
photo: accredito motor-lublin-sa
Widzew chciał w Wielką Sobotę przywrócić nadzieję kibicom. Zmazać plamę po blamażu w Kielcach, pokazać, że nowy projekt nie będzie oparty wyłącznie na wizjach, ale też na punktach. Tymczasem do Łodzi przyjechał Motor – beniaminek, który nie tylko nie podłożył się, ale w pełni zasłużenie zabrał z Piłsudskiego trzy punkty. 2:1 – konkretnie, boleśnie, w punkt.
Niewykorzystane okazje lubią się mścić…
Już przed meczem dało się poczuć, że Motor przyjechał tu nie tylko w roli statysty. Sektor gości wypełniony, trybuny Widzewa reagujące nerwowo – to miało być więcej niż zwykłe ligowe spotkanie. Sopić zestawił defensywę w najmocniejszym możliwym ustawieniu, ale w ofensywie musiał kombinować – brak Shehu, kontuzje, rotacje. Cybulski na lewej stronie, Czyż wyżej, Tupta jako wysunięty.
I to właśnie Tupta jako pierwszy mógł otworzyć wynik – najpierw przegrał wyścig z Tratnikiem, chwilę później zbyt długo zwlekał ze strzałem po zamieszaniu w polu karnym. Widzew miał też słupek po kontrze i uderzeniu Cybulskiego. Było blisko, ale jak wiemy, stara prawda futbolu – niewykorzystane okazje lubią się mścić…
Motor ma szczęście, gol z niczego
Motor nie forsował tempa, ale potrafił zagrać nieszablonowo. Przewrotka N’Diaye’a? Widowiskowa. Karny w 41. minucie po faulu Kozlovsky’ego? Kontakt był, jak najbardziej do odgwizdania. I choć kibice Widzewa robili, co mogli, by rozproszyć strzelca, Dariusz Wolski wyegzekwował „jedenastkę” z zimną krwią.
– Ten Gikiewicz kiedyś obroni karnego dla Widzewa? – pytają zapewne z przekąsem fani gospodarzy. Pytanie, nadal aktualne. Co ciekawe przeciwko Widzewowi Łódź podyktowano najwięcej rzutów karnych w tym sezonie
Kerk jak z bajki, ale tylko przez chwilę
Po przerwie Widzew ruszył, ale znów brakowało konkretu. Alvarez, Kozlovsky, Cybulski (nieuznany gol po pięknym strzale) – próbowali, kombinowali, ale zawsze czegoś brakowało. Aż do wejścia Sebastiana Kerka. Pierwszy kontakt z piłką? Dośrodkowanie. Efekt? Samobójcze trafienie Najemskiego i wyrównanie.
Stadion eksplodował, ale zanim zdążył opadać dym z rac, Motor przeprowadził błyskawiczną odpowiedź. Piotr Ceglarz – precyzyjnie, przy słupku. Gikiewicz bez szans, Widzew bez argumentów.
Dwie minuty, dwa gole, szok i niedowierzanie. Widzew dopiero co wrócił do meczu – i znów musiał gonić. Tylko że już nie miał czym.
Końcówka bez wiary
Kerk próbował z woleja, raz jeszcze groźnie wrzucał, ale to za mało. Tratnik pewny, linia obrony Motoru dobrze ustawiona, a gospodarze… bez planu. Gdy sędzia Przybył zakończył spotkanie, na trybunach dało się słyszeć więcej westchnień niż braw.
Widzew przegrał drugi mecz z rzędu, znów w stylu, który nie przystoi drużynie aspirującej do czegoś więcej niż tylko utrzymania. Nowy właściciel, nowe plany, ale punktów – wciąż za mało do pewnego utrzymania.
Motor natomiast wskakuje na 6. miejsce w tabeli. Jeśli utrzyma tę pozycję, będzie to najlepszy sezon w historii klubu – lepszy niż ten z 1985 roku, gdzie mieli najwyższe, 9-te miejsce w swojej historii. Czy to wciąż „tylko” beniaminek? Tak. Ale z charakterem, planem i łobuzerską swobodą, której nie da się nauczyć.
WIDZEW ŁÓDŹ – MOTOR LUBLIN 1:2 (0:1)
70′ Najemski (sam.) – 43′ Wolski (karny), 72′ Ceglarz
1 komentarz on “Motor psuje święta Widzewowi! Dwie minuty, które wstrząsnęły Łodzią”