
Fot. Gregor Deschwanden Instagram
Prawdopodobnie żadnemu z kibiców skoków narciarskich w Polsce nie podoba się trwający aktualnie sezon jego ukochanego sportu. Obserwując występy naszej kadry przez myśl większości z nas pewnie chociaż przez chwile przeszło, by wyłączyć telewizor i nie musieć dalej oglądać tego dramatycznego obrazu. Równie dramatycznego jak ten sezon.
Jeśli złapaliście się choć raz na takiej myśli, że warto sprawdzić czy na innym kanale nie ma porywającego turnieju telewizyjnego albo powtórki wszystkim znanego serialu, to się wam nie dziwę. W końcu kto chciałby w kółko oglądać to samo? Oglądanie dowolnego wydarzenia sportowego po raz kolejny, nie przynosi już takich emocji jak za pierwszym razem, a właśnie to przynosi nam sezon 2024/25.
Austriacy i Niemcy zdominowali
“Powtarzalność”, “monotonia” i “dominacja” to pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy, gdy pomyślę o tegorocznych skokach narciarskich. Właściwie od samego początku turnieju na podium zawsze stają dwie te same nacje. Mowa oczywiście o znajdujących sobie często wygodne miejsca na podiach Niemcach oraz hurtowo zdobywających wszystkie medale Austriakach. By zobaczyć jak bardzo w tym roku Austriacy podkreślają dominacje, wystarczy spojrzeć na medale zdobyte w konkursach indywidualnych. Spośród możliwych do wygrania do tej pory 33 medali aż 21 powędrowało w ręce Austriaków. Daje to ponad 60% wszystkich możliwych nagród. Przy tak dużej liczbie zdobytych medali wręcz oczywiste jest, że od startu sezonu nie było nam dane obejrzeć nawet jednego konkursu bez Austriaka w czołowej trójce.
Zaraz po Austriakach na najwyższych lokatach najczęściej mogliśmy zobaczyć Niemców. Nasi zachodni sąsiedzi do tej pory zdobyli 8 medali w konkursach indywidualnych. Wynik Niemców nie robi aż takiego wrażenia jak ten Austriaków, jednak gdy zsumujemy medale obu reprezentacji wyjdzie, że Austriacy i Niemcy rozdzielili między siebie prawie 90% wszystkich możliwych do zgarnięcia nagród. Więc możemy mówić tu o prawdziwym duopolu na wygrywanie.
Kolejną sprawą jest to jak bardzo obie drużyny uciekły pozostałym, już na tak wczesnym etapie sezonu. Patrząc na tabele punktów Pucharu Świata doskonale to widzimy: Austrie zajmującą pierwsze miejsce z dorobkiem 3085 pkt. Oraz goniące liderów Niemcy z 2014 pkt. Kolejna jest Norwegia, tracąca do pierwszego miejsca aż 1656 pkt. i dalsze reprezentacje, których dorobek punktowy nie sięgnął jeszcze nawet liczb czterocyfrowych. My w tym rankingu plasujemy się na 6. miejscu, pomiędzy Słowenią a Japonią.
Jednak co dało zarówno Niemcom, jak i przede wszystkim Austriakom możliwość uzyskania tak dużej przewagi nad resztą stawki? W żadnej z reprezentacji nie nastąpiła jakaś cudowna zmiana pokoleniowa, żadna z nich nie zmieniła również trenera. Więc co się zmieniło? W obu reprezentacja nie zmieniło się właściwie nic, a przynajmniej nic ważnego.
To w pozostałych drużynach zaszły zmiany. W większości były to zmiany na gorsze. Żadna spośród nacji, które w ostatnich latach przeciwstawiały się Niemcom i Austriakom dziś nie prezentuje formy pozwalającej na choćby podjęcie poważnej walki. Kiedy u nas można było przewidzieć, że raczej w tym sezonie nie włączymy się do walki o najwyższe lokaty z uwagi na zaawansowany wiek trzonu naszej kadry oraz w zasadzie brak zdolnej młodzieży, tak patrząc na kadry Norwegii, Słowenii czy Japonii mogliśmy oczekiwać więcej. Zdecydowanie więcej.
Brak lidera
Wszystkie te nacje na poprzednich turniejach odnosiły większe czy mniejsze sukcesy, ale przede wszystkim każda z nich miała swojego wybitnego reprezentanta oraz solidną pozostałą część składu. Dziś właściwie w każdej z nich brakuje zarówno klarownego lidera, jak i stabilnego oraz pewnego zespołu. Najjaśniejszym punktem we wszystkich trzech drużynach dosyć pewnie możemy nazwać Kristoffera Eriksena Sundala. 23-letni Norweg do tej pory w większości konkursów pewnie meldował się w pierwszej dziesiątce, raz nawet zajmując trzecie miejsce i tym samym przywożąc do Norwegii jedyny indywidualny medal w tym sezonie. W reprezentacjach Słowenii i Japonii ciężko doszukiwać się większych pozytywów. Do TOP 10 w tym sezonie dostało się zaledwie dwóch Słoweńców: Timi Zajc i Anze Lanisek oraz jeden Japończyk Ren Nikaido.
Czy jest więc jakaś nadzieja na obejrzenie konkursu zakończonego podium kogokolwiek innego niż Niemcy i Austriacy? Jak najbardziej. Nadzieja tą jest 33-letni Gregor Deschwanden. Sympatyczny Szwajcar, który niedawno zapytany przez jednego z dziennikarzy Eurosportu pochwalił się swoimi postępami w nauce języka polskiego, w tym sezonie już trzykrotnie stawał na podium. Dwa razy zajął drugie miejsce w Wiśle i w Titisee Neustadt oraz trzecie w Engelbergu.
Pomimo wysiłków zarówno naszych jak i innych skoczków, losów tego sezonu raczej nie uda się już zmienić, a Niemców oraz liderujących Austriaków nie zatrzyma już żadna siła. Jednak nadal warto w każdy weekend zasiąść przed telewizorem i podziwiać najpiękniejszy z zimowych sportów, choćby po to, by móc cieszyć się tak zwanymi małymi zwycięstwami naszej kadry.