
Fot. Jagiellonia Białystok / Kamil Świrydowicz
Na zakończenie 25. kolejki Ekstraklasy Jagiellonia Białystok wygrała 2:1 z Lechem Poznań. Choć gospodarze źle zaczęli mecz i już w 9. minucie wynik otworzył Ali Gholizadeh, to na pomoc ruszyli Jesus Imaz i… Radosław Murawki, który zaliczył trafienie samobójcze.
Remis i kontuzje
Pierwsza część spotkania przez większość czasu była pod kontrolą Lecha. Podopieczni Nielsa Frederiksena przejęli inicjatywę. To przekładało się na częstsze stwarzanie sobie sytuacji. „Jaga” w tym czasie czekał na kontry, te jednak były neutralizowane już na samym ich początku. Na owoce swojej gry piłkarze „Kolejorza” nie musieli czekać zbyt długo. Już w 9. minucie Bartosz Salamon, wystawił na pustą bramkę piłkę, a z doskonałej sytuacji skorzystał Ali Gholizadeh.
Po bramce obraz gry nie uległ zbytnio zmianie. Lech dalej grał swoje, a „Jaga” swoje. W końcu w 31. minucie jedna z tych kontr okazała się skuteczna. Leon Flach biegnący lewą flanką zagrał w pole karne do Kristoffera Hansena. Norweg zagrał do Imaza, a ten strzelił w światło bramki. Piłka odbiła się od jednego z obrońców Lecha i wpadła do bramki. Tym samym Lech dopiero po raz drugi w tym sezonie stracił prowadzenie – pierwsza taka sytuacja miała miejsce w meczu z Koroną Kielce.
Kolejne minuty to dramat dla zarówno zawodników, jak i kibiców drużyny z Wielkopolski. Stracona bramka to nienajgorsza rzecz jaka wydarzyła się w pierwszej połowie. Otóż parę minut po straconej bramce aż dwóch piłkarzy „Kolejorza” musiało opuścić murawę z powodu kontuzji. Najpierw problemy z nogą zgłosił Antonio Milić, którego zastąpił Michał Gurgul. Następnie po czterech minutach problemy zdrowotne zgłosił Afonfo Sousa, któremu ewidentnie kręciło się w głowie. Jego natomiast zmienił Filip Jagiełło. Tym samym Lech zmarnował dwa sloty na zmianę w przeciągu paru minut. Na ten moment nie wiadomo też jak poważne są to urazy.
Dużo akcji, mało konkretów
Początek drugiej połowy zdecydowanie należał do „Dumy Podlasia”. Choć częściej przy piłce byli goście, to jednak podopieczni Adriana Siemieńca. Efekt? Gol samobójczy Radosława Murawskiego i wyjście na prowadzenie w 59. minucie. To co stało się w tej akcji to istny kryminał. Wszystko zaczęło się od fatalnie rozegranego rzutu wolnego przez graczy „Kolejorza”. Następnie szybko z kontrą ruszył Darko Churlinov, który podał piłkę do Ediego Semedo. Portugalczyk oddał ni to strzał ni to podanie, ale to nie miało znaczenia. Znaczenie miało to, że Murawski wpakował piłkę do własnej bramki. Warto dodać, że Semedo pojawił się na minucie ledwie minutę wcześniej – tak zwany nos trenera.
Bramka podziała mocno otrzeźwiająco dla Lecha, który starał się zamknąć swoich przeciwników na ich połowie. Piłkarze w niebieskich trykotach mieli mnóstwo okazji. Te nadarzały się zarówno z gry, jak i ze stałych fragmentów.
Niestety dla Lecha Poznań nie udało się odrobić straty. Tym samym po 19 kolejkach niebiesko-biali stracili fotel lidera, który od tego momentu należy do Rakowa Częstochowy. Jakby tego było mało to w doliczonym czasie żółtą kartkę dostał Radosław Murawski, który nie zagra w następnym meczu. Kogo w jego miejsce wystawi Frederiksen? Szczerze to nie wiem, bo ani Kozubal ani Jagiełło to nie są piłkarze na tą pozycję. Gdyby nie przepisy to na miejscu działaczy Lecha zadzwoniłbym do Udinese z prośbą o jednomeczowe wypożyczenie Jespera Karlstorma. W innym wypadku problemy „Kolejorzowi” może sprawić nawet Śląsk Wrocław. Teraz czas na kadrę, ale w Poznaniu raczej czeka się na kolejne ligowe starcia, żeby odkuć się za dzisiejszą porażkę.
JAGIELLONIA BIAŁYSTOK – LECH POZNAŃ 2:1 (1:1)
Jesus Imaz 31′, Radosław Murawski (sam.) 59′ – Ali Gholizadeh 9′
MVP: Jesus Imaz