
Fot. Tottenham
Tottenham Hotspur pokonał Manchester United 1:0 w finale Ligi Europy. Samo spotkanie nie zachwyciło, było dość wyrównane, a jedyną bramkę dla ekipy Ange’a Postecoglou zdobył w pierwszej połowie Brennan Johnson.
Słaba pierwsza połowa i szczęście „Kogutów”
Pierwsze minuty spotkania – delikatnie mówiąc – nie zachwyciły. Widać było nerwowość w poczynaniach obu drużyn, pierwsza sytuacja dla którejś z ekip miała miejsce dopiero w 11. minucie. Brennan Johnson przebił się prawą stroną boiska, ale czujny był Andre Onana. Dobitka Pape Sarra została zablokowana, a zagrożenie bramki United oddalone. Po zamieszaniu przy rzucie rożnym, swoją szanse miały „Czerwone Diabły”, ale Amad Diallo w dobrej sytuacji uderzył niecelnie. Chwilę później próbował Bruno Fernandes, ale jego strzał był zbyt lekki.
Sporo było walki i niedokładności. Gołym okiem było widać nerwy zawodników obu drużyn, które to zwycięstwem w rozgrywkach Ligi Europy, mogłyby poniekąd „uratować” bardzo nieudany sezon. Same spotkanie było mało atrakcyjne dla oka. Sytuacji bramkowych brakowało, a tempo gry nie było zbyt imponujące.
Mecz ożywił się w 42. minucie, kiedy to ekipa Spurs wyszła na prowadzenie. Z lewej strony dośrodkował Sarr, a próbującego oddać strzał Johnsona wyręczył Luke Shaw, który barkiem skierował piłkę do własnej bramki. Piłkę po drodze musnął jeszcze Brennan Johnson, a interweniować próbował Onana, lecz złapał piłkę zaraz za linią bramkową. Cała sytuacja bramkowa idealnie „opisuje” poczynania obu drużyn w tym sezonie, gdyż nader widoczny był chaos oraz przypadek.
Po zdobytej bramce dla drużyny Ange’a Postecoglou, spotkanie nieco przyspieszyło, lecz sędzia Felix Zwayer doliczył zaledwie dwie minuty do pierwszej połowy i nie doświadczyliśmy już żadnych sytuacji bramkowych.
Emocje dopiero w końcówce
Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsza. Słabe tempo i sporo niedokładności. Kibice Tottenhamu byli jedynymi, którzy mogli być zadowoleni z tego obrotu spraw, gdyż każda minuta przybliżała ich do historycznego triumfu. Manchester United próbował atakować, ale sporo było chaosu i przypadku. W 62. minucie spotkania ze świetną kontrą Spurs wyszli Udogie i Solanke, ale ten drugi w znakomitej sytuacji… fatalnie przyjął piłkę, która wyszła poza boisko.
W 67. minucie miała miejsce najciekawsza sytuacja meczu. Błąd popełnił Guglielmo Vicario, który wypuścił piłkę przy próbie jej złapania. Skorzystać z tego chciał Rasmus Hojlund, który oddał strzał głowa do pustej bramki. Piłkę jednak w ekwilibrystyczny sposób wybił obrońca „Kogutów” Micky van de Ven.
Chwilę później swoją sytuację miał Bruno Fernandes, lecz piłka zaledwie musnęła boczną siatki bramki strzeżonej przez Vicario. Drużyna Rubena Amorima wyglądała coraz lepiej i atakowała z coraz większą intensywnością.
Minuty mijały, a gra toczyła się głównie na połowie drużyny Tottenhamu. Mimo prób ataków ekipy z czerwonej części Manchesteru – brakowało konkretów. W 85. minucie swoją sytuację miała drużyna Spurs, lecz Kevin Danso nie doszedł do piłki dośrodkowanej przez Sona. Sędzia Zwayer doliczył siedem minut do regulaminowego czasu gry, a kibice z północnego Londynu powoli zaczynali świętować. „Czerwone Diabły” próbowały jeszcze odwrócić losy tego meczu. Blisko gola był Shaw, ale fantastycznie zachował się Vicario. W końcowych sekundach strzału z przewrotki próbował jeszcze Alejandro Garnacho, ale bramek już nie obejrzeliśmy.
Tottenham niespodziewanie wygrał rozgrywki Ligi Europy i w najbliższym sezonie zagra również w rozgrywkach Ligi Mistrzów. To pierwsze trofeum drużyny z północnego Londynu od 17 lat. Manchester United przyszłoroczne rozgrywki europejskie obejrzy co najwyżej w telewizji.
TOTTENHAM – MANCHESTER UNITED 1:0 (1:0)
Johnson 42’
MVP meczu – Micky van de Ven