
Fot. FC Barcelona
21 stycznia 2025 roku przejdzie do historii Ligi Mistrzów jako jeden z najlepszych i najbardziej emocjonujących meczów w historii tych rozgrywek. Spotkanie między Benfiką a Barceloną zakończyło się sensacyjnym wynikiem 5:4 na korzyść Katalończyków. Fatalnie mecz rozpoczął Szczęsny, ale później bronił jak natchniony, z kolei dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Robert Lewandowski.
Na pierwszego gola nie trzeba było długo czekać, bo już w 2. minucie zawodnicy Bruno Lage ograli obronę Barcy, a Wojciech Szczęsny miał niewiele do powiedzenia po strzale Vangelisa Pavlidisa. 10 minut później Alejandro Balde został sfaulowany w polu karnym, początkowo sędzia Danny Makkelie nie podyktował rzutu karnego, ale po analizie VAR wskazał na jedenasty metr. Do rzutu karnego podszedł Robert Lewandowski i pewnie pokonał Anatoliya Trubina.
Benfica raz, Benfica dwa
W 22. minucie gospodarze ponownie wyszli na prowadzenie po fatalnym wyjściu Wojciecha Szczęsnego, skutkującym znokautowanie Balde i samego siebie. Kibice reprezentacji Polski wrócili natychmiast pamięcią do meczu biało-czerwonych na mundialu w 2018 roku, kiedy to niemalże identycznie wyglądało wyjście Szczęsnego w spotkaniu z Senegalem.
Błąd Polaka wykorzystał Pavlidis, który strzelił na pustą bramkę. Chwilę później Szczęsny znów zaliczył nieudaną interwencję, prokurując rzut karny, w skutek czego Pavlidis ustrzelił hat-tricka. W niespełna 10 minut Barcelona trafiła do piekła. W pierwszej połowie nie padło więcej goli, a załamani piłkarze „Dumy Katalonii” zeszli do szatni przy wyniku 3:1 na korzyść gospodarzy.
Bramek ciąg dalszy
W drugiej połowie doszło do scen niczym z filmu science-fiction, tego typu scenariusz zdarza się raz na milion. Po wznowieniu gry podopieczni Hansiego Flicka napierali, próbując wrócić do meczu, ale Benfica twardo się broniła, Barca z kolei nie potrafiła przełamać oporu. W zawodnikach ze stolicy Katalonii było widać coraz więcej stresu i frustracji, coraz więcej pretensji i niezadowolenia kierowanego często przeciwko kolegom z drużyny.
W 64. minucie nastąpił punkt zwrotny, gola strzelił Raphinha, a piękną „asystą” popisał się… Trubin! Kuriozalne trafienie Brazylijczyka z pewnością przejdzie do historii LM jako jedno z najbardziej nietypowych, bowiem bramkarz klubu z Lizbony wybijając piłkę trafił wprost w głowę Raphinhi, który znajdował się w sporej odległości od bramki. Radość piłkarzy gości nie trwała jednak długo, gdyż w 68. minucie Ronald Araujo zdobył bramkę samobójczą. Już na tamtą chwilę padło wiele dziwnych bramek, ale jak się okazało to była dopiero rozgrzewka. Barcelona mimo głupio straconej bramki (Wojciech Szczęsny najprawdopodobniej bez większych problemów obroniłby, gdyby nie fatalna interwencja Araujo) odżyła i napierała jeszcze bardziej.
Barcelona i jej podróż z piekła do nieba
Mimo tak fatalnych zdarzeń, Lewandowski i spółka nie zamierzali się poddać, a w 78. minucie ich starania zaowocowały. Lamine Yamal wdarł się w pole karne, a jeden z obrońców delikatnie go sfaulował. Do kolejnej jedenastki ponownie przystąpił kapitan reprezentacji Polski. Robert Lewandowski po raz kolejny nie dał szans ukraińskiemu bramkarzowi, zmieniając wynik na 4:3. Przez następne kilkanaście minut Barca utrzymywała się przy piłce, w 87. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego gola strzelił Eric Garcia, który wszedł na boisko zaledwie kilkanaście minut wcześniej. Dwie minuty później na prowadzenie wrócić mogła Benfica, ale Wojciech Szczęsny powstrzymał Angela Di Marię w pojedynku, częściowo odkupując swoje winy z pierwszej połowy.
Niesamowite emocje w końcówce
Po upływie 90. minut sędzia doliczył dodatkowe cztery do tego niesamowitego spotkania. W czwartej minucie doliczonego czasu gry Frenkie de Jong nieprzepisowo zatrzymał atak Portugalczyków, otrzymując żółtą kartkę. Wydawałoby się, że Benfica już tego meczu nie przegra, ale to co stało się chwilę później, trudno opisać. Po dośrodkowaniu w polu karnym doszło do zamieszania, w wyniku interwencji Szczęsnego i obrońców kilku zawodników gospodarzy upadło, próbując wywalczyć rzut karny, który przechyliłby szalę zwycięstwa na ich korzyść.
W tym czasie piłkę z pola karnego wybił jednak Ferran Torres, a futbolówka trafiła wprost pod nogi Raphinhi, który wykonał heroiczny rajd w stronę bramki Trubina, ostatecznie pokonując go, zwieńczając starania Barcy zwycięstwem. W wyniku zamieszania w polu karnym Barcy doszło jeszcze do analizy VAR, dając jeszcze nadzieje kibicom portugalskiej drużyny. Sędzia nie podyktował jedenastki, a zamiast tego ukarał siedzącego na ławce Arthura Cabrala czerwoną kartką. Chwilę później zakończył spotkanie, a mecz pomiędzy Benfiką a Barceloną z pewnością można uznać za jeden z najciekawszych meczów LM od bardzo dawna.
Benfica – FC Barcelona 4:5 (3:1)
2’, 22′, 30′ Pavlidis, 68′ Araujo, – 13′, 78′ Lewandowski, 64′, 90+6′ Raphinha, 86′ Garcia
1 komentarz on “Kto nie oglądał, może żałować. Na Estadio da Luz byliśmy świadkami meczu sezonu (?)”