
Fot. Liverpool
Dziś byliśmy świadkami wielkiej bitwy o Anglię, czyli klasyku Premier League – na Anfield przyjechał Manchester United i dwaj angielscy giganci zagrali ze sobą po raz 202. w historii. Spotkanie skończyło się remisem 2:2. Były emocje, piękne bramki i spektakularne parady. Zespół Rubena Amorina uratował twarz, bo dzięki temu remisowi nie doszło do historycznej piątej porażki z rzędu w wykonaniu „Czerwonych Diabłów”. Ostatnio taka seria przydarzyła im się w… 1962 roku! Remis podtrzymał za to serie Liverpoolu 24 meczów bez porażki.
Do kadry meczowej Manchesteru United wrócili Manuel Ugarte i Bruno Fernandes. Obaj piłkarze w ostatnim meczu pauzowali za kartki. W drużynie Liverpoolu wrócił zaś Ibrahima Konate, który przez ostatni miesiąc borykał się z kontuzją kolana. Warto odnotować powrót do kadry meczowej Federico Chiesy, o którym coraz częściej mówi w kontekście jego transferu tej zimy.
Brak skuteczności
Początek meczu to kopanina w środku pola. Poważnie, ciężko to inaczej nazwać. JŻadna z ekip nie miała pomysłu na zaskoczenie rywala. Po kilku minutach „badania się” do głosu doszedł Liverpool. Swoje okazje mieli Cody Gakpo, Alexis Mac Allister czy Ryan Gravenberch. Jednak żadna z prób nie była skuteczna, zawsze czegoś brakowało. Najczęściej piłka mijała bramkę o kilka centymetrów.
Ciężko ocenić w pierwszej odsłonie występ Mohameda Salaha, który z jednej strony posłał genialne podanie do Mac Allistera, z drugiej jednak – nie oddał ani jednego celnego strzału. Końcówka pierwszej połowy to nieoczekiwanie przejęcie inicjatywy przez gości. Dogodną sytuację miał Rasmus Hojlund. Swoje umiejętności zaprezentował jednak Allison. Chwilę później sędzia Michael Oliver zaprosił piłkarzy na przerwę.
Warto dodać, że ani dłuższa dominacja Liverpoolu, ani chwilowa United nie przełożyła się na dużą liczbę strzałów. Obie ekipy przez pierwsze 45 minut oddały łącznie 14 strzałów. Z czego aż 7 zablokowanych.
Szalona końcówka
Początek drugiej połowy to zjawisko – rzadko spotykane w czerwonej części Manchesteru w tym sezonie – ale z pewnością które kibice United chcieliby oglądać w każdym meczu. Podopieczni Rubena Amorima przejęli w 100% kontrolę nad spotkaniem. Stłamsili „The Reds” na ich połowie, co nie jest łatwym zadaniem. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już w 52 minucie Lisandro Martinez dał swojej drużynie prowadzenie. Argentyńczyk, który w tym sezonie był już wielokrotnie krytykowany, stał się bohaterem. Jak się później jednak okazało… był on nim tylko przez chwilę. Stoper przy okazji radości po zdobytej bramce ogłosił światu, że zostanie ojcem. Gratulacje!
Ta bramka to był sprawdzian dla Liverpoolu. Rzadko w tym sezonie widywaliśmy zespół Arne Slota w takiej sytuacji. Zazwyczaj to oni zaczynali strzelanie. Więc trzeba zadać sobie pytanie – jak sobie poradzili? Początkowo całkiem nieźle. Już po 7 minutach rewelacyjnym strzałem popisał się Cody Gakpo. Holender pokonał Andre Onane i uradował kibiców na Anfield. Mieliśmy 1:1.
Remis dla tak rozpędzonego ostatnio Liverpoolu to jednak za mało. Piłkarze w czerwonych trykotach chcieli pójść za ciosem. Defensywa United nie chciał im ułatwiać tego zadań. Gospodarze atakowali, ale brakowało ostatniego podania. Wróćmy jednak do obrony „Czerwonych Diabłów”, ponieważ pomocną dłoń wyciągnął do nich Matthijs de Ligt. Nie wiem, co w głowie miał Holender, ale ewidentnie nie to, co powinien.
Piłka w szesnastce United odbiła się od ręki byłego zawodnika Bayernu, która w nienaturalny sposób powędrowała w górę. Po analizie VAR sędzia podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Mohamed Salah. Choć jego intencje wyczuł Onana, to strzał posłany przez Egipcjanina był za mocny. Tym samy Salah miał udział przy trafieniu (gol lub asysta) w 12 meczu z rzędu w Premier League.
Dodatkowo, gwiazdor Liverpoolu może pochwalić się 31 oczkami w punktacji kanadyjskiej (18 goli, 13 asyst). Przebił tym samym wynik Luisa Suareza z sezonu 2013/14 (23 gole, 7 asyst), jeśli idzie o dorobek w pierwszych dziewiętnastu kolejkach sezonu.
Jeszcze trzeba Egipcjanina wyróżnić – dzisiejszą bramką zrównał się z Thierry Henry’m w klasyfikacji wszechczasów strzelców Premier League. Salah ma na koncie 175 trafień, to siódmy wynik ex aequo ze wspomnianym Francuzem.
Wydawało się, że Manchester United nie podniesie się po tym ciosie, a jednak. W 80.. minucie Amad Diallo pokonał Alissona i przywrócił nadzieję swojej ekipie. Dzięki tej bramce mogliśmy obejrzeć szaloną końcówkę na Anfield. Dlaczego? Po tej bramce ruszyła lawina ataków. O dziwo głównie ze strony Manchesteru United. Tak jak na początku drugiej połowy goście częściej utrzymywali się przy piłce i byli bliżej zdobycia bramki, dającej prowadzenie.
Ostateczny cios mógł należeć jednak do Manchesteru. Harry Maguire po podaniu Joshuy Zirkzeego miał pustą bramkę. Anglik ostatecznie strzelił nad poprzeczką i w ostatniej akcji meczu zabrał szanse na trzy punkty dla swojej ekipy. Pozostaje jednak pytanie, czy 23-latek nie był na minimalnym ofsajdzie. Pewne jest jedno – Maguire musiał to wykorzystać!
Dla United jeszcze jest nadzieja
Pomimo remisu i wciąż beznadziejnej pozycji w lidze kibice Manchesteru United mogą zauważyć światełko w tunelu. Ich ekipa grała dzisiaj jak równy z równym z najprawdopodobniej tegorocznym mistrzem Premier League. Po straconych dwóch bramkach nie poddali się i do końca walczyli nawet o zwycięstwo. Bardzo dobry mecz rozegrał powracający Bruno Fernandes czy Andre Onana, dobre zawody zaliczył środek pola czy też środkowy obrońca Lisandro Martinez. Dobre wejście z ławki zaliczył Leny Yoro i Zirkzee. Za to czymś, co dzisiaj mogło kuć w oczy, to słaba dyspozycja Maguira (niedawno przedłużono z nim kontrakt o rok) czy też De Ligta. Ruben Amorim musi popracować nad tym, by jego obrońcy byli cały czas skoncentrowani.
Natomiast w Liverpoolu po staremu. Salah strzela, Luis Diaz i środek pola z kolejnym dobrym meczem. Mimo remisu i straty dwóch punktów, to kibice „The Reds” nie mają powodów do paniki. Nie był to najlepszy mecz ich drużyny, ale takie też się zdarzają.
LIVERPOOL – MANCHESTER UNITED 2:2 (0:0)
Gakpo 59′, Salah 70′ – Martinez 52′, Diallo 80′