
Fot. Radomiak Radom / Jan Borys
Radomiak Radom to klub jak żaden inny, z uwagi na to, że co jakiś czas ma tam miejsce kompletny przewrót, przez szeregi „Zielonych” przewinęło się wiele nietuzinkowych postaci. Trener Bruno Baltazar pod koniec minionego roku otrzymał ofertę z SM Caen, francuskiego drugoligowca którego właścicielem jest Kylian Mbappe. Nazywał ją życiową szansą. Jak się okazało, przygoda szkoleniowca potrwała jedynie półtora miesiąca…
Bruno Baltazar zapisał się w historii radomskiej piłki przede wszystkim ze względu na okoliczności zatrudnienia i zwolnienia – działo się to wówczas, gdy nikt się tego nie spodziewał. Pod koniec uległej kampanii Radomiak zwyczajowo walczył o ligowy byt, Maciej Kędziorek niemalże utrzymał drużynę na kolejkę przed końcem.
Szanse na spadek były iluzoryczne, wynosiły niecałe 4%, na początku maja pozostanie trenera do końca kampanii miało zostać przesądzone, radomianie ograli na wyjeździe Legię Warszawa w sposób bardzo imponujący, aż 3:0. Nic z tego, na kolejkę przed końcem Kędziorem został zwolniony, po bardzo udanym spotkaniu przy Łazienkowskiej, „Zieloni” polegli z Ruchem Chorzów i Śląskiem Wrocław, w obu meczach przegrali 0:2. Awaryjnie zespół przejął Bruno Baltazar, który poprowadził Radomiaka w ostatniej kolejce z Widzewem Łódź (1:3).
Witajcie w naszej bajce
Nowa kampania przyniosła kolejnych bohaterów, Baltazar otrzymał chociażby wsparcie Rahila Mammadova. Sezon rozpoczął się standardowo, w świetnej formie był Leonardo Rocha. Snajper strzelał, mimo tego Radomiak punktował przeciętnie.
Raz na kilka spotkań „Zieloni” wygrywali, przez całą rundę wisiało nad nimi jednak widmo strefy spadkowej. Przydarzyły się imponujące zwycięstwa, Radomiak robił w derbach Koronę Kielce aż 4:0, jako pierwszy zdobył twierdzę w Szczecinie. Po świetnym meczu Macieja Kikolskiego „Zieloni” wygrali z Pogonią 1:0.
Tydzień po tygodniu powracał temat zwolnienia Baltazara, 24 listopada jego podopieczni przegrali u siebie ze Stalą Mielec 1:2. Wydawało się, że dni trenera są policzone.

Szkoleniowiec utrzymał się na stanowisku do końca rundy, zamknął ją zdobyciem 4 oczek w dwóch meczach i kluczowym zwycięstwem ze Śląskiem we Wrocławiu (2:1). Radomiak awansował na 12. pozycję w tabeli, posada Baltazara miała być zimą niezagrożona.
Kolejny przewrót
Kibice z Radomia nigdy nie mogą spać spokojnie, pod koniec grudnia klub ogłosił, że trener odchodzi. Największym zaskoczeniem było to, że nie został wówczas zwolniony, przyjął ofertę, o której w ciepłych słowach opowiadał dla Weszło.
– W przerwie świątecznej skontaktował się ze mną inny klub. Z mocnej ligi, kraju z dużymi piłkarskimi tradycjami. Byłem zaskoczony, to oferta z kategorii tych nie do odrzucenia. Pierwszy kontakt nastąpił w wigilię, w trakcie świąt Bożego Narodzenia przeszedłem przez wszystkie etapy rekrutacji, miałem trzy wideorozmowy z osobami odpowiedzialnymi za ten projekt. Nie było mi łatwo podjąć decyzję. W Radomiu nawiązałem mocne więzi z zespołem, otoczeniem. Nie chciałem zostawiać tego w połowie sezonu, lecz po rozmowie z najbliższymi uznałem, że nie mogę zrezygnować z takiej szansy.
Po ogłoszeniu „transferu”, Bruno Baltazar wyjaśnił, dlaczego zdecydował się opuścić klub z Radomia. Wyglądało to nadzwyczaj przyzwoicie, osobiście zyskałem spore uznanie do obu stron… być może naiwnie. Obeszło się bez przysłowiowego „hałasu”, w wywiadzie trener docenił byłych współpracowników: – Nie powiem złego słowa na właścicieli Radomiaka. Wiem, co pisały media, co mówili ludzie. Zwalniano mnie kilka razy…
Kibice wskazywali mankament, którym był fakt, że trener chował ręce w kieszeni… inni uzasadniali to stresem. Nie zabierało to pozytywnego wydźwięku komunikatu wśród kibiców. Radomiak rozpoczął rok bez trenera, Baltazar w wymarzonym miejscu pracy. Poza szkoleniowcem pożegnano fundamentalnych piłkarzy, rozstano się z Leonardo Rochą, Rafaelem Rossim, Joao Peglowem czy Luizao.
Rewolucja po radomsku. Zimowe szaleństwo Radomiaka i walka o utrzymanie w Ekstraklasie
Trzej muszkieterowie
Klubem, o którym z zapałem w oczach mówił Baltazar, okazał się francuski drugoligowiec. Portugalczyk został zatrudniony przez SM Caen, ekipa walczyła o utrzymanie w Ligue 2.
Obserwatorzy byli w szoku, nie wszyscy zgadzali się z tym, że była to bajeczna oferta. Głośno zrobiło się o tym, że pół roku wcześniej klub zakupił podmiot należący do Kyliana Mbappe.
Przygoda rozpoczęła się od czterech porażek, szanse na utrzymanie w drugiej lidze drastycznie spadły. Klub z Normandii postanowił wyruszyć na rynek, potrzebne były pilne wzmocnienia.
Gdy dowiedzieliśmy się o tym, kto wzmocni Caen, gromadnie łapaliśmy się za głowę. W gronie zainteresowań Francuzów pojawił się… Adriel Ba Loua, karykaturalny skrzydłowy z Lecha Poznań. W stolicy Wielkopolski było jasne, że Iworyjczyk stanowił swego rodzaju balast, ostatni oficjalny występ zaliczył w starciu… z Radomiakiem. Piłkarz został odsunięty przez trenera Nielsa Frederiksena, nie pojechał na zimowy obóz.
Skrzydłowy trafił do Caen, zadebiutował w ostatnim meczu przeciwko Annecy. Podopieczni Baltazara przegrali 0:1, Portugalczyk został zwolniony po 54 dniach. W tym czasie Caen przegrało wszystkie siedem spotkań, strzeliło zaledwie jednego gola. Media nazywały Baltazara „Agentem 007”, wymarzona oferta zakończyła się gigantycznym fiaskiem.
Historię można wyśmiewać, jednakże była drużyna Portugalczyka także znalazła się nad przepaścią. Radomiak stał się najgorszą ekipą w lidze na początku wiosny, błyskawicznie zjechał na skraj strefy spadkowej. Nowi piłkarze i trener, Joao Henriques, zderzyli się ze ścianą, wyrwali punkt w końcówce meczu z ostatnim Śląskiem Wrocław (1:1). Po wyrównującym golu Michała Kaputa byli jednak załamani, wiele wskazuje na to, że o ligowy byt będzie niebywale trudno.
„Zieloni” znaleźli się na 15. miejscu, mają tyle samo oczek co otwierająca strefę spadkową Lechia Gdańsk. Drużyna Johna Carvera wydaje się bardzo rozpędzona, już w najbliższej kolejce może wyskoczyć nad kreskę. W sobotę do Radomia przyjedzie Legia Warszawa, pierwszy gwizdek przy Struga 63 o godz. 20:15.