelili trzy gole i odwrócili wynik. To był świetny mecz Ajdina Hasica, wystrzał formy Micka van Burena. Jednocześnie Śląsk został odarty z naiwnych nadziei, mecz zobrazował słabość charakteru drużyny.
13 – Zwierciadło, co wszystko zgadło
20 października, Częstochowa
Mówi się, że lustro jest prawdomówne. Jeśli jest to prawda, to zdarzenia z końcówki meczu Rakowa Częstochowa z Pogonią Szczecin (1:0) były zapisane w gwiazdach. Spotkanie nie porwało, w 82. minucie na placu gry pojawił się Matej Rodin. Wówczas goście grali w dziesiątkę, a Raków chciał powalczyć o pełną pulę. W doliczonym czasie gry stoper zachował się niczym napastnik, po stałym fragmencie urwał się spod krycia nieuważnego Benedikta Zecha, huknął w dolny róg i dał gospodarzom prowadzenie. W radości zdjął koszulkę, sędzia pokazał mu napomnienie, ale bramki nie uznał, po weryfikacji dopatrzył się spalonego. Kartki rzecz jasna nie cofnął.
Nastąpił ogromny zawód, ale w Częstochowie nikt nie chciał się poddać. W 103. minucie – trzy później miała miejsce kolejna centra, znów Rodin zgubił Zecha i ponownie okazał się najbardziej przytomny. Było blisko, by ponownie zaistniał spalony, na szczęście obrońcy arbiter Paweł Raczkowski orzekł o legalności trafienia. Nastąpiła gigantyczna radość, najbardziej uległ jej rzecz jasna Chorwat, który drugi raz zdjął koszulkę.
Najzabawniejsze wydaje się zachowanie kolegów, którzy świadomi groźby wykluczenia próbowali z powrotem założyć trykot lub choćby zasłonić kolegę. Obrońca obejrzał kartkę czerwoną, w pomeczowym wywiadzie przyznał że nie panował nad emocjami.
12 – Zderzenie z lokomotywą
10 listopada, Poznań
Przeddzień święta Niepodległości przyniósł kapitalne spotkania, ligowy szlagier zapamiętamy jako kapitalne widowisko. Lech podjął przy Bułgarskiej Legię, największego rywala. Mecz rozpoczął się od rogala świętomarcińskiego, nie tylko w myślach wszystkich poznaniaków, przysmak pojawił się na placu gry.
Już w 5. minucie Ali Golizadeh postanowił podkręcić piłkę niczym cukiernicy z Karpicka. Po pół godzinie gry mieliśmy remis, wyrównał Marc Gual. Następnie padły kolejne dwa gole, kapitalnie strzelił Antoni Kozubal. Następnie trafił na 2:2 Rafał Augustyniak z jedenastu metrów. Widowisko było genialne, jednakże jedna z drużyn nie zdołała utrzymać poziomu w drugiej części.
Dwie bramki Afonso Sousy i trafienie Mikaela Ishaka zgasiły nadzieję gości, Lech kompletnie pozamiatał podopiecznych Feio, którzy przez wcześniejsze trzy tygodnie zagrali dwukrotnie więcej spotkań. Zmęczenie i absurdalnie bezzębna ławka rezerwowych okazały się materiałami samobójczymi. To był koncert gospodarzy na czele z genialnym Sousą, rewanż za majową porażkę, o której wszyscy w Poznaniu chcieliby zapomnieć.
11 – Półgodzinny hałas
8 marca, Białystok
Dzień kobiet stał pod znakiem super-piątku w Białymstoku – na mecz z Jagiellonią przyjechał Śląsk. Wicelider podejmował lidera, przebieg spotkania zaskoczył niemal każdego. Początek rundy wiosennej był dla obu ekip bardzo trudny, zdarzyły się porażki. Mecz rozpoczął się od trzęsienia ziemi, około godziny 21:00 było już pozamiatane. Adrian Siemieniec postanowił wystawić niejako sześciu ofensywnych piłkarzy w linii, ten wydawało się absurdalny pomysł miał być odpowiedzią na defensywę Śląska, celem było błyskawiczne przełamanie fortyfikacji.
Jagiellonia zadała w ciągu pół godziny trzy ciosy, plan trenera wypalił doskonale. Do siatki trafiali Michal Sacek i dwukrotnie Dominik Marczuk. Honorową bramkę dla bezradnego WKS-u ustrzelił Piotr Samiec-Talar. Rzec można, że mecz zadecydował o mistrzowskim tytule. To kapitalny obraz wkładu młodego szkoleniowca, nieprawdopodobna zagrywka, symbol szaleństwa prowadzącego do złotego medalu.
10 – Motor spalony na Pasach
26 października, Kraków
Droga prowadzi nas kolejny raz do Krakowa, w tym zestawieniu zaglądamy tam po raz ostatni. W końcówce października miała miejsce kolejka, która przyniosła bardzo wiele goli. Cracovia podjęła Motor Lublin, goście byli po starciu z Widzewem (3:4), gdy gra w obronie sprawiła im gigantyczne problemy.
Mecz przy Kałuży zapowiadał się niepozornie, początek wybudził każdego ze snu. Po ośmiu minutach już mieliśmy 1:2, na tym jednak zakończyło się strzelanie gości. Krakowianie przed przerwą zdołali wyrównać, drugą bramkę strzelił David Olafsson. Bombardowanie ponownie rozpoczęło się po 70. minucie, Islandczyk skompletował hat-tricka, dublet dołożył Kallman, dzieła zniszczenia dopełnił Mateusz Bochnak. W ten sposób Cracovia strzeliła aż sześć bramek, łącznie obejrzeliśmy osiem.

13. kolejka ponownie okazała się obfita w trafienia, mimo bezbramkowego remisu we Wrocławiu w meczu Śląska z Rakowem w tej serii gier padło aż 35 goli. Mecz w Krakowie stał się symbolem tej rundy w wykonaniu Cracovii, jednocześnie alarmem dla Motoru, który od czasu tego łomotu nie przegrał, wygrał cztery z pięciu meczów.
9 – Wtorkowy hałas
7 kwietnia, Warszawa
Kosta Runjaic pracował w Legii przez niemal dwa lata, w tym czasie sięgnął po Puchar i Superpuchar Polski, zdobył wicemistrzostwo polski, bardzo dobrze zaprezentował się również w fazie grupowej Ligi Konferencji. Zapewnił Legii grę na wiosnę, w starciach przeciwko Molde postawa „Wojskowych” była jednak bardzo słaba, nierówna gra spowodowała odpadnięcie na etapie 1/16 finału. Niemiecki trener w sezonie, w którym błyszczały Jagiellonia i Śląsk cały czas z Legią walczył o tytuł mistrzowski. W trzech meczach zdobył siedem punktów, dość niespodziewanie został jednak zwolniony. Miało to miejsce po starciu z późniejszym mistrzem – o czym nieco więcej później.
Okoliczności rozstania były absurdalne, nie rozmawiano o tym z piłkarzami, procedury w LTC tego dnia były dość nietypowe. Temat wtorkowych zajęć prowadzonych przez asystentów miał w klubowych mediach rangę nadrzędną.
Kosta Runjaic momentami otwarcie krytykował działania Jacka Zielińskiego, w niedzielę poprzedzającą zwolnienie niezadowolenie Niemca osiągnęło apogeum. W wywiadzie dla Canal + zauważył, że Qendrim Zyba nie jest w stanie zastąpić Bartosza Slisza – Jeśli tracisz reprezentanta jak Slisz, który rozegrał niesamowite spotkanie z Walią, nie da się zastąpić go piłkarzem, który przychodzi z takiego poziomu. To jest oczywiste, ale myślę, że to wiecie, on to wie, każdy to wie
Wcześniej kilkukrotnie w sposób bezpośredni wypowiadał się na różne tematy, często uderzał w brak transferów, które miałby zrekompensować odejście Ernesta Muciego. Tomasz Włodarczyk z portalu Meczyki poinformował, że na zwolnienie bezpośredni wpływ miała przywołana wypowiedź.
Konferencja otwierająca kadencję Feio przeszła do historii, Jacek Zieliński nieudolnie tłumaczył brak zastępstwa dla piłkarzy, którzy odeszli zimą. Postanowił powołać się na przyjście Marca Guala, absurdalne wyjaśnienia tylko spotęgowały wrażenie, że o odejściu Niemca zaważyły słowa, które padły po meczu z „Jagą”.
Zatrudnienie Feio było niejako najmniejszą kontrowersją, portugalski trener wrócił do Legii i mimo kilku skandali sportowo wykonał świetną pracę. Runjaic trafił do Udinese, na początku sezonu był liderem Serie A. W październiku odniósł się do zwolnienia z Legii – Stało się, jak się stało. Nie patrzę wstecz ani daleko w przyszłość. Najważniejsze jest „tu i teraz”. Teraz jestem w Udine, w Serie A, więc czas spędzony w Warszawie nie mógł być taki zły.
Fakt, że Jacek Zieliński nie wyciąga wniosków przytoczę później, przy okazji czołówki rankingu. Konferencja, na której tłumaczył się z poczynań, podobnie jak trenera po meczu z Rakowem, przeszła do historii jako jedna z najbardziej kontrowersyjnych.
8 – Ile można go głaskać, *****
26 kwietnia, Białystok
Super-piątkowe spotkania przynoszą wiele emocji, zaglądamy kolejny raz do walczącej o tytuł Jagiellonii. Tym razem w nieco mniej uśmiechniętej wersji. Na Słoneczną przyjechała Pogoń Szczecin, to był absolutny hit 30. serii gier. W tej kolejce już byliśmy, dzień później Ruch wygrał we Wrocławiu.
Strzelanie rozpoczął Kamil Grosicki, do przerwy gospodarze odwrócili wynik. Przed upływem godziny gry mieliśmy 2:2. Napięcie było bardzo wysokie, obie ekipy z czołówki chciały zgarnąć pełną pulę. W 98. minucie po podaniu Kaana Caliskanera, Dominik Marczuk genialnym zwodem wysłał dwóch obrońców „Portowców” w podróż.
Marczuk stanął w pojedynku z Valentinem Cojocaru, uderzył niecelnie. To była stuprocentowa sytuacja, szansa na absolutny blackout Pogoni. Największym echem odbiła się jednak reakcja zaangażowanego w tą akcję Tarasa Romanczuka, kapitan był wściekły. Kulisy spotkania pokazały, jakie słowa po meczu skierował do młodszego kolegi – Do pustaka masz, co chcesz k*** robisz! Ile można go głaskać, k***! […] Cały czas spokojnie! Tam nie poda, tam nie strzeli. Co to k*** jest, przedszkole?
Echo tych słów było ogromne, na szali był tytuł mistrzowski. Złość reprezentanta Polski potęgowała kartka, przez których nadmiar wykluczył się na dwa spotkania. Kibice wybaczyli Marczukowi, rehabilitacja nadeszła w momencie jeszcze ważniejszym, o czym później.
Były zawodnik Stali Rzeszó latem trafił do Real Salt Lake, niedawno odniósł się do sytuacji w wywiadzie dla Tomasza Ćwiąkały –W ogóle nie słyszałem na boisku słów Tarasa. Byłem tak zrozpaczony i przejęty, że nic do mnie z zewnątrz nie docierało. Dopiero później zobaczyłem to w Canal+ Sport. Taras jeszcze po meczu napisał mi wiadomość, że będzie mnie bronił w każdej sytuacji […] Na początku myślałem, że trochę przesadził, ale Taras jest legendą Jagiellonii. Miał szansę zdobyć mistrzostwo. Szansę, która mogłaby się nie powtórzyć…
Słowa kapitana pokazały, jak postrzegany był tytuł w Białymstoku. Stały się niejako symbolem historycznej kampanii.
7 – zVARiowany mecz
10 listopada, Białystok
Święto Niepodległości poza szlagierem w Poznaniu przyniosło mecz, który pokazał ciemną stronę sędziowania. Ponownie wybieramy się na Słoneczną, kompletnie odmienne okoliczności i Raków, który pragmatyzmem punktuje rywali. Mecz rozpoczął się od bardzo okazałego występu teatralnego, Michael Ameyaw dopuścił się symulacji, do czego przyznał się w późniejszym wywiadzie dla Foot Trucka – Nie będę owijał w bawełnę. Przyaktorzyłem.
Sędzia Jarosław Przybył dał się nabrać, ponadto przez pierwszy kwadrans nie działał system VAR. Pojawiły się także problemy z łącznością… Absurdalny rzut karny nie został odwołany, Ivi Lopez pokonał bramkarza. Doszło także do kontrowersji z udziałem Afimico Pululu, Angolczyk dostał żółtą kartkę za próbę wymuszenia rzutu karnego. Następnie strzelali kapitanowie.
Jagiellonia wyrównała za sprawą Imaza, w 87. minucie prowadzenie gościom dał Zoran Arsenic. Gospodarze byli drużyną lepszą, utrzymywali się przy piłce. W doliczonym czasie gry strzał Pululu został powstrzymany ręką, tym razem VAR działał. Sędzia po obejrzeniu zdarzenia wskazał na wapno, absurdalnie zachował się Gustav Berggren, Szwed zaczął niszczyć korkami punkt karny. Obejrzał drugie napomnienie, stał się symbolem niedorzeczności tego starcia. Pululu jedenastkę wykorzystał, mecz zakończył się wynikiem 2:2.
Sędzia VAR postanowił zająć stanowisko w tej sprawie. Tomasz Kwiatkowski w rozmowie dla Canal+ wypowiadał się w sposób nieostry, powołał się na konieczność dochowania procedur. Wcześniej zostały one decyzją arbitrów złamane w sposób bardziej znaczący.
Sytuacja pokazała, jak wiele niedociągnięć występuje przy okazji wykorzystania technologii. Związek powołując się na finanse zaniechał wymianie kabli na przestrzeni pięciu lat, wydarzenia przyspieszyły podjęcie inicjatywy budowy centrum VAR.
6 – Co tu się stało?
1 kwietnia, Kraków
Prima Aprilis, cóż za dzień na takie zdarzenie. Rzecz jasna o 12:30 rozpoczął się mecz w Krakowie, nie po raz ostatni towarzyszą nam takie okoliczności. Puszcza Niepołomice podjęła Radomiaka, gospodarze objęli prowadzenie już w 4. minucie. Po godzinie gry z boiska wyleciał Vagner Dias, wydawało się że Puszcza w przewadze dowiecie wynik do końca. Kilka minut później wydarzyło się coś nieprawdopodobnego, dalekim wykopem popisał się Gabriel Kobylak, bramkarz zaskoczył… bramkarza. Oliwier Zych nie spodziewał się, że piłka odbije się z takim impetem, nie był w stanie jej zatrzymać.
Trafienie golkipera zaskoczyło także komentatorów, kilka tygodni później przyznali, że w pierwszym momencie nie byli pewni kto wybił piłkę. Dopiero radość Kobylaka pokazała, kto był strzelcem.
5 – Szafa otwarta
19 grudnia, Sztokholm
Obietnica winna być dotrzymana, wobec tego wracamy do osoby Jacka Zielińskiego. Zachowując chronologię choćby w tym zakresie, dyrektor sportowy popadł w konflikt z człowiekiem, który mu sporo zawdzięcza. Bardzo gorąco było na temat wąskiej kadry Legii, przykład konsekwencji opisałem powyżej, przy okazji łomotu od Lecha.
Kontrakt dyrektora obowiązywał do końca tego roku, pewnym było że dojdzie do zmian. Nieporadność objawiała się w wielu aspektach, kibice jasno dawali upust niezadowoleniu. Gwóźdź do trumny wbił Goncalo Feio, który grzmiał na temat transferów po przegranym meczu z Djurgarden (1:3).
Kilka dni później ogłoszono, że Jacek Zieliński nie będzie już dyrektorem sportowym, z Legią się jednak nie pożegnał, a objął stanowisko doradcy zarządu klubu ds. sportowych. Jego pierwszym zadaniem ma być… znalezienie swojego następcy. Cóż za chichot losu.
Szafa tego dnia została otwarta jednak znacznie szerzej, Szymon Janczyk z portalu Weszło przedstawił szereg szokujących informacji. Dobitnie została wykazana sprzeczność słów Feio na temat stylu gry konkretnego piłkarza. Portugalczyk zachwycał się Rubenem Vinagre, mało mówił jednak o tym, jaki wpływ miał na transfery Miguela Alfareli i Jeana Pierre-Nsame.
Sergio Barcia miał być wielce rozczarowany, koledzy z drużyny zdziwieni. Feio miał tłumaczyć się problemami hiszpańskiego stopera w treningu. Feio schował do szafy piłkarzy, na których sam latem naciskał. Oczywiście należy się dostosować do sytuacji, jednakże przypadek Barcii jest poniekąd destrukcyjny.
Przechwalanie się transferami i wywyższanie Radosława Mozyrki wydaje się tożsame z nastrojami w końcówce lipca. Narracja zmieniła się bardzo wcześnie, po dwóch miesiącach napastników nazwał trupami. Miesiąc później, w meczu z Górnikiem Zabrze Feio najpierw poza kadrą umieścił Jordana Majchrzaka i Nsame, następnie wystawił Tomasa Pekharta. Czech wywiązał się z obowiązków, były one jednak mocno eksploatujące, niemalże 30 minut grał przez to na niskiej intensywności, dopiero w 82. minucie zmienił go Alfarela. Mozyrko miał nazwać to sabotażem i głupotą, co specjalnie nie dziwi. Po meczu Feio wybuchnął, groził szefowi skautingu.

Historia z kandydatami, o której głośno było jakiś czas temu, również znalazła niejako potwierdzenie. Wówczas mówiło się o dwóch, Janczyk informuje o czterech trenerach obecnych w LTC. Feio w swoim stylu miał się wściec i w wulgarny sposób wyprosić Mozyrkę z ośrodka.
Konflikty w strukturach miały być czymś, co stało się naturalne. Kwestia transferów jest pełna sprzeczności, zadziwiający jest fakt, że w takiej atmosferze udało się zająć wysokie miejsce w Lidze Konferencji, awansować do ćwierćfinału Pucharu Polski i zachować dystans sześciu punktów do lidera Ekstraklasie. Osobiście uważam, że jeśli Feio poprowadzi Legię od początku wiosny, to nie ma siły na jego zwolnienie. To, jaki wpływ ma na współpracowników jest niebywałe, oczywiście jest poniekąd cudotwórcą, jednakże zdarzenia choćby z meczu z Górnikiem (1:1) są niedorzeczne. Jeśli Ci ludzie będą w stanie współpracować i osiągać sukcesy, być może będzie to precedens i niejako trend. Absolutny bałagan i chaos.
4 – Cud w Łodzi
3 marca, Łódź
Mecze Puszczy Niepołomice w tym roku były niesamowite, ponownie godzina 12:30. Ekipa Żubra pojechała do Łodzi, ŁKS był dwa tygodnie po rywalizacji z Widzewem, o której sporo już napisałem. Mecz w dole tabeli zapowiadał się niepozornie, po upływie niemal pół godziny Kamil Zapolnik postanowił zgłosić kandydaturę do bramki sezonu lub nawet całego roku. Napastnik Puszczy po centrze uderzył przewrotką, pokonał bramkarza w sposób niebywale widowiskowy.
Trafienie stało się symbolem kampanii, w której podopieczni Tomasza Tułacza wywalczyli utrzymanie. Przed sezonem byli skreślani, tymczasem znaleźli swój sposób na ligowy byt. W tej rywalizacji Zapolnik dołożył kolejnego gola, ale starcie zakończyło się wygraną gospodarzy. To była pierwsza wiktoria dramatycznego ŁKS-u od 17 spotkań.
3 – Mistrz, mistrz, Jaga mistrz!
25 maja, Białystok
Podium rankingu było od początku pewne, jednakże kolejność zdarzeń cały czas pozostawała wielkim bólem głowy. Postawiłem na niejako najważniejsze przy okazji brązowego medalu. Mowa rzecz jasna o puencie kampanii 23/24 i tytule mistrzowskim Jagiellonii. Podopieczni Adriana Siemieńca mieli wszystko w swoich rękach, tyle samo punktów co wicelider i lepszy bilans meczów bezpośrednich.
„Jaga” grała z Wartą Poznań, Śląsk Wrocław na wyjeździe z Rakowem. Wszystko układało się idealnie, w takich okolicznościach często dochodziło do tragedii. Tydzień wcześniej w końcówce meczu w Gliwicach (1:1) podopieczni Siemieńca wyrwali punkt, postawa w rywalizacji z Piastem była jednak momentami zawodem. Starcie z Wartą potoczyło się kompletnie inaczej, białostoczanie włączyli tryb destrukcji rywala. Już w 26. minucie przy Słonecznej było 3:0, bramki strzelali Romanczuk, Imaz i Nene. Mecz Śląska rozpoczął się z opóźnieniem, wrocławianie również wygrali, w drugiej połowie bramki strzelali Erik Exposito i Nahuel Leiva. Hiszpańscy piłkarze zamknęli sezon wygraną na trudnym terenie, mimo tego sięgnęli „tylko” po wicemistrzostwo.
Gwizdek kończący oznaczał fetę w Białymstoku, kibice wbiegli na murawę. Radość przeniosła się na ulicę miasta, niemalże każdy z zawodników stał się bohaterem, gigantyczny kamień z serca spadł zapewne Marczukowi. Na tronie zasiadł przede wszystkim Imaz, Hiszpan do genialnej gry na przestrzeni wielu lat dołożył upragniony tytuł.
2 – Żyleta odpięta
7 kwietnia, Warszawa
Chronologia została niejako zaburzona, na drugiej pozycji znajduje się moment, który na długo pozostanie w pamięci kibiców. O meczu Legii z Jagiellonią już wspomniałem, „Wojskowi” mieli na własnym boisku zmniejszyć stratę i pokazać, że są w walce o tytuł. Kosta Runjaic złapał dobrą serię, wygrał dwa mecze z rzędu, co było w tej kampanii sporym osiągnięciem niemal dla każdego.
Wynik otworzył były piłkarz „Dumy Podlasia”, Marc Gual ewidentnie znalazł patent na strzelanie w rywalizacjach tych drużyn. Po pięknym podaniu Josue wykonał swój popisowy zwód i huknął po przekątnej, bramkarz nie miał żadnych szans. Zrobił to przed Żyletą, na stadionie zapanowało święto. To była świetna połowa „Wojskowych”, zabrakło tylko lepszej skuteczności, stołeczni powinni prowadzić wyżej.
Warszawa niejako witała się z zwycięstwem i kontynuacją marszu po złoto. W przypadku wygranej strata do liderującej Jagiellonii wynosiłaby cztery oczka. Po przerwie ponownie Legia atakowała, pierwszy celny strzał gości nastąpił przed upływem godziny gry.
Król nie mógł tego zostawić bez interwencji, gdy wydawało się, że to Legia jest bliżej podwyższenia wyniku, w 83. minucie medal został odwrócony. Wszyscy piłkarze zbiegali do bliższego słupka, Imaz jako jedyny zdecydował się wybrać się w innym kierunku. Po podaniu Marczuka był zupełnie niekryty, pokonał Dominika Hładuna.
W tej chwili nastąpił spadek o około 130 decybeli, niemalże do zera. Ponownie hiszpański piłkarz strzelił na bramkę przed Żyletą, tym razem z drużyny gości. Imaz stanął i gestem uciszył całą trybunę dopingującą. Do czołowej dwudziestki młodzieżowych słów roku trafiło pojęcie „aury”, gdyby ktoś zastanawiał się nad definicją tego pojęcia, Imaz postanowił okazać życzliwość, dobitnie je obrazując.
1 – Impreza na „Kotle”
25 maja, Poznań
Trybuny dopingujące zdominowały ten ranking, tym razem wracamy do multiligi. Lech Poznań podejmował Koronę Kielce, gospodarze w poprzednich tygodniach potwornie się kompromitowali, w czterech meczach zdobyli dwa oczka, stracili szansę na tytuł mistrzowski. Sezon rozpoczęli od gigantycznego rozczarowania – mimo zaliczki odpadli w rewanżu eliminacji Ligi Konferencji ze Spartakiem Trnawa. Przede wszystkim bolesna dla kibiców okazała się porażka w szlagierze z Legią, „Kolejorz” uległ 1:2 po dwóch absurdalnych samobójach. Już wówczas fani w Poznaniu wyrazili niezadowolenie, pojawiła się gigantyczna kartoniada z napisem „WSTYD”. Goście walczyli o utrzymanie, ich spadek był niemal przesadzony.

Mecz z Koroną był obrazem podsumowującym ten sezon. Kibice zorganizowali huczną imprezę, na trybunie dopingującej latały gigantyczne plażowe piłki. Pojawiły się także dmuchane koła ratunkowe, rozpoczęła się zabawa charakterystyczna dla plaży we Władysławowie. Przede wszystkim była głośna muzyka, do końca życia utwór włoskiej piosenkarki „Pedro” kojarzył mi się będzie z tym meczem.
W doliczonym czasie pierwszej połowy prowadzenie dał Mikael Ishak, Lech wyszedł na prowadzie. W 53. minucie z boiska wyleciał Filip Marchwiński, a Korona uwierzyła w utrzymanie. W ciągu dziewięciu minut dubletem popisał się Yevgeniy Shikavka, to ostatnie bramki ligowe Białorusina w tym roku. Kibice na „Kotle” cieszyli się z goli rywala, Lech ponownie przegrał i dołożył cegiełkę do kadencji Mariusza Rumaka.
Skutki okazały się jednak zdecydowanie bardziej poważne, Korona zdołała się utrzymać, a z ligi spadła Warta Poznań. Klub grający w Grodzisku Wielkopolskim pozostawał w dobrych relacjach z Lechem, tymczasem swoim niedbalstwem niejako „Kolejorz” zdegradował ówczesny zespół Dawida Szulczka. Oczywiście jest to nadużycie, przede wszystkim winna jest Warta, ale spadek zabolał równie na Bułgarskiej. Kibice winili swój klub, atmosfera była kompletnie martwa. Umieszczenie tego meczu na pierwszym miejscu jest okazem humoru, ale także jest spowodowane tym, że z pewnością zostanie w naszej pamięci.
Podsumowanie
Podróż była długa, zaczęła się od absurdalnej serii w Łodzi, zakończyła się apogeum w Poznaniu. Jest to niejako podsumowanie tej karuzeli, to był naprawdę fantastyczny rok. Zabrakło miejsca dla komunikatu Lechii Gdańsk, kibiców na dachu stadionu Cracovii, Radomiaka jesienią czy zwolnień Kamila Kuzery i Jacka Magiery.
Warto również dostrzec, że w tym czasie liga wykonała niebywały postęp. Od rekordów frekwencyjnych czy finansowych po podwójną przygodę polskich zespołów w Lidze Konferencji spuentowaną awansem. Pędzimy po czołową piętnastkę rankingu UEFA – pozycja taka to niedawno Arkadia, dziś realny cel.
Super, mega dlugi komentarz do wydarzen roku 2024. Jedynie czego mi brakowalo to chronologii w tym wszystkim, ale i tak swietna robota, brawo!