
Fot. Śląsk Wrocław
Odejście Erika Exposito było dla Śląska Wrocław prawdziwą tragedią, były dyrektor sportowy WKS-u David Balda podejmował kolejne próby sprowadzenia zawodników, którzy mieli wejść w buty króla strzelców z sezonu 2023/24. Kolejne z nich stawały się jednak podstawą rozmaitych memów, wreszcie pożegnano szefa pionu sportowego. Zastąpił go Rafał Grodzicki, który w pierwszym okienku sprowadził Assada Al Hamlawiego. Transfer napastnika z 2. ligi szwedzkiej był poddawany wątpliwościom, po kilku spotkaniach okazał się jednak strzałem w dziesiątkę. Ile wody w Odrze musiało upłynąć, by we Wrocławiu pojawiła się skuteczna „dziewiątka”?
Trudny przypadek Patryka Klimali
Klub tracący kluczowego piłkarza niemal za każdym razem skazany jest na pewne trudności, często jego zastąpienie staje się niemożliwe. Wówczas rozważa się rozwiązania systemowe, zmianę ustawienia pozycji i próbę wynagrodzenia jakościowego w innym aspekcie. Przypadek Śląska Wrocław i odejścia Erika Exposito był jednak znacznie prostszy, na pół roku przed transferem było niemal pewne, że Hiszpan opuści stolicę Dolnego Śląska.
Ówczesny dyrektor sportowy niewątpliwie żył z taką świadomością, postanowił zatem działać najszybciej, jak to możliwe. W zimowym okienku transferowym poprzedniej kampanii do Wrocławia trafił niemal wymarzony zastępca – Patryk Klimala. Były piłkarz Celtiku otrzymał sporo czasu na wdrożenie, w rundzie wiosennej miał być rezerwowym lub partnerem Exposito.
Istotnie, u zarania swojej przygody z WKS-em roku pełnił taką rolę. Problem w tym, że był kompletnie nieefektywny. Zagrał w każdym z dziesięciu meczów otwierających 2024 rok, w połowie z nich od pierwszej minuty. Nie strzelił bramki, nie zaliczył także asysty. Jeśli ktoś pomyślał, że było źle – to tak, było. Najgorsze jednak dopiero nadciągało…
27 kwietnia 2024 do Wrocławia przyjechała czerwona latarnia Ekstraklasy, Ruch Chorzów który nie wygrał od sześciu meczów, dwie kolejki wcześniej przegrał 0:5 z Pogonią Szczecin. Śląsk mimo przeciętnej rundy w dalszym ciągu liczył się w walce o mistrzostwo. Teoretycznie plan był prosty – szybkie zwycięstwo i sygnał dla rywali w walce o tytuł. Teoretycznie…
Klimala rozpoczął mecz na ławce, jego koledzy jednak kompletnie zawiedli. Po pół godziny gry Ruch prowadził 2:0, wynik utrzymywał się w drugiej części spotkania. Szkoleniowiec posłał do boju zatem drugiego napastnika, Klimala zagrał w duecie z Exposito. Chwilę później goście wpakowali trzecią bramkę, Śląsk się jednak nie poddał. W samej końcówce podopieczni Jacka Magiery zdobyli dwa gole, Klimala zaliczył pierwszą asystę przy trafieniu hiszpańskiego napastnika.
Wszystko układało się świetnie, w doliczonym czasie gry Polak otrzymał podanie w pole karne od kolegi z ataku. Był przed pustą bramką, fatalnie jednak przestrzelił. WKS przegrał 2:3, ostatecznie w walce o tytuł uległ tylko bilansem bramkowym. Pudło Klimali mogło przesądzić o braku mistrzostwa.
Kibice mieli dość, na ostatnie cztery spotkania napastnik znalazł się poza kadrą meczową. Efekt? Śląsk wygrał wszystkie spotkania i zakończył sezon ze srebrnym medalem: – Patryk Klimala nie znalazł się w kadrze, bo taka była moja decyzja. Mogę powiedzieć, że nie mam żadnych zastrzeżeń do tego, jak trenuje. Pracuje, ma walczyć o miejsce w składzie, a po powrocie udowodnić, że na to zasłużył, strzelić gola – mówił wówczas Jacek Magiera.
Feta wicemistrzowska nie zasłoniła jednak nieuchronnych problemów, Erik Exposito latem trafił do katarskiego Al Ahli. Śląsk rozpoczął przygotowania do kolejnej kampanii, drużyna udała się na obóz do Austrii. W kadrze na letnie zgrupowanie zabrakło jednak Klimali, Jacek Magiera stanowczo twierdził, że snajper nie znajduje się w jego planach.
Występ przeciwko Ruchowi był dla napastnika ostatnim w pierwszej drużynie WKS-u. Na początku sezonu został przesunięty do rezerw, miał trafić do belgijskiego Standardu Liege. Transfer upadł najpewniej ze względu na reakcję kibiców klubu z Jupiler League, którzy licznie zawetowali przenosiny niechcianego gracza. Ostatecznie przeniósł się do Sydney FC, gdzie wreszcie udało mu się odnaleźć świetną formę.
Mankamentem pozostaje gigantyczna pensja, którą w sporej mierze ma pokrywać Śląsk Wrocław. Marcin Torz w marcu 2024 lipca roku poinformował, że Klimala zarabia 160 tysięcy złotych miesięcznie. Nie jest to informacja oficjalna, nie mam jednak także wątpliwości, że klub w wyniku całej operacji niejako zmarnował gigantyczne pieniądze. Całokształt sprawia, że to jeden z najgorszych ruchów transferowych w historii polskiej piłki.
Eyamba, Musiolik i Świerczok, czyli jak nie szukać dobrego napastnika
David Balda rzecz jasna się nie poddawał. We Wrocławiu pojawili się za to kolejni potencjalni następcy Exposito. David Balda hucznie witał Juniora Eyambę i Sebastiana Musiolika. Szwajcarski napastnik zabłysnął w drużynie rezerw Young Boys na trzecim poziomie rozgrywkowym w swojej ojczyźnie. Już u zarania przygody napastnika we Wrocławiu pojawiły się spore problemy. 23-latek doznał urazu jeszcze przed rozpoczęciem sezonu, podczas wspomnianego obozu Eyamba nie wytrzymał obciążeń treningowych. W sierpniu wrócił do pełnej dyspozycji, dwukrotnie zameldował się z ławki rezerwowych w meczach Ekstraklasy. Na placu gry spędził ledwie 18 minut, na eksplozję talentu kibice musieli poczekać zatem do września.
Napastnik mecz wyjazdowy z Lechem Poznań (0:1) rozpoczął w wyjściowym składzie, chciałbym napisać że zagrał 61. minut, rzecz w tym, że… nie zagrał. Lepszym określeniem będzie pobyt na placu gry, Szwajcar nie pokazał kompletnie nic. Podobnie jak w przypadku Klimali i Ruchu, występ w Poznaniu był ostatnim Eyamby w barwach Śląska. Mało tego, nie znalazł się więcej w kadrze meczowej.
Na początku grudnia kontrakt napastnika został rozwiązany za porozumieniem stron. Do 77 minut w Ekstraklasie dołożył sześć gier w barwach rezerw WKS-u, strzelił nawet jedną bramkę. W styczniu podpisał umowę z klubem Austria Lustenau, ostatnio zadebiutował na drugim poziomie rozgrywkowym.
Sebastian Musiolik z kolei przychodził do Wrocławia z wielkimi nadziejami, kibice byli jednak świadomi, że od byłego snajpera Górnika Zabrze czy przede wszystkim Rakowa Częstochowa mogą oczekiwać głównie pracy na boisku, gry tyłem do bramki i współpracy z kolegami. Kosztem takiego stylu był dorobek strzelecki, najlepszy sezon napastnika w Ekstraklasie zakończył się sześcioma trafieniami. W dodatku miało to miejsce w kampanii 2019/20, jeszcze w barwach Rakowa Częstochowa.

W obliczu urazu Eyamby, problemów Klimali i odejścia Exposito, Musiolik pozostał na początku sezonu jedynym wyborem trenera Jacka Magiery. W ciągu całej rundy jesiennej zdobył cztery bramki, co ciekawe było to najlepsze półrocze w jego karierze. Mimo tego zupełnie nie nawiązał do zawodnika, którego miał zastąpić. W efekcie rozczarował, choć w mojej opinii zaważył o tym brak dostatecznego wsparcia.
Działania prospektywne objawiły się także w sprowadzeniu Adama Basse. 17-latek trafił do Śląska z New York City, za oceanem grywał w drużynie rezerw. Początki przygody we Wrocławiu były bardzo trudne, podczas zgrupowania młodzieżowej reprezentacji Polski doznał kontuzji. Zadebiutował w jednym z ostatnich meczów Jacka Magiery, pojawił się na placu gry w starciu z Rakowem Częstochowa. Zrobił niezłe wrażenie, zebrał przychylne opinie. W trzech meczach Ekstraklasy spędził na boisku tylko 23 minuty.
Snajper wykazuje wielki potencjał, dysponuje świetnymi warunkami fizycznymi, David Balda wieszczył mu transfer do Premier League. W lutym został jednak wraz z Filipem Rejczykiem (którego przygoda jest jeszcze bardziej absurdalna) przesunięty do drużyny rezerw. Zadziałać postanowił ojciec zawodnika, który zażądał transferu do… Rakowa. Młody piłkarz kontynuuje swoją karierę pod Jasną Górą, gdzie grywa w czwartoligowych rezerwach „Medalików”. Śląsk otrzymał za niego około 250 tysięcy euro.
Tyle by było… Adam Basse zmieni Śląsk na Raków
We wrześniu z klubu odszedł także inny gwiazdor – Nahuel Leiva. David Balda pilnie potrzebował zastępstwa także dla tego zawodnika, Śląsk podpisał umowę z Jakubem Świerczokiem, który pozostawał wolnym piłkarzem. W pierwszych meczach wyglądał nieźle, tylko raz zdołał pokonać bramkarza. Także nie odnalazł jednak formy, która predestynowałaby go do satysfakcji z jesiennych występów.
Czas Ante Simundzy
Kadencja Ante Simundzy rozpoczęła się dla niego świetnie, został jednym z wicekapitanów WKS-u. W pierwszym wiosennym meczu z Piastem Gliwice (1:3) zdobył piękną bramkę, pokazał instynkt napastnika. Niestety kilka dni później na treningu zerwał więzadło w prawym kolanie, to kolejna taka kontuzja w karierze Świerczoka.
Koniec sezonu dla snajpera oznaczał, że nie wypełnił on progu rozegranych minut, który gwarantował automatyczne przedłużenie umowy. Być może w meczu z Piastem założył koszulkę meczową WKS-u po raz ostatni.
Dramat wicemistrza oznaczał, że o miejsce w składzie powalczą Musiolik i Assad Al Hamlawi. Drugi z napastników został sprowadzony zimą z Oddevold, w sezonie 2024 drugiej ligi szwedzkiej ustrzelił 14 bramek. Kolejne mecze były bardzo niemrawe, Al Hamlawi rozpoczynał w wyjściowej jedenastce.
Nadszedł wyjazdowy mecz z Koroną Kielce, trener Simundza tym razem postawił na Musiolika. Po 45 minutach Polak opuścił boisko, w drugiej części zagrał 24-latek. Oba występy nie wniosły do gry Śląska niemal nic, wydawało się, że po raz kolejny najsilniejszym bólem głowy szkoleniowca będzie brak skutecznego snajpera.
Nadszedł mecz z Legią Warszawa (1:3), WKS przegrał drugi raz z rzędu. Al Hamlawi tym razem zdołał jednak dołożyć trafienie, w świetnym stylu urwał się obrońcom klubu ze stolicy. W kolejnym spotkaniu z równie silnym rywalem snajper ponownie zaskoczył obrońców, zarysowała się także bardzo istotna współpraca. Po genialnym podaniu Jakuba Jezierskiego Al Hamlawi dał prowadzenie w starciu z Pogonią Szczecin. Mecz zakończył się remisem 1:1, postawa zawodników Śląska była jednak powodem do optymizmu.

Przed przerwą reprezentacyjną WKS wybrał się na arcyważny mecz do Mielca, szalone starcie ze Stalą zakończyło się wysokim zwycięstwem gości 4:1. Assad Al Hamlawi dołożył kolejną bramkę, to była pierwsza w bieżącej kampanii seria trzech meczów z rzędu, w których piłkarz Śląska zdobył gola. Snajper w niezłym nastroju udał się na zgrupowanie reprezentacji Palestyny. Było to dla niego premierowe powołanie, 20 marca zadebiutował w starciu z Jordanią (1:3). Zagrał także pięć dni później przeciwko Irakowi (2:1), w sumie spędził na boisku w koszulce swojej reprezentacji 28 minut.
Powrót do ligowych gier jawił się jako niebywale trudne zadanie dla wrocławian, na Tarczyński Arenę przybył wściekły Lech Poznań. „Kolejorz” w poprzedniej kolejce przegrał z Jagiellonią Białystok 1:2, tym samym spadł na trzecie miejsce w tabeli Ekstraklasy. To było piłkarskie święto, na stadionie pojawiło się ponad 30 tysięcy kibiców.
Al Hamlawi postanowił kompletnie zawładnąć starciem z silnym przeciwnikiem, już w 11. minucie otworzył strzelanie. Zrobił to w kapitalnym stylu, uderzył w samo okienko bramki Bartosza Mrozka. Napastnik reprezentacji Palestyny hucznie celebrował trafienie, rozpoczął od efektownego fikołka w stylu Pierre-Emericka Aubameyanga. Przed powrotem na własną połowę zawodnicy pokazali kibicom także coś, czego ci jeszcze nie widzieli. Wraz z Jakubem Jezierskim wykonali celebrację przypominającą wzajemny strzał z broni palnej, był to genialny symbol współpracy duetu, który niósł Śląsk do kolejnych trafień.
Lech Poznań zdołał wyrównać, po przerwie jednak bohater po raz kolejny wszedł na piedestał. Bardzo przytomnie odnalazł się w polu karnym, dobił świetne uderzenie Arnau Ortiza. Śląsk wyszedł na prowadzenie, piłkarze powtórzyli celebrację. To był pierwszy dublet piłkarza wicemistrza od końcówki października, wówczas w pucharowym meczu z Radomiakiem (3:0) dokonał tego stoper – Aleksander Paluszek.
Ekstraklasa kocha takie niespodzianki! Śląsk Wrocław wygrywa z bezradnym Lechem Poznań
Gole Al Hamlawiego poprowadziły drużynę do wygranej, to był czwarty mecz z rzędu z golem 24-latka. Trzecie trafienie dołożył Petr Schwarz, mecz zakończył się wynikiem 3:1. Gdy Simundza rozpoczynał pracę w Śląsku, powiedział, że potrzebuje napastnika, Rafał Grodzicki postanowił spełnić życzenie Słoweńca, ten w genialnym stylu wykorzystał atuty snajpera reprezentacji Palestyny. Mówi się, że lepiej zrobić coś późno, niż wcale… W tym wypadku przestrzały były niebywale kosztowne, mimo wszystko nieoczywisty transfer może przynieść utrzymanie w Ekstraklasie – to cel najważniejszy.
Al Hamlawi stał się ulubieńcem kibiców, w czwartek klub zorganizował akcję, w ramach której wraz z Jakubem Jezierskim sprzedawali bilety w kasach przy Oporowskiej. Fani ponownie tłumnie nadciągną na Tarczyński Arenę, na sobotnie spotkanie z Motorem Lublin wyprzedano 20 tysięcy wejściówek. Dla Śląska to będzie niebywale istotne starcie w kontekście walki o ligowy byt, do bezpiecznej pozycji podopieczni Simundzy tracą cztery oczka. Pierwszy gwizdek sędziego Marcina Kochanka w sobotę o godz. 17:30.