
Fot. Real Madryt
Nieprawdopodobny obrót miał dzisiejszy mecz między Valencią a Realem Madryt. Na Estadio de Mestalla wygrywają „Królewscy” 2:1, choć podopieczni Carlo Ancelottiego wrzucili szósty bieg dopiero po czerwonej kartce Viniciusa. Piłkarze gospodarzy z kolei będą pluć sobie jeszcze długo w brodę, mieli dziś zwycięstwo w garści.
Pierwsza część w wykonaniu gospodarzy była solidna. Valencia mogła się podobać za odwagę, za bezkompromisowość w ataku. Real był chaotyczny, bardzo niechlujny. Nie może więc dziwić, że to podopieczni debiutującego dziś trenera Carlos Corberana schodzili na przerwę z prowadzeniem. Gola na 1:0 strzelił Hugo Duro, który zakończył bardzo składny szybki atak.
Choć było przy akcji bramkowej trochę kontrowersji, bo kontra Valencii rozpoczęła się od odbioru piłki przez Yarka Gasiorowskiego. Wydawało się, że obrońca z polskimi korzeniami faulował Rodrigo, jednak arbiter przewinienia się nie dopatrzył. Uznał trafienie, „Nietoperze” cieszyli się z prowadzenia.
Przesadna pewność siebie Bellinghama
Już na początku drugiej odsłony „Królewscy” powinni wyrównać. Kylian Mbappe wywalczył rzut karny, a do piłki na jedenastym metrze podszedł Jude Bellingham. Anglika jednak zjadły nerwy i tylko obił słupek bramki, strzeżonej przez Stole Dimitrievskiego.
Co warto odnotować, to fakt, że stopy bramkarza Valencii nie stykały się z linią bramkową podczas oddawania strzału przez Anglika, jednak Stole Dimitrievski nie interweniował, nie trącił piłki, co za tym idzie według przepisów, nie było mowy o powtórzonym rzucie karnym.
Real nie przestał atakować, ledwie pięć minut później gościom udało się strzelić na 1:1. Z gola podopieczni Ancelottiego nie cieszyli się jednak długo, bo Mbappe został złapany na spalonym. Zadecydowały centymetry.
Teatr
Przejdźmy teraz do 79. minuty, kiedy Vinicius w swoim stylu mija przeciwników niczym tyczki. Piłka finalnie zostaje mu odebrana, ale Brazylijczyk czując minimalny kontrakt, pada w polu karnym gospodarzy, licząc, że arbiter zagwiżdże karnego.
Nie zagwizdał.
Vinicius więc powoli zaczął wstawać, jednak „pocieszyć” chciał go wspomniany wcześniej bramkarz Valencii, Stole Dimitrievski. 75-krotny reprezentant Macedonii Północnej sprowokował rywala, ten się poderwał i pchnął golkipera. Zamieszanie, VAR, w efekcie – czerwona kartka dla Brazylijczyka.
Stole Dimitrievski ugrał to, co chciał. Sprowokował, usunął gwiazdora Realu z placu. Zachowania bramkarza oczywiście nie popieram, ale Vinicius musi trzymać nerwy na wodzy.
Przed pierwszym gwizdkiem społeczność Valencii podziękowała „Królewskim” za pomoc podczas powodzi przed kilkoma miesiącami, wydawało się, że chociaż w tym meczu mniej będzie prowokacji Viniciusa, rasistowskich obelg, mini-wojenek. Nic bardziej mylnego! Afera z udziałem Brazylijczyka to w zasadzie nieodłączny element spotkań Realu Madryt.
Real w końcówce zagrał jak typowy Real
Ostatnie minuty to był pogrom „Królewskich”, chociaż nic tego piłkarskiego tornada nie zapowiadało. Gola na 1:1 strzelił wprowadzony z ławki Luka Modrić. Z kolei w doliczonym czasie gry trafił Jude Bellingham, który wykorzystał nieprawdopodobny błąd Hugo Guillamona.
Wprowadzony po godzinie gry 24-latek wyłożył piłkę Anglikowi, choć trzeba podkreślić, że dostał trudne podanie od Dimitria Foulquiera, ale rzecz jasna trudno o usprawiedliwienie. Zawalił konkretnie, a Valencia potrzebuje obecnie punktów jak tlenu.
W ostatniej akcji meczu mogła paść bramka na 2:2, piekielnie dobrze złożył się Luis Rioja, ale piłka po jego strzale z dystansu obiła słupek. Pech jednych, szczęście drugich.
Real jest na fotelu lidera, zespół Ancelottiego ma dwa punkty przewagi nad drugim Atletico i aż pięć nad trzecią FC Barceloną. Valencia z kolei plasuje się na 19. pozycji, z czteropunktową stratą do bezpiecznego miejsca.
VALENCIA – REAL MADRYT 1:2 (1:0)
27′ Duro – 85′ Modrić, 90+5′ Bellingham
vini jak zwykle w soim stylu… dał sie sprowokować…
Real idzie powoli na mistrza👏👏