
Fot: Jakub Ziemianin / Raków Częstochowa
Ostatnie wyczyny arbitrów na polskich boiskach wzbudziły spory niepokój, nastąpił widoczny regres przede wszystkim w racjonalności korzystania ze wsparcia systemu VAR. Obserwatorzy odnosili wrażenie, że zaproszenie sędziego głównego do monitora każdorazowo skutkuje zmianą decyzji. Kres takiemu postrzeganiu przyniosła decyzja Marcina Szczerbowicza z poniedziałkowego meczu między Rakowem Częstochowa a Lechią Gdańsk, wygrane przez „Medaliki” 3:1.
W 83. minucie spotkania w polu karnym Rakowa doszło do starcia Zorana Arsenicia z Tomasem Bobcekiem. Zawodniczy walczyli o piłkę, kapitan gospodarzy wyraźnie dotyka ręką głowy napastnika, wygrywa pojedynek powietrzny. Sędzia główny podjął decyzję o kontynuowaniu gry, braku jedenastki.
Arbiter VAR zdecydował się na zaproszenie Marcina Szczerbowicza do monitora, pojawił się bardzo interesujący element w transmisji. Pobliski mikrofon na bieżąco rejestrował komunikację ze strony sędziego głównego, stanowczo przedstawił swój pogląd na temat starcia: – Nie widzę tutaj uderzenia, nie ma ruchu.
Po meczu na temat przewinienia wypowiedział się także Arsenić: – Był kontakt, ale myślę że miałem łokcie w swojej sferze, skoczyłem bez żadnych dodatkowych ruchów. Myślę że nie było mowy o karnym, ale wiemy jak to jest z systemem VAR. Ostatnio mieliśmy szkolenie, na slow-motion trudno jest czasami ocenić, jakie to uderzenie, kontakt czy dynamika. Bałem się że będzie karny, ale z mojego czucia nie było faulu.
Suwerenna przytomność
Sędziowie VAR próbowali nakłonić rozjemcę z Olsztyna do przyznania jedenastki. Niewzruszony arbiter obejrzał kilka powtórek, nie zmieniło to jego poglądu na temat starcia: – Dla mnie to jest położenie, on nie robi tego ruchu. Zostawiam decyzję.
Warto dodać, że Marcin Szczerbowicz zadebiutował w roli sędziego głównego 3 września 2023 roku. Sprawia to, że jego staż jest jednym z najkrótszych wśród arbitrów na najwyższym poziomie. Na wozie VAR zasiedli z kolei bardzo doświadczeni Paweł Pskit i Marcin Boniek. Zrywa to niejako z teorią strachu przed podjęciem suwerennej decyzji, przynajmniej w tym przypadku.
W mojej opinii jest to bardzo pozytywny quasi-precedens, w przeszłości rzecz jasna miały miejsce podobne zdarzenia. Na konferencji pomeczowej wskazał to Marek Papszun: – Pamiętam taką sytuację, tutaj z Lechią Gdańsk w półfinale Pucharu Polski sędzią był Szymon Marciniak. Oglądałem to na wideo, sytuacja dla mnie jest klarowna. Zoran wygrywa pojedynek, nie skacze się z ramionami wzdłuż ciała.
– O podyktowaniu karnego w takiej sytuacji nie ma mowy, nie wiem co sędziowie tam widzieli. Może to ze względu na presję oceną jest trudna, cieszę się że sędzia główny wytrzymał i nie popełnił błędu, ostatnio jest ich bardzo dużo.

Głos na temat pracy przy monitorze zabrał także Arsenić: – Byłem zdziwiony, że zawołano sędziego do monitora, dla mnie to było naturalne ułożenie ręki. Ja nie robiłem żadnego dodatkowego ruchu, tylko sobie pomagałem żeby podskoczyć. Rywal bardziej nabiegał na mnie. Super, że sędzia poszedł, zobaczył i podjął dobrą decyzję.
Wzorowe zachowanie Marcina Szczerbowicza przykrywa kolejne złamanie protokołu przez arbitrów VAR, którzy zdecydowali o zaproszeniu sędziego głównego do monitora. Przypomnę, procedura ta powinna być uruchomiona w przypadku „jednoznacznego i oczywistego” błędu arbitra. W tej sytuacji moim zdaniem nie ma mowy o takim zdarzeniu, decyzja boiskowa zatem winna być utrzymana.
Tak się wydarzyło wyłącznie ze względu na odwagę rozjemcy z Olsztyna, należą mu się gromkie brawa.