
Fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com
Legia Warszawa za kilka godzin rozegra swój ostatni mecz w fazie grupowej Ligi Konferencji. Rywalem szwedzkie Djurgarden. „Wojskowi” uzbierali 12 punktów po pięciu meczach i pewnym krokiem zmierzają w kierunku 1/8 finału. Wygrana oraz remis zapewni Legii bilet do najlepszej szesnastki turnieju, z kolei może się zdarzyć, że nawet porażka oznaczać będzie pozostanie w TOP 8. Wszystko bowiem zależy od wyników rywali.
Po porażce z Lugano (1:2) nastroje w Legii nieco ostygły. Bezbłędna dotąd defensywa w fazie ligowej LKE skapitulowała, a Legia pierwszy raz tej jesieni zgubiła punkty. Idący jak burza polski zespół został zatrzymany przez szwajcarów, w meczu, w którym Legia konkretnie zawiodła. Dziś przed Legią ostatni mecz w fazie ligowej, rywalem Djurgarden, które uzbierało dotąd 10 punktów i które w przypadku zwycięstwa znajdzie się nad Legią w tabeli.
Mnóstwo problemów zdrowotnych
Mecz ze szwedzkim zespołem obnaża fatalną sytuację kadrową Legii – poza dyspozycją Goncalo Feio cały czas są: Kacper Tobiasz, Ruben Vinagre, Rafał Augustyniak, Jurgen Elitim i Maxi Oyedele. Wieczorem nie zobaczymy także zawieszonych za kartki Bartosza Kapustkę i Radovana Pankova. Do Szwecji nie poleciał Jean Pierre Nsame, a zabrani zostali młodzi Oliwier Olewiński, Pascal Mozie i Jakub Jędrasik. Nie trzeba chyba dodawać, że trójka młodych zawodników ma zerowe doświadczenie w barwach pierwszej drużyny.
Patrząc na ławkę rezerwowych Goncalo Feio może spojrzeć i rzucić legendarne już słowa Marcina Najmana – „Tu nikogo nie ma!”. Bo w obliczu nie zgłoszenia do rozgrywek Wojciecha Urbańskiego i Marco Burcha (choć ze Szwajcara i tak pożytek jest żaden), to Portugalczyk do dyspozycji w ostatnim meczu fazy ligowej będzie miał:
- Z bramkarzy – Gabriela Kobylaka, Marcela Mendesa-Dudzińskiego i Wojciecha Banasika,
- Z obrońców – Artura Jędrzejczyka, Steve’a Kapuadiego, Sergio Barcię, Jana Ziółkowskiego i Oliwiera Olewińskiego,
- Z pomocników – Pawła Wszołka, Jakuba Adkonisa, Kacpra Chodynę, Patryka Kuna, Jurgena Celhakę, Claude’a Goncalvesa, Jakuba Jędrasika, Ryoyę Morishitę, Pascala Mozie, Mateusza Szczepaniaka i Luquinhasa,
- Z napastników – Marca Guala, Jordana Majchrzaka, Tomasa Pekharta i Miguela Alfarelę.
Po odliczeniu bramkarzy, zawodników bez lub z minimalnym doświadczeniem w pierwszej drużynie, emerytów oraz takich, którzy podczas rundy jesiennej udowodnili, że nadają się do kopania, ale co najwyżej ziemniaków, zostaje zaledwie ośmiu zawodników (Barcia, Kapuadi, Ziółkowski, Wszołek, Chodyna, Morishita, Luquinhas, Gual). W przypływie dobrego serca jestem skłonny dodać trenerowi Feio jeszcze do bólu przeciętnego i nijakiego (gdy ma dobry dzień) Celhakę oraz Majchrzaka i Szczepańskiego, bo niby coś tam minut na liczniku mają, czyli łącznie dostajemy jedenastu zawodników.
To jest dramat.
Tak o sytuacji kadrowej wypowiedział się na konferencji prasowej Goncalo Feio: – Jutro nie zagrają ważni zawodnicy, ale razem z nami pojechali inni piłkarze Legii. To do czegoś zobowiązuje. Każdy z tych zawodników musiał się czymś wyróżnić. Każdy z tych graczy musi być wyjątkowy, bo tylko będąc wyjątkowym możesz grać w Legii. Moją rolą, a także mojego sztabu jest to, aby ci piłkarze byli jutro gotowi. Cieszę się, że razem z drużyną przylecieli Bartosz Kapustka i Kacper Tobiasz. Myślę, że Rafał Augustyniak też chciał być tutaj z nami, ale jest po zdjęciu szwów i nie chcieliśmy ryzykować. Ten mecz może być szansą dla innych, aby odwrócić hierarchię. Grając jutro bardzo dobry mecz, zbudują swoją pozycję. Każdy piłkarz ma w nogach, głowach i rękach los tej drużyny. Legia jest tak mocna, jak jej piłkarze nie grający w danym momencie. Dbamy o każdego naszego piłkarza. Każdy zawodnik rozwija się indywidualnie. Ci, którzy nie grają, mają inne obciążenia fizyczne, aby byli gotowi do gry. Traktujemy każdego tak samo. Gdy przyjdzie moment wzięcia tego ciężaru na siebie, ci zawodnicy muszą być gotowi.
Warto jeszcze wspomnieć o około godzinnym opóźnieniu wylotu „Wojskowych” do Szwecji, ponownie oddajmy głos szkoleniowcowi polskiej drużyny: – Późniejszy wylot? To coś niezależnego od nas. Moje zadanie jako lidera jest takie, aby zaradzić konsekwencjom. Chodziło o potencjalny alarm bombowy. Ja już byłem w samolocie. Chciałem upewnić się, czy grupa, która nie przeszła odprawy, jest razem i nic nikomu się nie stało. Wszyscy z nas chcieli spowodować, że mimo stanu alarmowego, stworzymy wyjątkowy korytarz dla Legii Warszawa. Z punktu widzenia organizacji dnia – konferencji, treningu, dojazdu do hotelu – te rzeczy zaplanowaliśmy wcześniej. Podjęliśmy decyzję, aby zawodnicy po obiedzie normalnie odpoczęli, bo mieli na to czas. Musimy mieć pod kontrolą jak największą liczbę szczegółów. Wszystko, co dzieje się na boisku wychodzi z tego, co dzieje się poza nim. Nasza reakcja była odpowiednia. Każdy lider musi być gotowy na to, że takie niezaplanowane rzeczy się zdarzają. Sukces osiągasz wtedy, gdy umiesz z tego wybrnąć i znaleźć rozwiązanie.
Djurgaden. Kim jest rywal Legii?
W Szwecji na Legionistów czekać będzie zespół, który w niedawno zakończonym sezonie Allvenskan zajął czwarte miejsce, z 53 punktami na koncie. Jeśli więc Djurgarden nie sięgnie po Puchar Szwecji, lub jego zdobywcą nie zostanie ktoś z trójki AIK, Hammarby IF lub Malmo, to nie zobaczymy Szwedów w kolejnej edycji europejskich pucharów.
A meldują się oni w nich dość regularnie, a w ich najnowszych pucharowych przygodach jest polski akcent – w sezonie 2022/23 to właśnie z nimi w 1/8 finału Ligi Konferencji rozprawił się Lech Poznań – „Kolejorz” rozprawił się z nimi aż 5:0 w dwumeczu.
Dotychczasowo Szwedzi radzą sobie w fazie ligowej dobrze matematycznie, lecz słabo boiskowo. Ich dorobek punktowy jest zadowalający – mają na koncie wszak dziesięć punktów, trzy wygrane, jeden remis i jedną porażkę, ale ich gra w dwóch ostatnich meczach nie powalała na kolana.
Mecz otwarcia z kompromitującym się w tej edycji austriackim LASK Linz zakończył się remisem 2:2, później przyszła porażka z obecnym wiceliderem, Vitorią Guimares 1:2. Dopiero trzeci mecz został wygrany, z greckim Panathinaikosem, którego bramki broni Bartłomiej Drągowski (2:1). Było to spotkanie, po którym Szwedzi mogli ze swojej gry być zadowoleni. Natomiast dwie ostatnie potyczki, choć wygrane, to w sposób niezbyt przekonujący. Na rozkładzie dwunastokrotnego mistrza Szwecji znaleźli się dwaj outsiderzy – islandzki Vikingur Reykjavik i walijskie The New Saint z Adrianem Cieślewiczem w składzie. Vikingur przegrał 1:2, a grający w dziesiątkę Szwedzi do ostatnich minut nie mogli być pewni trzech punktów. Mecz z TNS zakończył się z dwudziestoma dwoma graczami na boisku, ale jedynie wynikiem 1:0 na korzyść Skandynawów.
Zdecydowanie forma Djurgarden jest daleka od optymalnej i to może wykorzystać zdziesiątkowana Legia. Dla „Wojskowych” szykuje się na pewno ciężki mecz z przeciwnikiem, który jednak jest jak najbardziej w zasięgu, a gdyby nie sytuacja kadrowa Legii, ośmieliłbym się polski zespół nazwać faworytem starcia, którego rezultat poznamy już wkrótce. Miejmy nadzieję, że będzie on dla nas pozytywny.