
Fot. Real Madryt
„Królewscy” byli zdecydowanie lepszą drużyną w tym meczu, nie dając Mallorce odetchnąć. Podopieczni Jagoby Arrasate nie oddali nawet jednego celnego uderzenia! Dla mistrzów Hiszpanii było to spotkanie z serii „do odbębnienia”. Tak też się stało, przez co już za kilka dni będziemy świadkami pierwszego EL Clasico w tym roku. Real wygrał 3:0 i w niedzielę zmierzy się z FC Barceloną o Superpuchar.
Senna pierwsza połowa
Mallorca miała na ten mecz plan, który zakładał przede wszystkim nie stracić gola. Jego realizacja wiązała się z co najmniej doprowadzeniem do rzutów karnych, w których ogromna różnica potencjałów w obu drużynach zeszłaby na dalszy plan. Real oczywiście miał zgoła inną wizję na to spotkanie, który zakładał pewne zwycięstwo w podstawowym czasie gry.
Carlo Ancelotti dał jasno do zrozumienia, że chce wziąć rewanż za remis z początku sezonu, posyłając swój najlepszy dostępny skład. To spotkanie wyglądało jak przeciąganie liny. Z jednej strony mieliśmy podopiecznych Jagoba Arrasate, którzy bronili nisko a gdy już kontratakowali, to robili to bardzo nieśmiało. Mallorca wyszła na to spotkanie jakby bez wiary we własne umiejętności.
„Królewscy” próbowali różnych ataków. Gra na małej przestrzeni, piłka za linie obrony czy strzały z daleka, ale nic nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Aż do 63. minuty…
Kapitalny finisz Realu
Drugie czterdzieści pięć minut rozpoczęło się dosyć agresywnie. Już w pierwszej połowie wrzało na linii Vinicius – Maffeo, ale do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić w poprzednich potyczkach tych drużyn. W pierwszym kwadransie drugiej części mogliśmy oglądać więcej starć miedzy piłkarzami niż faktycznie gry w piłkę. Po jednak przypadkowym zderzeniu się głowami Aurelian Tchouameni musiał opuścić boisko, na którym coraz bardziej wrzało.
Lepiej w tym wszystkim odnalazł się Real, który za sprawą Juda Bellinghama wyszedł na prowadzenie w 63. minucie gry. Mallorca nie zmieniła swojego podejścia, a podopieczni Ancelottiego, którzy po swojej stronie mieli wynik spuścili trochę z tonu, przez co spadło jeszcze tempo spotkania.
Kiedy już wydawało się, że Real po prostu dowiezie to 1:0 i zamelduje wykonanie zadania jako przykrego obowiązku w doliczonym czasie drugiej połowy, do własnej siatki trafił Martin Valjent. Słoweniec próbował przeciąć podanie Brahima Diaza, który kilka minut wcześniej pojawił się na placu gry i zmylił swojego bramkarza. Chwilę później było już 3:0 za sprawą Rodrygo, który wykończył akcje po podaniu Frana Garcii. Tym samym Brazylijczyk sprawił sobie prezent na swoje 24. urodziny.
Co ciekawe, „Królewscy” ostatnio są mistrzami finiszu w ostatnich 3 meczach strzelili 5 goli po 80. minucie.
Dużo złej krwi
Jak wspominałem, spotkanie to było okraszone pojedynczymi starciami między zawodnikami obu klubów. Widać było, że ci niekoniecznie pałają do siebie sympatią, ale mimo tego przez cały mecz nie było momentu upustu agresji. Taka chwila znalazła się tuż po bramce Rodrygo, kiedy to sytuacja wymykała się spod kontroli. Obie drużyny nie chciały już grać w piłkę, lecz zetrzeć się w przepychance z rywalem.
Tak też się stało i zakończenie meczu niczego nie zmieniło. Po końcowym gwizdku większość piłkarzy obu drużyn została na murawie, wyjaśniając sobie coś i wzajemnie się prowokując. Tymi nieładnymi obrazkami zakończył się niezbyt porywający mecz półfinału Superpucharu Hiszpanii.
Tym samym Mallorca wraca do domu, a Real Madryt podejmie w finale FC Barcelonę już w niedzielę o godzinie 20:00 na neutralnym gruncie w Arabii Saudyjskiej.