
Fot. Jagiellonia Białystok / Kamil Świrydowicz
Jagiellonia Białystok zakwalifikowała się do ćwierćfinału Ligi Konferencji, mimo niezwykle trudnego i niewygodnego meczu. Cercle Brugge dominowało przez większość spotkania, ale zaliczka z domowego spotkania umożliwiła żółto-czerwonym awans do kolejnego etapu rozgrywek. W ćwierćfinale białostoczanie zmierzą się z Realem Betis
Trudny mecz zarówno dla piłkarzy, jak i kibiców
Mistrzowie Polski w rewanżu nie mieli łatwo, zespół Adriana Siemieńca został całkowicie zneutralizowany podczas pierwszej połowy, białostoczanom brakowało pomysłu, momentami brakowało niestety także jakości. Pierwszy cios gospodarze zadali na samym początku, kiedy świetnym trafieniem popisał się Hannes Van der Bruggen. Trafienie Belga tknęło w serca zawodników i kibiców Cercle nadzieję w odwrócenie losu dwumeczu i trzeba przyznać, że prawie im się udało.
Historia pisze się na naszych oczach! Jagiellonia w ćwierćfinale Ligi Konferencji!
Po gwizdku kończącym pierwszą połowę dużo wskazywało, że Jagiellonię czeka droga przez mękę. Podobnie jak w pierwszej odsłonie spotkania, druga połowa również rozpoczęła się od szybkiej bramki Cercle. Z zaliczki 3:0 prowadzenie Jagiellonii niebezpiecznie zmalało do 3:2.
Taras Romanczuk – zadaniowiec
Do momentu wejścia Tarasa Romanczuka na boisko, mecz był chaotyczny i pełen stresu. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak wielkie emocje przeżywało ponad 1500 kibiców Jagiellonii obecnych na stadionie, widząc jak niemalże pewny przed meczem awans, powoli staje się niewiadomą.
Na szczęście Romanczuk po raz kolejny zrobił to, co do niego należy. Załatał dziury, ustawił kolegów i wprowadził spokój, którego dotąd próżno było szukać w poczynaniach zawodników Adriana Siemieńca. Do końca meczu Cercle szukało trzeciej bramki, ale finalnie nie dało rady. Jagiellonia melduje się w ćwierćfinale.
Forma Jagiellonii – jest się czego obawiać?
Przed meczem z Cercle Jagiellonia zmierzyła się z Widzewem Łódź. Spotkanie w sercu Łodzi zostało zakończone wynikiem 1:0 na korzyść gości. Uwagę widzów i komentatorów zwróciła kiepska, acz wytłumaczalna postawa Jagiellonii. Podobnie jak w ostatnim meczu Ekstraklasy, Jagiellonia znów nie zdołała zdominować rywala, co jednak nie znaczy, że zaliczyła spadek formy. Trzeba pamiętać, że Jagiellonia gra na pełnych obrotach, zarówno na polskich jak i europejskich boiskach. Adrian Siemieniec i spółka udźwignęli ciężar gry co trzy dni.

Gorsze mecze mogą być spowodowane brakami kadrowymi oraz zbliżającym się meczem z Lechem Poznań, który jest przecież arcyważnym spotkaniem. W zeszłym sezonie Jagiellonia grała bardzo ofensywnie. Teraz jednak znalazła balans między świetnymi widowiskami, jak mecz ostatni mecz z Radomiakiem (5:0), czy domowe starcie z Cercle (3:0) oraz tymi słabszymi, gdzie stara się „utrzymać wynik”. Mimo kilku gorszych meczów, Jagiellonia wciąż jest skuteczna i osiąga swoje cele, co trzeba pochwalić. Nie można natomiast ukrywać faktu, że ryzyko było duże, a Cercle naprawdę było bliskie wyrównania.
Dwunasty zawodnik
– Chciałbym też, bo to już dawno o tym myślałem, obserwując to, oczywiście nie w trakcie meczu, bo w trakcie meczu patrzę na murawę. Czasami tam zerknę tylko jednym okiem na trybunę i widzę, że bardzo dużo w ostatnim czasie się pojawiło opraw, bardzo ładnych opraw. Cieszę się też, że nasi kibice się rozwijają razem z drużyną, idą do przodu i pewnie jest to zaangażowanie wielu osób, by zorganizować takie coś. Już nie mówię o kwestii wydatków, także wielkie brawa dla nich. Cieszę się, że też się rozwijają, bo to jest bardzo ważne, żeby klub szedł do przodu na wielu płaszczyznach – mówił po zakończonym starciu Adrian Siemieniec.
I rzeczywiście. Kibice „Jagi” wczoraj naprawdę pomogli drużynie, na trybunach w Belgii zasiadło około 1500 kibiców. Ich doping był imponujący.
Antony przyjedzie do Białegostoku
Białostocki sen trwa w najlepsze. W tym sezonie Jagiellonia zmierzyła się już z takimi klubami jak: Bodo, Ajax, Kopenhaga, Molde czy właśnie Cercle. Teraz na ich drodze stanie Real Betis.
To niesamowite, że w swoim europejskim debiucie w fazie zasadniczej europejskich pucharów „Jaga” zaszła tak daleko. Ogromna jest w tym zasługa Adriana Siemieńca i dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego, którzy jak dotąd wykonują doskonałą robotę.