
Fot. Lech Poznań / Przemysław Szyszka
W piątkowy wieczór byliśmy świadkami hitu 19. kolejki Ekstraklasy, Lech Poznań podejmował Widzew Łódź. Istny spektakl przy Bułgarskiej zakończył się wynikiem 4:1. W barwach „Kolejorza” błyszczeli najmocniej Mikael Ishak i Afonso Sousa, obaj zapisali po dublecie.
Imad Rondić na wylocie?
Imad Rondić nie znalazł się w kadrze meczowej na spotkanie. Oficjalnym powodem jego absencji miały być problemy żołądkowe, jednak sprawa wydaje się znacznie bardziej skomplikowana.
Bośniak postawił ultimatum zarządowi Widzewa – jeśli klub nie zgodzi się na jego transfer, nie zamierza już występować w barwach łódzkiej drużyny. O tych rewelacjach pisały rano Meczyki.
Nowe twarze w Lechu Poznań
W kadrze Lecha pojawiło się dwóch debiutantów, którzy od pierwszej minuty rozpoczęli spotkanie: 20-letni środkowy pomocnik z Islandii, Gísli Thórdarson oraz prawy obrońca wypożyczony z FC Koeln, Rasmus Carstensen, zastępujący kontuzjowanego Joela Pereirę.
Już od pierwszych minut spotkania było widać, że czeka nas dreszczowiec. W 2. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłkę skierował do siatki Luis Da Silva. Radość z gola jednak nie trwała długo – po weryfikacji bramki przez VAR sędzia odgwizdał spalonego.
Bartosz Mrozek szybko wznowił grę, a piłkarze Lecha wymienili zaledwie sześć podań, by błyskawicznie przedostać się pod pole karne rywali. Afonso Sousa w efektownym stylu wpadł w szesnastkę, dwukrotnie zamarkował strzał, po czym huknął pod poprzeczkę z ostrego kąta, otwierając wynik meczu.
Minęło ledwie pięć minut spotkania, obie ekipy strzeliły po bramce, choć oczywiście trafienie RTS-u nie zostało uznane – właśnie tak zaczynają się hity kolejki!
Dominacja poznaniaków
Przez niemal całą pierwszą połowę to Lech kontrolował przebieg meczu, raz po raz kreując groźne sytuacje. Jedna z najlepszych okazji miała miejsce w 23. minucie, gdy Antoni Kozubal oddał precyzyjny, techniczny strzał. Piłka zmierzała w światło bramki, jednak Rafał Gikiewicz popisał się dobrą interwencją.
Podczas gdy Widzew opierał swoje akcje na kontratakach i stałych fragmentach gry, Lech budował ataki poprzez szybkie, dynamiczne wymiany podań. Muszę przyznać, że precyzja i tempo gry „Kolejorza” stały na poziomie, którego dawno w naszej lidze nie widziałem.
W 30. minucie jedno z takich przeszywających podań mogło zakończyć się asystą Daniela Hakansa. W decydującym momencie Luis Da Silva – niedoszły strzelec z 2. minuty – w ostatniej chwili zdjął piłkę z buta Jagiełły, odbierając mu szansę na oddanie strzału.
Z powodu zadymienia stadionu racami, sędziowie doliczyli aż 11 minut do tego spektaklu. Najwięcej emocji w doliczonym czasie wydarzyło się w doliczonym czasie pierwszej połowy. Po nieudanym wznowieniu gry z piątki, piłkarze Widzewa rzucili się do pressingu, ale ich próba była tak słaba, że Lech potrzebował tylko kilku podań, by stworzyć sytuację trzech na dwóch. Kozubal zagrał piłkę między nogami Mateusza Żyry, a doskonale ustawiony Michael Ishak wyszedł sam na sam z Rafałem Gikiewiczem. Kapitan „Kolejorza” nie marnuje takich okazji – z zimną krwią umieścił piłkę w siatce. Sędzia liniowy podniósł chorągiewkę, ale po interwencji VAR nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości, gol został uznany.
Wymiana na noże, bez noży
Pierwsza połowa należała do podopiecznych Nielsa Friederiksena. Natomiast druga to już prawdziwa wymiana ciosów. Najpierw, w 50. minucie, po skandalicznym wybiciu piłki przez piłkarzy Widzewa przepięknym strzałem zza pola karnego popisał się Afonso Sousa, tym samym drugi raz wpisał się na listę strzelców.
Widzew uświadomił sobie, że również potrafi strzelać bramki (i to takie, które są uznawane) dopiero w 52. minucie. W pierwszym prawdziwie groźnym ataku, po znakomitym podaniu Frana Alvareza, Samuel Kozlowski zamienił sytuację sam na sam na bramkę, wykazując się zimną krwią przy wykończeniu.
Po zdobyciu pierwszego gola Widzew ewidentnie poczuł krew. Zaledwie dwie minuty później podopieczni trenera Daniela Myśliwca wyprowadzili kolejną groźną akcję, zakończoną mocnym strzałem Jakuba Łukowskiego. Na szczęście dla Lecha, Bartosz Mrozek był znakomicie ustawiony i obronił próbę pomocnika gości.
Druga połowa to wymiana ciosów, zupełnie jakby drużyny grały w szachy, a nie w piłkę nożną, czekając na turę przeciwnika. Po pięknym fragmencie gry Lecha, zakończonym bramką, przyszedł gol Widzewa, a zaraz potem odpowiedź Lecha. W 55. minucie po znakomitym podaniu Filipa Jagiełły, Mikael Ishak znalazł się w świetnej sytuacji w polu karnym, ale niestety przesadził z siłą strzału. Gdyby pomyślał chwilę dłużej, możliwe, że już wtedy byłoby 4:1.
Kto nie chciałby wziąć udziału w jednej z akcji tak znakomitego meczu? Nie wiem, ale domyślam się, że taki pomysł mógł mieć Karol Arys. Co innego bowiem robiłby arbiter spotkania na piętnastym metrze, w polu karnym, czając się w tłoku piłkarzy Widzewa? Efekt był taki, że zablokował akcję Lecha, która zapowiadała się naprawdę nieźle…
Kolejne minuty w dużej mierze należały do bramkarzy. W 69. minucie świetną interwencję zaliczył Rafał Gikiewicz, ratując Widzew dobrym wyjściem. W odpowiedzi kilka minut później dwukrotnie efektownymi paradami popisał się Mrozek.
W 77. minucie groźnie uderzył Hakans, ale piłka nie znalazła drogi do siatki. Jednak już trzy minuty później 24-letni Fin zamiast strzelać, wykonał znakomite podanie do Michaela Ishaka, który prostym strzałem głową zdobył czwartą bramkę dla Lecha. Zarówno Hakans, jak i Ishak zasługują na wielkie pochwały. Obaj pokazali, jak wielką klasę potrafią zaprezentować w decydujących momentach. To był przepiękny występ zarówno skrzydłowego, jak i napastnika „Kolejorza”.
Reszta meczu to głównie dominacja Lecha, który bezlitośnie starał się wcisnąć piątą bramkę. Co warto odnotować, w drugiej połowie poznaliśmy odpowiedzi na dwa ważne przedmeczowe pytania. Po pierwsze, oficjalnie ogłoszono transfer Partika Walemarka. „Kolejorz” pobił tym samym rekord transferowy Ekstraklasy, ponieważ kwota zapłacona za skrzydłowego wynosi 1,8 miliony euro.

Po drugie, w 87. minucie zadebiutował młody Sammy Dudek, który przed tym spotkaniem zyskał dużą uwagę dzięki wypowiedziom Nielsa Friederiksena. Trener uznał Dudka za największego wygranego zimowego zgrupowania w Turcji.
Lech umacnia swoją pozycję lidera i nie straci fotela lidera przynajmniej do następnej kolejki, w której zmierzy się na wyjeździe z Lechią Gdańsk.
Widzew natomiast potwierdził szeroko opisywany kryzys. Zmiennicy nie pokazali niczego, ciężko mi nawet wskazać jakiegoś konkretnego bohatera łódzkiego zespołu, który wychodziłby ponad resztę drużyny, która – umówmy się, nie prezentuje dobrej formy. Widzew w kolejnej kolejce podejmie Cracovię. Jeśli nie uda się szybko załatać dziur w drużynie, drużyna Myśliwca będzie miała problem, by w dalszej perspektywie utrzymać się w środku tabeli, co miało być celem minimum.
LECH POZNAŃ – WIDZEW ŁÓDŹ 4:1 (2:0)
Sousa 5′, 50′, Ishak 45+6′, 80′ – Kozlovsky 52′
Piłkarz meczu: Afonso Sousa