
Fot. Legia Warszawa
Już jutro Legia Warszawa rozegra najważniejszy mecz tego sezonu. O godzinie 16:00 na PGE Narodowym „Wojskowi” zmierzą się w wielkim finale Pucharu Polski z zeszłorocznym finalistą tych rozgrywek – Pogonią Szczecin. Jednym z potencjalnych bohaterów tego spotkania może zostać niedoceniany przez wielu napastnik Legii – Ilja Szkurin. Jako kibic „Wojskowych”, z każdym kolejnym występem 25-letniego Białorusina w koszulce z „eLką” na piersi coraz bardziej dostrzegam drzemiący w nim potencjał i umiejętności. W tym tekście chciałbym podzielić się moim punktem widzenia i spróbować przekonać tych, którzy nadal nie wierzą w Szkurina, że jeszcze nie raz da nam powody do radości.
Początki Szkurina w Legii
Kiedy pod koniec lutego Legia oficjalnie ogłosiła, że ich nowym napastnikiem zostanie 25-letni Szkurin to – lekko mówiąc – byłem bardzo zawiedziony. Bardzo dobrze pamiętam kabaret, jaki zaprezentowali nam „Wojskowi” podczas zimowego okienka transferowego.
Plotki dotyczące sprowadzenia m.in. Lasse Nordasa, Ioannisa Pittasa czy Benjamina Kallmana rozbudzały wyobraźnie kibiców i w żaden sposób nie przygotowały ich do tego, co miało nadejść. Kluby zagraniczne zauważyły, że Legia potrzebuje napastnika na już i podczas negocjacji z nimi była na stosunkowo gorszej pozycji, gdyż legioniści byli skazani na łaskę klubów jak i samych zawodników. Negocjacje z przeróżnymi zawodnikami upadały jak domek z kart, a czas mijał. Dlatego ostatecznie zamiast napastników strzelających bramki na norweskich czy szwedzkich boiskach stołeczny klub zdecydował się na sprowadzenie napastnika ze Stali Mielec, który był dla stołecznego klubu opcją rezerwową.
Wspominając pierwsze dni 25-latka w Legii, warto zwrócić uwagę na dwa aspekty, a są nimi:
- Kwota transferu,
- Rejestracja zawodnika do rozgrywek Ligi Konferencji.
Rozmowy kontraktowe z innymi zawodnikami kończyły się fiaskiem ze względu na wygórowane żądania finansowe klubów. Dla przykładu Legia zrezygnowała z rozmów z Kallmanem po zaproponowanej przez Cracovię kwoty za Fina – 1,5 miliona euro. Zarząd stwierdził wtedy, że taka kwota jest o wiele za wysoka i zerwał negocjacje. Jest to całkiem zabawne, a staje się jeszcze śmieszniejsze kiedy spojrzy się na to za ile Szkurin trafił na Łazienkowską, gdyż Białorusin do 16-krotnych mistrzów Polski przeszedł za właśnie 1,5 miliona euro…
Dodatkowo Szkurin został zawodnikiem Legii, już po terminie rejestracji zawodników do rozgrywek Ligi Konferencji co oznaczało, że na fazę pucharową „Wojskowi” przystępowali z dwoma nominalnymi napastnikami – Tomasem Pekhartem oraz Markiem Gualem.
Kiedy podczas półfinałowego starcia z Ruchem Chorzów kontuzji nabawił się Gual, to jedynym wyborem trenera Goncalo Feio na pozycji napastnika podczas dwumeczu z Chelsea był 35-letni Pekhart, dla którego obecny sezon jest najprawdopodobniej tym ostatnim z „eLką” na piersi.
Legia szukała, szukała i wreszcie znalazła napastnika
Oczekiwanie na gola
Szkurin w Legii zadebiutował 22 lutego podczas przegranego 1:3 starcia z Radomiakiem Radom w Ekstraklasie i nikogo swoją grą raczej nie urzekł. Podczas spotkania ze Śląskiem Wrocław (3:1) po raz pierwszy wpisał się do protokołu meczowego za sprawą asysty przy bramce Guala na 1:0. I na dobrą sprawę, tylko tym 25-latek mógł się pochwalić przez pierwszy miesiąc gry z „eLką” na piersi.
Napastnik sprowadzony za 1,5 miliona euro rozegrał sześć spotkań, w których zaledwie raz asystował. Powiem szczerze, uważałem wtedy, że pieniądze wydane na Szkurina zostały po prostu wyrzucone w błoto, a sam zawodnik zostanie „przyspawany” do ławki rezerwowych tak jak inne zimowe „wzmocnienie” Legii – Wahan Biczachczian. Krótko mówiąc, nie byłem wielkim fanem Białorusina. Na pierwszą bramkę Szkurin musiał poczekać aż 2 kwietnia, wtedy to 25-latek dołożył swoją cegiełkę przy znakomitym półfinałowym meczu z Ruchem Chorzów wygranym przez stołeczny klub 5:0.

I wtedy coś się zmieniło. Widziałem to spotkanie z wysokości trybun i miałem już nawet gotowe pytanie do trenera Feio dotyczące fatalnej formy napastnika. Szkurin wszedł na boisko w okolicy 60. minuty i od razu ujrzałem w nim to, co chciałbym widzieć w każdym zawodniku, który może przywdziewać koszulkę Legii – zaangażowanie i wolę walki. Kiedy oglądałem wtedy poczynania 25-latka, to pojawiło się we mnie małe światełko nadziei, które z każdym kolejnym meczem jest coraz większe. Światełko to mówi, że z Białorusina kibice Legii będą mieli jeszcze bardzo wiele pociechy.
Największy pechowiec
Szkurin miał za sobą już pierwszego gola w barwach „Wojskowych”, ale do pełni szczęścia brakowało jeszcze bramki w Ekstraklasie. Do momentu spotkania z GKS-em Katowice (do którego jeszcze wrócimy) napastnik ostatnie trafienie na ligowych boiskach zaliczył w listopadzie 2024 roku. W kontekście zawodnika grającego w Legii kosztującego klub 1,5 miliona euro brzmi to jak wieczność…
Z meczów z Górnikiem (2:1), Jagiellonią (0:1) i Lechią Gdańsk (2:1) można byłoby wyciąć kompilacje okazji Szkurina i zatytułować ją „Największy pechowiec ostatnich lat”. Były zawodnik Stali Mielec w tych spotkaniach:
- Strzelił dwa nieuznane gole (Jagiellonia),
- Luquinhas „zabrał” mu gola, gdy dobił piłkę z linii bramkowej (Górnik),
- Zmarnował rzut karny, który sam wywalczył (Lechia).
Z każdą kolejną zmarnowaną okazją widać było, jak rośnie w nim sportowa złość. Kiedy wielu kibiców otwarcie szydziła wtedy z Białorusina, porównując go do takich perełek transferowych jak np. Eduardo, ja wiedziałem i czułem, że jego okazja jeszcze nadejdzie. Jego wola walki i zaangażowanie, jakie wkładał w każdą minutę spędzoną na boisku, były widoczne gołym okiem i w ostatnim meczu rozegranym w Katowicach, w końcu przyniosło skutki.
Nowa Bukowa zdobyta. Legia Warszawa wygrywa z GieKSą
W 17. minucie Szkurin idealnie posłał piłkę w róg bramki strzeżonej przez Dawida Kudłę i po dwóch miesiącach od debiutu w Legii mógł cieszyć się z ligowej bramki.
Mecz w Katowicach był zdecydowanie najlepszym spotkaniem Szkurina w barwach Legii. Mógł być to mecz perfekcyjny gdyby lepiej zachował się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy.
Wnioski
Ilja Szkurin raczej nie będzie nowym Danielem Ljuboją czy Nemanją Nikoliciem, ale ja osobiście wierzę, że jeszcze nie jeden raz będzie odpowiedzialny za wybuch niepohamowanej radości u kibiców „Wojskowych”. Białorusin prezentuje sobą te wartości, które powinny cechować każdego legionistę – wola walki, zaangażowanie w każdy mecz, nieustępliwość i nieodparte dążenie do zwycięstw.
Taka postawa imponuje, gdyż ile było takich piłkarzy, którzy trafili do Legii i jedyne co robili, to zgarniali wypłatę co miesiąc? Mam szczerą nadzieję, że za parę miesięcy nie będę żałować tych słów, ale mam wrażenie, że Illa Szkurin zostanie w Legii na lata i złotymi zgłoskami zapisze się na kartach historii stołecznej drużyny.
Najlepszą okazję na to zapaść w pamięci kibiców „Wojskowych” na lata 25-latek jak i cała kadra Legii będzie miała już jutro. O godzinie 16:00 na PGE Narodowym rozpocznie się finał Pucharu Polski, który legioniści po prostu muszą wygrać.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
1 komentarz on “Wojownik, który podbije serca kibiców Legii Warszawa? O Ilji Szkurinie słów kilka [KOMENTARZ]”