
Fot. Korona Kielce
Starcie w niedzielne popołudnie kończy się wywalczonym przez Koronę remisem po golu Miłosza Trojaka w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. Zagłębie pomimo szybko objętego prowadzenie dzięki trafieniu Kajetana Szmyta w 12. minucie musi pogodzić się z remisem, który i tak przerywa serię czterech ligowych porażek. Spotkanie w Lubinie zakończyło się remisem 1:1. Remisem, który w szerszej perspektywie nikogo nie cieszy.
Efektowna a efektywna gra
Początek meczu zdecydowanie należał do Korony, która nie pozwalała piłkarzom gospodarzy na dłużej wyjść z własnego pola karnego. Kolejne ataki gości były coraz bardziej efektowne, przede wszystkim dzięki odważnemu dryblingowi Mariusza Fornalczyka, który wręcz kręcił obrońcami Zagłębia.
Zupełnie niespodziewanie to jednak podopieczni Leszka Ojrzyńskiego objęli prowadzenie. Po przejęciu piłki na wysokości środka boiska wzdłuż linii bocznej ruszył Mateusz Wdowiak. W pełnym biegu zdołał wrzucić futbolówkę w pole karne rywali, a ta spadła na głowę Kajetana Szmyta, który umieścił ją w bramce Rafała Mamli.
Walka dwóch liderów
Szybko stracony gol nieco podciął Koronie skrzydła oraz zachęcił gospodarzy do prowadzenia odważniejszych ataków. Przy praktycznie każdej okazji jaką tworzyło sobie Zagłębie z ust komentatorów padało nazwisko Szmyta. Ciężko się dziwić, ponieważ to właśnie na 22-latku opierała się większość ataków „Miedziowych”.
Z drugiej strony co chwilę powtarzanym nazwiskiem był Fornalczyk. Skrzydłowy „Złocisto-krwistych” czując, że to na nim spoczywa ofensywna gra gości nawet na chwilę nie przestawał zachwycać swoim dryblingiem. Do końca pierwszej połowy zdołał oddać bardzo groźny strzał zza pola karnego, który nie bez trudu wybronił Dominik Hładun.
Nie będąca w stanie zdobyć gola w pierwszej połowie Korona musiała szukać wyrównania w drugiej części meczu. Gospodarze za to mieli jeden prosty cel – nie pozwolić podopiecznym trenera Zielińskiego strzelić. Świadomi potencjału swoich przeciwników „Miedziowi” postanowili uczynić ten mecz jak najcięższym dla dobrze budującej swoje ataki Korony. By uniemożliwić kielczanom prowadzenie gry, gospodarze cofnęli się na swoją połowę i odbierali piłkę zawodnikom Jacka Zielińskiego szybkimi doskokami.
Sprawiedliwość w końcówce
Korona nie mogąc swobodnie budować ataków środkiem boiska, zmuszona była grać skrzydłami, gdzie ponownie błyszczał Mariusz Fornalczyk. Im bliżej było końcowego gwizdka, tym bardziej szaleńcze stawały się ataki Korony, która zmuszała gospodarzy do cofania się coraz głębiej.
Kolejne szaleńcze ataki bokiem boiska opłaciły się gdy w 3. minucie doliczonego czasu gry po wrzutce z lewej strony głową do bramki gospodarzy piłkę skierował Miłosz Trojak. Chwilę po golu usłyszeliśmy gwizdek kończący mecz, a Korona już mogła cieszyć się ze zdobytego punktu.
Niewiele zabrakło do wymarzonego debiutu trenerowi Leszkowi Ojrzyńskiemu. Korona zdobyła gola w ostatnich sekundach gry, ale nie można uznać tego za niesprawiedliwe. To w końcu ekipa gości długi czas kontrolowała grę, a i wszystkie statystyki meczowe przemawiają za nimi. Szczęśliwi piłkarze Korony wracają do domu, gdzie 30 marca zmierzą się z Radomiakiem. Zwiedzione po dzisiejszym meczu Zagłębie dzień później o podejmie Raków.
ZAGŁĘBIE LUBIN – KORONA KIELCE 1:1 (1:0)
Kajetan Szmyt 12′ – Miłosz Trojak 90+3′